XXIV

1.4K 121 6
                                    

Wydostanie się z celi, w której ją zamknięto, było łatwizną. Późniejsze skradanie się korytarzami do swojego pokoju po broń już mniej, choć Vivienne nie napotkała żadnego szturmowca na swej drodze.

W pośpiechu zarzuciła swój długi miecz w pochwie na plecy i chwyciła za jeden z długich sztyletów. Swój umysł otoczyła szczelnym murem i otworzyła się na otoczenie jeszcze szerzej. Zadrżała, a adrenalina z prędkością błyskawicy opanowała jej całe ciało.

Trzymała się blisko ścian z durastali, przyciskając plecy do gładkiej powierzchni. Widząc dwóch szturmowców przy schodach pożałowała, że nie ma przy sobie blastera. Postanowiła zaryzykować...i wzięła głęboki wdech, wychodząc zza rogu.

Żołnierze zasalutowali. Vivienne odetchnęła w duchu z ulgą i niespiesznie, choć sztywno, weszła na pierwszy stopień, prowadzący w dół. Czyli wiadomość o jej pojmaniu jeszcze nie doszła do wszystkich jednostek. Świetnie.

Mijając piętro, na którym był jego pokój, zwolniła kroku. Oparła się ramieniem o ścianę, wyczuwając obecność rycerza. Spał? Nie, medytował. Miała ochotę wejść tam do jego komnaty z obnażonym mieczem i...

Co by to dało?

W jeszcze szybszym tempie ruszyła w dół, przeskakując co dwa stopnie. Nie potrafiłaby się z nim zmierzyć, nie teraz. I nie sama.

Wyczuła żołnierzy w białych zbrojach gdy dotarła na dół. Nie było ich dużo, z czego większość stanowiły patrole. Powoli i spokojnie wyszła na korytarz, zamrażając Mocą obrazy w kamerach. Wiedziała już, że Kylo ją poczuł. Nagłe drżenie srebrnej nici energii to potwierdziło.

A zresztą, zanim tu dotrze i tak będzie martwa. Zaraz po tym, jak zabije swojego brata.

Przed celą, gdzie trzymano Carino, stało dwóch szturmowców. Vivienne poczuła się dziwnie: z jednej strony zlekceważono jej rozkaz o pomnożeniu straży, z drugiej jednak ułatwiało jej to zadanie. Wzięła głęboki wdech i wyszła zza rogu, kierując się prosto na nich.

- Hej! - krzyknął jeden, wskazując na nią wyciągniętą ręką.

Posłała ich obu na ścianę z niemałą pomocą Mocy, ogłuszając na dłuższy czas. Stanęła przed drzwiami i zaciskając pięści, rozsunęła je. Nie trudziła się już nawet zatrzymywaniem obrazu w kamerach. I tak było za późno.

Carino drgnął, wybudzając się z letargu. Na szyi poczuł nieprzyjemne, zimne ukłucie ostrego czubka śmiercionośnej broni.

- Vivi - szepnął na widok twarzy swojej siostry, która była niebezpiecznie blisko.

Białowłosa nie odpowiedziała, przyciskając sztylet jeszcze mocniej do skóry bliźniaka. Tak bardzo chciała to zrobić, popatrzeć, jeszcze zanim dotrą tu posiłki, na niego, wykrwawiającego się jak zwierzę, którym przecież był. Zacisnęła zęby, czując wściekłość. Nacisk Ciemnej Strony na jej umysł zwiększył się jeszcze bardziej.

Jej brat patrzył jej prosto w oczy. Byli identyczni: te same włosy, kolor tęczówek, kształt nosa i ust...

Przełknął ślinę po chwili ciszy.

- Nie zabijesz mnie? - szepnął, ale w jego głosie nie słychać było wyzwania.

Vivienne zacisnęła palce na rękojeści sztyletu i uniosła go do góry. Dłoń jej drżała. Chciała to zrobić. Tak bardzo chciała to zrobić! Carino zamknął oczy, szykując się na cios.

Ten nadszedł szybko i bezboleśnie. Mężczyzna spodziewał się jakiegoś bólu, ukłucia, zimna...Zamiast tego jego ręce zostały uwolnione z nacisku opinających ich okowów. To samo stało się z nogami i torsem.

Cari spojrzał zaskoczony na Viv, która odsunęła się od niego.

- Może i jesteśmy podobni - zaczęła przyciszonym głosem. - Ale ja nie potrafię zabić własnego brata.

W jego oczach zalśniły łzy. Stanął prosto na nogach, patrząc wciąż na swoją siostrę.

- Posłuchaj, ja nie...

- Zamknij się - przerwała mu ostro, chowając sztylet do pochwy. - Uciekaj, póki możesz. Idź już!

- Nie.

Białowłosa zamrugała parę razy, zanim przez jej twarz przemknął grymas wściekłości.

- Uciekaj, idioto! Ratuję ci życie, chociaż tylko Moc wie, dlaczego i po co!

- Nie ruszam się stąd bez ciebie - powiedział spokojnie, zbliżając się do niej. - Nie odlecę bez swojej siostry.

- Łapy przy sobie! - syknęła wściekle, wyszarpując się z uścisku jego dłoni na swoich ramionach. - Ty zabiłeś swoją siostrę osiem lat temu!

- Wiem, Vivi. To Skywalker pokazał mi coś, co mogło stać się przyszłością. Byłaś w naszej starej bazie, wokół płonął ogień, a ty stałaś pośrodku tego wszystkiego - jeszcze raz chwycił ją pod ramiona, z dotykiem przesyłając obrazy. - Nic cię nie ruszało. Miałem wrażenie, że wpatrujesz się prosto we mnie. Twoje oczy... - maleńka łza spłynęła mu po policzku. - Twoje oczy, Vivi. One były tak pełne wściekłości, zła i... i tej ciemności! - białowłosa zachłysnęła się powietrzem, widząc siebie w wizji brata. - Ty stałaś się Sithem, siostrzyczko. Tak bardzo się wtedy przestraszyłem, że nie byłem w stanie myśleć.

- Ten starzec dobrze wiedział, że przyszłość jest zmienna. To nie było pewne na sto procent!

- Ale twoje zachowanie, to, jak odrzucałaś innych ludzi, twoje wycieczki na całe dni do przeklętego lasu! - zacisnął mocno palce na skórze wojowniczki.

- Jesteście żałośni - szepnęła przez łzy. Wyrwała się ponownie spod jego silnych dłoni, ocierając rękawem mokre policzki. - Wszyscy! Ruch Oporu, Najwyższy Porządek...

Skierowała swe kroki ku drzwiom.

- Leć ze mną - jego głos zatrzymał ją na progu.

- Po co? Upewnisz się, że nie żyję, zabijając mnie osobiście?

- Vivienne, wybacz mi! Przepraszam, to był błąd! Nie masz pojęcia, jakie potem miałem wyrzuty sumienia. Tyle tych nieprzespanych nocy...Ja już nie mogę, Vivi - upadł na kolana, patrząc na nią ze łzami spływającymi po policzkach. - Przepraszam.

Wojowniczka spojrzała na niego z ukosa, otwierając się w Mocy na jego skruszoną, żałosną postać.

- Cari, ja... - głos jej zadrżał.

Białowłosa nie wiedziała, co dalej powiedzieć. Nie potrafiła...

Gdyby nie szturmowcy, których przyspieszone kroki rozległy się w głębi korytarza, pewnie ten moment trwałby kilka minut dłużej. Dziewczyna przycisnęła się plecami do ściany z dłonią na rękojeści sztyletu, a Carino stanął naprzeciwko niej i wyciągnął z małej, niezauważalnej skrytki w bucie kwadratowy, srebrny klocek. Białowłosa zmarszczyła brwi.

- Dzięki temu możemy wrócić do Ruchu Oporu - powiedział jej brat, wciskając małe urządzenie do ręki Vivienne. - Leia żałuje, nie wiesz nawet, jak bardzo. Tak samo, jak ja.

- Skąd możesz wiedzieć, że cię nie zdradzę? - szepnęła cicho, patrząc mu prosto w oczy. - Skąd masz tę pewność?

Cari wzruszył ramionami z małym uśmieszkiem.

- Jesteśmy bliźniakami, siostrzyczko. To się czuje - mrugnął do niej i przeniósł spojrzenie na srebrny przedmiot. - To ściągnie wszystkie informacje na temat bazy, trzeba to tylko wpiąć w odpowiednie miejsce.

Vivienne uśmiechnęła się lekko z błyskiem w oku.

- A ja znam takie miejsce - powiedziała cicho i pociągnęła brata za ramię, prowadząc go biegiem przez korytarz.


Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Where stories live. Discover now