XLIII

1.3K 117 1
                                    

Na rozkaz Kylo przeniesiono ją do osobnego pokoju. Nawet droid medyczny nie miał zamiaru się z nim spierać, wyczuwając w mechanicznym głosie rycerza groźbę. Po otrzymaniu wiadomości od wściekłego Huxa, mężczyzna przesiedział kilka godzin na komendzie, nadzorując przygotowania.

Broń Ruchu Oporu wleciała do systemu, atakując niszczyciel generała. Walki trwały pewnie nadal gdzieś nad ich głowami.

Ale Ren nie miał czasu przejmować się takimi sprawami. Zresztą, Hux i tak sobie poradzi. Jak zawsze.

Westchnął cicho, zaciskając jeszcze mocniej swe palce w pięści. Nie dostał żadnej informacji, a przecież dał rozkaz o natychmiastowym zawiadomieniu go o jakiejkolwiek zmianie. Wiedział, że jest bezpieczna, spokojna, że jest jej ciepło, rany zostały otoczone delikatną opieką, że śpi...

Zamknął oczy, wyrywając się z tego nurtu. To nie był czas i miejsce. Nie teraz, gdy próbował wymyślić jakiś plan na obronę przed pociskiem zdolnym do zniszczenia całej planety.

Ewakuacja nie była rozwiązaniem, jakiego poszukiwał. On nie zamierzał uciekać.

I nagle poczuł to gwałtowne ukłucie. Strach, ogarniający duszę i myśli, wysysający wszelką nadzieję z ciała, paraliżujący członki, powodujący suchość w gardle, wyciskający łzy bezsilności spod zaciśniętych powiek...

Vivienne.

Kylo odwrócił się gwałtownie, chcąc biec w jej kierunku. Jednak czując na sobie spojrzenia reszty żołnierzy pracujących przy panelach, powstrzymał się. Zamaszystym, szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia kierując się prosto tam, gdzie go potrzebowała. Jeszcze raz w swoim życiu podziękował w duchu za maskę, która przesłaniała go przed całym światem. Pozwolił sobie na krótką sekundę, podczas której przez jego twarz przemknęło uczucie, uważane powszechnie za słabe i rozpraszające...

Nie...!

Miał wrażenie, że jego paznokcie przebijają skórę rękawic, kiedy tak zaciskał swoje długie palce coraz mocniej i mocniej. On już dawno zapomniał, jak. On już dawno nie potrafił. Nie potrafił...

~ Vien, idę. Jestem tu. Spokojnie.

Jego głos nie przebił się przez skłębione myśli wojowniczki. Poruszały się zbyt chaotycznie, zbyt szybko, pędząc na oślep i rozbijając się o siebie nawzajem. Kylo przygryzł wnętrze policzka, nie mogąc dostać się do białowłosej.

Wpadł do pokoju, odtrącając droida medycznego na bok.

- Sir! - krzyknął oburzony robot.

Rycerz machnięciem ręki zamknął drzwi i wyłączył maszynę. W pomieszczeniu nagle zapanowała cisza, przerywana jedynie delikatnym oddechem leżącej. Kylo nie rzucił się w jej stronę, co i jego samego zaskoczyło.

Ręce wojownika ożyły, powoli podnosząc się i sięgając palcami pod krawędź hełmu. Syk przeciął stojące powietrze, kiedy zdjął maskę, patrząc na Vivienne swoimi własnymi oczami. Nie poruszył się już więcej, obserwując ją.

Myśli białowłosej uspokoiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ky domyślał się, że to przez jego bliską obecność. Widział maleńkie kropelki potu na bladej skórze, srebrne włosy rozsypane na poduszce, drobne dłonie i delikatne palce, zaciśnięte na kołdrze.

Mężczyzna odłożył maskę na stolik przy drzwiach i zbliżył się powoli. Bojąc się, że może ją zbudzić, przyklęknął tuż przy jej wezgłowiu.

Mógłby tak wpatrywać się w jej spokojną twarz przez wieki.

Delikatnie zdjął rękawicę z prawej dłoni, spokojnie unosząc ją i muskając ciepły policzek. Zareagowała na ten dotyk niemal natychmiast, przekręcając we śnie głowę w jego kierunku. Kylo poczuł szarpnięcie, kiedy pociągnęła za ich nić. Uniósł kącik ust, gładząc skórę białowłosej zewnętrzną stroną palców.

Było to jednak zbyt piękne i spokojne, aby mogło trwać dłużej niż kilka chwil.

Obudziła się nagle, siadając gwałtownie na łóżku. Krzyczała przez ten cały czas. Srebrna kurtyna włosów przesłoniła jej twarz, kiedy pochyliła się do przodu. Krzyk przerodził się w jęk.

Ky od razu usiadł tuż obok, jednym ramieniem otaczając jej drżące plecy, a drugim próbując ją podnieść do góry. Vivienne dała mu się przycisnąć do piersi, łkając.

Rycerz nic nie mówił, gładząc delikatnie dłonią w rękawicy głowę Viv. Zaczął się powoli kołysać na boki, uspokajając ją. Tak wielka i niegdyś opanowana wojowniczka, potrafiąca zmrozić nawet jego samego swoim spojrzeniem, teraz stała się tą drżącą, płaczącą, zagubioną dziewczyną.

A to wszystko przez jej przeszłość.

Kylo bardzo dobrze widział obrazy, czuł frustrację, złość i lęk wymieszany z gniewem, słyszał słowa i dźwięki, nawet ból w lewej piersi po prawie zabójczym ciosie, otrzymanym od brata bliźniaka. Przytulił jej drżące, drobne ciało jeszcze mocniej do siebie, opierając policzek na czubku głowy Vivienne.

- Mikkel - zdołała wyszeptać pomiędzy gwałtownymi wdechami. - Mikkel. Ky, to on...Mikkel!

- Cicho już - powiedział rycerz, dotykając skóry na jej bladym policzku. - To był koszmar, Vien.

Ta nawet na niego nie spojrzała, tonąc we wspomnieniach i kłębowisku myśli, jakie jeszcze pozostały wzburzone po śnie.

- Nie mogę go stracić, Ky - zaszlochała. - Nie mogę...To przeze mnie. To wszystko przeze mnie. Czemu przeżyłam? Miałam umrzeć, odejść z tego świata...Na Moc, Kylo, czemu...?

Słowa nie potrafiły przecisnąć się przez gardło rycerza. Mężczyzna nigdy nie czuł się dobrze w takich sytuacjach, choć obecność Vivienne koiła jego umysł i napawała dziwną pewnością siebie. Objął ją mocno, całując w czubek głowy.

~ Zaśnij, Vien. Zamknij oczy i pozwól mi zająć się resztą.

Posłuchała go i z cichym westchnieniem poddała się, gdy użył Mocy. Oparła się ciężko o pierś rycerza, który jeszcze chwilę trwał w tej pozycji. Nie był przytłoczony jednak przez jej drobną osobę, a obecność. Myśli białowłosej znów się uspokoiły (z niemałą pomocą Rena), pozwalając, aby ogarnęła je cicha czerń.

Wtedy przypomniał sobie o jej ranie.

Zaklął głośno w duchu. Odsunął Vivienne delikatnie od siebie i położył na miękkim materacu. Odchylił jej koszulę, chcąc ją obejrzeć.

Bandaż, owinięty wokół jej talii, pozostał biały. Wciąż pamiętał ten niepokój, jaki czuł, kiedy ją operowali. Okazało się, że w ranie znaleziono kilka małych, groźnych odłamków szkła i metalu. Wciąż dostawał raporty o stanie białowłosej, będąc na komendzie.

Westchnął, wyskakując z tego nurtu myśli i przykrył Viv. Odgarnął z jej twarzy kosmyk srebrnych włosów, muskając przy tym policzek. Usta leżącej zadrżały, jakby chciała się uśmiechnąć.

Kylo został. Wiedział, że jej umysł był narażony na ponowne ataki, a nie potrafił pozwolić na to, aby się bała. Nie chciał już nigdy...

Zacisnął zęby, wyrywając się z macek kolejnych myśli. Jak to się stało, że w niecały miesiąc przywiązał się do kogoś tak bardzo? Jak nie był już w stanie myśleć o niczym innym, jak tylko o niej? Jak potrafił się obarczać winą za te wszystkie krzywdy, które ją spotkały? Skąd wzięło się to poczucie odpowiedzialności za jej życie, szczęście...?

Odpowiedź była zbyt prosta: Snoke nie mógł już nimi kontrolować.

Ciemna i Jasna Strona, zawsze toczące bój o jego duszę, uspokoiły się po odejściu Najwyższego Wodza. Obecność Vivienne przy jego boku dawała mu wszystko, czego potrzebował.

Ona wypełniała jego duszę, sklejając porozrzucane odłamki, które niegdyś razem tworzyły Bena Solo. Bał się ich dotykać, a Vien po prostu weszła i je pozbierała, robiąc to z delikatnym uśmiechem na twarzy i ze skrzącymi się oczami.

Ona dała mu siebie. Coś, czego nikt inny wcześniej nie odważył się zrobić.

Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Where stories live. Discover now