XXVII

1.4K 118 20
                                    

Carino sapnął z wysiłku, próbując bezskutecznie przełamać obronę Kylo. Żołnierze nie atakowali go już, powstrzymani uniesioną dłonią generała Huxa. Vivienne cmoknęła, wyczuwając myśli brata.

- Tyle gniewu...To nie jest droga Jedi, braciszku. Chyba że podjąłeś decyzję o wstąpieniu na Ciemną Stronę Mocy?

Jej bliźniak został odepchnięty mocno do tyłu przez Kylo, który posłużył się odrobiną Mocy.

- A nawet jeśli, to co? - potarł policzek, który wcześniej znajdował się zbyt blisko błyskających ostrzy. Rozejrzał się wokół czujnie, jednak żaden ze szturmowców nie wykonał żadnego ruchu, oczekując rozkazu generała Huxa.

- Zabiłabym cię już pierwszego dnia.

Carino spojrzał na nią i westchnął, a w jego oczach zabłysł smutek.

- Wiesz, że nie musisz tego robić.

- Muszę, chcę i będę, Carino! Wy mnie taką stworzyliście, więc teraz podziwiaj - rozłożyła ręce, występując kilka kroków naprzód. - Podziwiaj to dzieło, które zaczęliście wykonywać wraz z planowaniem zamachu na bezbronne dziecko - jej oczy zabłysły morderczym blaskiem.

Brat wojowniczki pokręcił głową.

- Przykro mi, że Mia...

- Mi też przykro, bracie - ostatnie słowo wypluła z jadem. Kylo, stojący za nią z obnażoną klingą, przestąpił z nogi na nogę.

Cari nagle zamachnął się swym mieczem świetlnym, celując ostrzem w podłogę pod sobą. Okręcił się kilka razy i zniknął na poniższym poziomie, spadając wraz z wyciętym fragmentem.

Vivienne westchnęła cicho, spoglądając na okrągłą dziurę w posadzce. Poczuła delikatne muśnięcie ciepłej obecności, gdy Kylo minął ją i wskoczył na poziom niżej za jej bratem. Krwistoczerwony blask jego broni odbijał się w czarnej masce rycerza.

Viv odwróciła się, wracając na miejsce obok Huxa przy panelu. Na ekranie widniał ten sam napis, a poniżej niewypełniony do końca pasek z liczbą: 27%.

- To o dwadzieścia siedem procent za dużo - mruknął rudowłosy mężczyzna.

Wojowniczka wcisnęła kilka odpowiednich przycisków i napis zastąpił niedokładny zarys bazy. Brakowało w nim nazw miejsc, kilka korytarzy było niekompletnie narysowanych, a najważniejsze punkty kontroli nie zostały prawidłowo oznaczone.

- Oto, co udało im się dostać. A wszystko dzięki temu małemu klockowi - położyła srebrne urządzenie na krawędzi panelu.

Wtedy do ich uszu doszły odgłosy walki.

Vivienne bez słowa wystrzeliła z miejsca niczym pocisk z blastera i wskoczyła do dziury w podłodze. Lądując miękko na ugiętych kolanach, zauważyła ich niemal od razu. Czerwień i zieleń, dwa jaskrawe odcienie kolorów, zderzających się ze sobą co chwila przy ostrych dźwiękach i ogniskach iskier.

Carino wspinał się po schodach i otwierał drzwi na zewnątrz, gdy Viv ruszyła w ich stronę. Kylo zadawał ciosy z dołu, próbując podciąć mu nogi, jednak jej brat świetnie radził sobie ze swym mieczem.

Kiedy wyskoczył na lodowaty chłód nocy, mroczny rycerz rzucił się za nim w pogoń. Vivienne zaczęła przeskakiwać po dwa stopnie, chwytając za rękojeść broni wystającej jej ponad ramię. Kiedy hartowana, mocna, zabójcza stal wysunęła się z pochwy z cichym sykiem, wyszła na zasypany śniegiem klif.

Od kopuły do krawędzi było co najmniej czterdzieści kroków stałego lodu, przysypanego białym puchem, w którym tonęło się po kostki. To jednak nie przeszkadzało walczącym w odbywaniu swego morderczego tańca.

Białowłosa okrążyła swego brata, czekając na moment, w którym mogłaby zaatakować go od tyłu (a najlepiej wbić mu miecz prosto w plecy). Zauważyła, że Kylo, pomimo swych długich szat, poruszał się niezwykle zgrabnie i zwinnie, odskakując co chwila i odbijając ciosy. Zadawał przy tym przemyślane ataki, wciąż zmieniając kierunek lotu swej klingi. Najpierw z góry, z boku, nagle z ukosa od dołu, później znowu z góry, i tak dalej.

Zamyślenie Vivienne przerwała jej własna ręka. Sama wyskoczyła do przodu z mieczem, którego ostrze opadało prosto na odsłoniętą szyję Carino. Bliźniak zablokował je błyskawicznie jaskrawozieloną klingą. Dźwięk przypominający zgrzytanie żelaza o lodową krawędź przeciął powietrze.

- A więc to teraz tak, siostrzyczko? - syknął Jedi.

Lodowy blask księżyca odbił się w jej bladoniebieskich tęczówkach, nadając wojowniczce jeszcze bardziej morderczy wyraz twarzy. Zmrużyła oczy, zaciskając palce obu dłoni mocniej na rękojeści.

Brat odepchnął ją do tyłu, przyjmując cios od Kylo.

Atakowali razem, czasem na przemian, czasem wspólnie. Porozumiewali się krótkimi spojrzeniami i choć Viv nie widziała jego oczu, wyczuwała bardzo dobrze moment, na którym te dwie ciemne tęczówki na chwilę odrywały się od przeciwnika, aby na niej spocząć.

Śnieg wokół ich stóp, który zamarzał powoli, lśnił w trzech kolorach: czerwonym, zielonym i jasnopomarańczowym. Oddechy walczących zamieniły się w parę, mroźne igiełki szczypały wnętrza ich rozgrzanych gardeł, gdy po kilku minutach walki potrzebowali zaczerpnąć więcej powietrza. Vivienne zadrżała, czując nagły dotyk lodowatego wiatru na nagiej skórze. W przeciwieństwie do obu mężczyzn nie miała na sobie czegoś chroniącego przed chłodem, tylko cienką, czarną koszulę.

Nie wiedziała jak. Nie mogła sobie przypomnieć czemu. W jaki sposób?

Rozproszyła się, pozwalając Carino zaatakować. Użył Mocy, popychając ją do tyłu tak mocno, że uderzyła o szybę, tworzącą kopułę nad komendą. Na miejscu, gdzie jej plecy spotkały się z przezroczystą taflą, pojawiła się rysa.

Dobrze, że stała z tamtej strony, a nie przy krawędzi klifu.

Gdy upadła, przez dłuższą chwilę nie potrafiła się podnieść. Jęknęła cicho, czując ból na plecach. Jedna z jej starych ran odezwała się po latach milczenia.

Podnosząc wzrok na walczących, zamarła.

A przecież powinna coś poczuć! Zamknął się przede mną...

Jaskrawozielone ostrze było zwrócone ku górze.

Gdzie była ta krwistoczerwona klinga? Leżała obok nóg swego właściciela i stwórcy.

Dłonie w czarnych rękawicach, chcąc nie chcąc, musiały oprzeć się na ramionach swego wroga, a zza maski nie wydobył się żaden, nawet najcichszy jęk.

Mężczyzna, w którego białych włosach księżyc lśnił swym srebrnym blaskiem, pchnął miecz jeszcze głębiej.

Ciemne, prawie czarne tęczówki, wpatrywały się w krajobraz, rozciągający się tuż za klifem.

Ból przeciął jego myśli niczym błyskawica, choć przecież nie powinien go czuć! Przecież szkolenie powinno całkowicie zamknąć jego umysł...

A jednak mistrz Zakonu Rycerzy Ren nie był tak odporny, jak mu się na początku zdawało.

- KYLO! - kobiecy krzyk przeciął powietrze, kiedy ciało czarnego wojownika upadło w śnieg.

Nie poruszył się już więcej.


Nowy Mistrz » Kylo Ren [korekta]Where stories live. Discover now