XXXIX

1K 113 1
                                    

Kiedy wreszcie wylądowali, Kylo miał ochotę wyskoczyć ze statku i biegiem skierować się za tą zanikającą nicią, prowadzącą prosto do niej. Jednak zimne i chłodne opanowanie było czymś, czego ci złapani rebelianci bali się najbardziej.

Było ich pięciu. Każdy ubrany w gruby płaszcz lub kurtkę, na to skórzany pas z pustą kaburą...Ren czuł wzgardę i złość, lecz zanim da upust swym emocjom, musi się dowiedzieć wszystkiego. Zszedł powoli po rampie, zaciskając pięści. Patrzył prosto na nich, napawając się strachem, paniką, zdenerwowaniem...

Ach, jak dawno nie czuł tego przyjemnego dreszczyku! Brakowało mu tego.

- Żadnych form życia, sir - szturmowiec z odznaczeniem dowódcy wyszedł naprzód.

- Szukajcie dalej - warknął Kylo, zły, że żołnierz zasłania mu widok na więźniów.

Klęczeli ze spuszczonymi głowami, rękami skutymi za plecami i lufami blasterów przy skroniach. Ren przyglądał im się przez chwilę, po czym wszedł do środka zniszczonej bazy. Delikatna ulga i nadzieja pojawiła się w sercach więźniów. Kylo uśmiechnął się mrocznie, gotów zniszczyć te uczucia. Ale najpierw musiał coś sprawdzić.

Kiedy nie było Vivienne, panowanie nad nim obierała Ciemna Strona Mocy. Lekko wspinała się po jego plecach zimnym, przyjemnym dreszczem, siadając na ramieniu i podszeptując wszystkie rzeczy, których mógłby dokonać z jej pomocą.

Vien, gdzie ty jesteś?

Na pewno nie było jej na komendzie. Kylo zgrabnie omijał nieruchome ciała leżących żołnierzy, odłamki ścian, sufitu, przechodził obok osmolonych kraterów w podłodze...Pobojowisko ciągnęło się dalej i dalej korytarzami, usłanymi makabrycznym dywanem.

Na komendę wszedł jednym z bocznych wejść, a o skorzystaniu z windy nawet nie pomyślał. Tam było chyba najwięcej ciał. Biali żołnierze, mężczyźni w kurtkach...

Wszyscy martwi.

Nić ciągnęła go aż pod zniszczoną kopułę. Ogromna dziura z poszarpanymi krawędziami, osmolona, a szczątki ciał wokół...Ren wzdrygnął się. Nigdy nie lubił takich masakrycznych pozostałości po ładunkach wybuchowych.

Pociąganie urwało się. Zniknęło. Kylo przełknął ślinę, wyglądając przez wybity otwór w kopule. Na zewnątrz padał śnieg, choć w przeciwieństwie do poprzedniej burzy, która trwała kilka godzin, był drobny i unosił się spokojnie w powietrzu, nie ponaglany żadnym gwałtownym wiatrem.

Rycerz zacisnął pięści, biorąc głęboki wdech. Słyszał za sobą ciche szurania i głosy żołnierzy, przeszukujących rumowisko w poszukiwaniu żyjących. Wiedział, że już nikogo nie znajdą.

Chciał odejść do statku, jednak coś wciąż go trzymało w tamtym miejscu. Zmarszczył brwi, próbując wsłuchać się w to lekkie pociąganie. Małe, drobne...zabójcze. Przymknął oczy, szukając źródła.

Długi sztylet wystawał spod kupy kamieni i szkła, gdzieś na prawo od niego. Kylo bez trudu go wyciągnął, chwytając za rękojeść. Rycerz miał wrażenie, że cała ta broń wibruje delikatnie w jego dłoniach. Była przesiąknięta Mocą i obecnością wojowniczki tak bardzo, że prawie czuł ciepły dotyk białowłosej w głębi umysłu.

Jednak ostrze pobrudzone szkarłatną krwią nie było niczym więcej, niż tylko niemym przedmiotem.

Rycerz bez słowa odwrócił się, zamaszystym krokiem opuszczając zniszczoną komendę. Z każdą sekundą zbliżał się do wyjścia, zaciskając palce coraz mocniej na rękojeści sztyletu.

Wyczuł ich drżenie, kiedy go zobaczyli. Przystanął i nie odwracając głowy, objął ich swoimi zimnymi mackami Mocy. Oprócz tej piątki był jeszcze ktoś...

Powoli zbliżył się w ich stronę, stawiając powolne i głośne kroki. Sprawiał wrażenie nieczujnego, niegotowego na żaden atak od tyłu, gdy tak przyglądał się więźniom zza swojej czarnej maski. Żeby wywabić swą ofiarę, wbił jednemu z nich niespodziewanie sztylet w ciało, przebijając delikatną skórę, naczynia krwionośne, struny głosowe, aż jego czubek pojawił się po drugiej stronie gardła młodego mężczyzny.

Kylo nawet nie spojrzał na swoją ofiarę. Bardziej przejęty był krzykiem, jaki wydobył się z ust rebelianta.

Raczej, rebeliantki.

- Nie! - dziewczyna wyskoczyła zza wahadłowca, zabijając dwóch żołnierzy strzałami z blastera.

Rycerz wyczuł jej gniew, strach, smutek...Uniósł kącik ust, zatrzymując ją Mocą.

Nie odwracając się w jej stronę, przekrzywił głowę. Zmrużył oczy, wyłapując tę jedną, delikatną myśl. Ona coś wiedziała. Jego macki wdarły się głębiej i gdyby dziewczyna tylko mogła, krzyknęłaby.

Ale jej usta pozostały w bezruchu.

- Ty ją widziałaś - syknął Kylo i odwrócił się błyskawicznie, wyciągając w jej stronę wyprostowane ramię.

Rebeliantka nie zdążyła złapać oddechu, kiedy Ren chwycił ją za gardło i przyciągnął do siebie. Czubki jej butów stworzyły szlak na śniegu, gdy przeleciała w powietrzu dzielącą ich odległość. Czarne palce zacisnęły się na jej delikatnej skórze, niemal natychmiast tworząc ciemne sińce.

Dusiła się. Dodatkowy ból, zadawany jej przez rycerza, gdy ten penetrował umysł w poszukiwaniu obrazu Vivienne, sprawił, że powoli traciła przytomność. Ucisk palców Rena zwiększył się, kiedy w końcu znalazł to, czego tak desperacko potrzebował.

W myślach dziewczyny była niewyraźną postacią, odcinającą się od bieli śniegu swym ubrudzonym strojem. Szturmowiec. Zaczęła strzelać i nie była do końca pewna, czy trafiła. Przeszkadzała jej zamieć i gdyby nie ona, zabiłaby tego plugawego-

Trzask łamanego karku wyrwał Kylo z jej myśli. Ciało dziewczyny jeszcze wisiało bezwładnie, przytrzymywane wyłącznie przez jego rękę.

Delikatne, dziewczęce dłonie nie próbowały już rozewrzeć palców odzianych w czarne rękawice.

Rebeliantka upadła głucho na śnieg z martwym wyrazem w oczach. Ren bez słowa skierował się do statku, wiedząc już, że ona żyje.

- Sir, a więźniowie?

- Zabijcie ich - warknął, znikając we wnętrzu maszyny.

Rampa zamknęła się przy wtórze czterech głośnych strzałów z blasterów.

Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Où les histoires vivent. Découvrez maintenant