#21

1.3K 84 3
                                    

Charlotte.

Rano obudziła mnie Daisy. Chociaż była jeszcze mała, potrafiła wskoczyć mi na łóżko. Najwyraźniej było jej tutaj dobrze, bo było ją bardzo trudno z tego łóżka ściągnąć.

Sięgnęłam po telefon, który był na etażerce i spojrzałam na godzinę. Było przed 9. Leniwie wstałam z łóżka, uważając na zasypiającego szczeniaczka. Podeszłam do szafy, i wyjęłam z nich parę szarych dresów i czarną bokserkę. Przemyłam twarz wodą, a następnie zeszłam na dół do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie.

Usłyszałam dźwięk telewizora, który dochodził z salonu. Na kanapie zobaczyłam małą Sky, która oglądała jakąś bajkę.

-Dzień dobry księżniczko- uśmiechnęłam się, po czym poczochrałam jej miękkie włosy spięte w małego koka. Dziewczynka miała na sobie, onesie ze Stichem. Wyglądała w nim bardzo uroczo. Kolor jej pijamy podchodził, pod kolor jej oczu.

-Dzień dobry- przywitałam się z moim dziadkiem, po czym pocałowałam jego policzek.

-Witaj słonko- uśmiechnął się- Jak się spało?

-Dobrze- powiedziałam biorąc mleko i płatki- Rodziców nie ma?

-Wszyscy poza mną, i babcią pojechali do miasta. No wiesz, dzisiaj sylwester i musieli kupić kilka rzeczy- powiedział.

Faktycznie. Dzisiaj jest 31 grudnia. Na śmierć zapomniałam. Wieczorem jest, impreza sylwestrowa u Nicka, a ja nie wiem, czy powinnam na nią iść.

-Będziecie w domu?- zapytałam, siadając na przeciwko mojego dziadka.

-Tak. Mieli przyjść do nas Państwo Woodsowie, ale nie mogli z przyczyn zdrowotnych- powiedział dziadek, przeglądając poranną gazetę.

Może to dlatego Nick wybiegł, kilka dni temu, tak nagle z kawiarni. Coś stało się jemu mamie lub tacie. Musiałam zadzwonić do Harrego.
Wychodząc z kuchni, minęłam się w progu, z babcią, której także dałam buziaka. Będąc w pokoju, zamknęłam drzwi, i wybrałam numer do bruneta. Po kilku sygnałach w końcu odebrał.

-Czego- powiedział, poranną chrypką. Najwyraźniej go obudziłam.

-Śpisz?- zapytałam.

-Jak widać- powiedział z irytacją- Nie dajesz wyspać się, biednemu człowiekowi?! Nawet nie ma 10 Blacke!- powiedział z oburzeniem.

-Tak, tak- zirytowałam jego słowa. Poranny Harry zaczynał mnie bawić- Gadałeś z Nickiem, w ostatnim czasie?

-Ta. Widzieliśmy się z dwa razy. A co?

-Idziesz dzisiaj do niego?- zapytałam nieśmiało.

-Oczywiście. Razem z tobą.

-Nie wiem czy to dobry pomysł- powiedziałam, drapiąc się po karku.

-Jak się pogodzicie, to cie przeleci i po kłopocie.

-Jesteś idiotą- powiedziałam oschle.

-Coś jeszcze?

-Ym. Właściwie to tak. Mówił ci czemu wybiegł tak nagle z kawiarni?

-Jego mama trafiła do szpitala. Ma nawrót, raka- powiedział.

Mama Nicka ma raka. Nic mi o tym nie mówił, ale dlaczego?

-Oh..- tylko na tyle było mnie w tej chwili stać. Współczułam mu, i to bardzo.

-Bądź o 20 u Woodsa- powiedział po czym się rozłączył.

Jakiś czas siedziałam, i wpatrywałam się w dom, który znajdował się naprzeciwko. Chciałam iść do Nicholasa. Przytulić go, i powiedzieć że wszystko będzie dobrze, ale to on się do mnie nie odzywał.

Don't leave meWhere stories live. Discover now