Rozdział 25

4.5K 349 30
                                    

Obudziły mnie ciepłe promienie słońca, cały pokój został rozświetlony jasnym żółtym światłem aż chciało się  rozpocząć nowy dzień.
Zwlekłem się z łóżka i ruszyłem w kierunku kuchni.
Zjadłem śniadanie, postanowiłem uwolnić Rose, wystarczająco długo siedziała w zamkniętym pomieszczeniu by zrozumieć co zrobiła złego.
- Rose?
- Rose?
- Rose! Co ci się stało? wszystko dobrze?
Ujrzałem zwinięte w kulkę ciało dziewczyny, kołysała się w przód i w tył, monotonny ruch sprawiał, że jej ciało się 'rozluźniano?', na dłoniach miała ślady krwi.
- Skąd ta krew? Co zrobiłaś?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, nadal kołysała swoim ciałem patrząc w jeden niezidentyfikowany punkt.
- Rose powiedz co się dzieje? Proszę kochanie..
Spod jej powiek rozpoczeły spływać pojedyncze łzy, które po czasie zamieniły się w małe strumyczki.
- Kochanie jestem przy tobie, już wszystko jest dobrze. Przepraszam cię za to już nigdy tak nie zrobie.
Podniosłem jej ciało i zaniosłem do naszej sypialni.
Ułożyłem dziewczynę delikatnie na materacu.
Zauważyłem, że krew z jej dłoni pochodziła z otwartej rany na jej ramieniu.
Szybko pobiegłem po apteczkę, opatrzyłem jej ranę najdelikatniej jak potrafiłem.
- Rose już jest dobrze?
- T-ty mni-e zamknąłeś... - szloch wydostał się z jej ust.
- To już się nigdy nie powtórzy.
- Tam było ciemno... Ja się boje ciemności.
- Nie wiedziałem
- Mówiłam ci ale nie słuchałeś.
Czyli jednak miała racje co do tego.

*Rose POV*
Gdy Cameron zamknął mnie w piwnicy rozpoczął się cały koszmar.
Lek przed zamknietą przestrzenią bez okien, lek przed ciemnościami.
Największe moje zmory, które teraz zostały połączone w jedność przez Camerona.
Chciałam odnaleźć jakikolwiek sposób by wyjść stąd lecz to nic nie dało.
Szukałam jakiegoś okna lecz to również było niemożliwe w tym miejscu, brak jakiejkolwiek drogi wyjścia.
Usiadłam na podłodze i podciągnęłam swoje nogi do klatki piersiowej.
Nie byłabym sobą gdybym nie zrobiła sobie jakiejś krzywdy, siadając na podłodze zahaczyłam o wystający pręt był na tyle ostry, że przedziurawił mi rękę.
Syknęłam pod nosem by złagodzić jakoś ból przeszywający moje ramię.
Patrząc przed siebie miałam wrażenie, że jestem obserwowana przez kogoś, że ściany się do nie zbliżają zamykając mnie w tak małym pomieszczeniu, że wystarczyłaby godzina a ja już byłabym martwa.
Nie potrafiłam złapać oddechu, brak świeżego powietrza i zmory kreujące się w mojej głowie nie pomagały mi ani trochę.
Minęła noc do piwnicy wszedł Cameron z swoim radosnym wyrazem twarzy
- Rose?
- Rose?
Wystarczyło zapytać raz a potem odszukać mnie wzrokiem, to jego wina że znajduję się teraz tutaj i to w takim stanie.

------
Jak wam się podoba? Co sądzicie?

Córka mordercyWhere stories live. Discover now