18 | metamorfoza

14.2K 1.2K 1.5K
                                    

M.

Valeria przyszła po mnie dzisiaj rano, chcąc dotrzymać mi towarzystwa w drodze do szkoły. Tak naprawdę był to tylko pretekst do wbicia się na śniadanie i nażarcie się rogalikami do granic możliwości. Mama uwielbiała Valerię. Zawsze narzekała, że za mało jem, tymczasem Vale podczas jednej wizyty potrafiła zjeść kilogram ciastek, co bardzo radowało moją rodzicielkę. Gdyby mogła, pewnie wymieniłaby się z Wielkim Strażnikiem na dzieci.

Wszystko wskazywało na to, że pierwszy raz nie spóźnię się do szkoły. Nigdy nie potrafiłam zdążyć na czas, do klasy wpadałam parę minut po dzwonku, co z biegiem czasu przestało wszystkich dziwić. Podobny problem miał Adrien, chociaż on zawsze mógł liczyć na podwózkę, a ja leciałam na piechotę, przy okazji okazji czesząc włosy, jedząc śniadanie i odrabiając francuski. Ladybug nauczyła mnie robienia paru rzeczy naraz w zadziwiającym tempie.

Valeria kroczyła parę kroków przede mną, nie odzywając się ani słowem (obraziła się za wyśmianie jej pseudopostępów w podrywaniu Nathanaela). Dłuższy odcinek trasy pokonałyśmy w milczeniu. Zimne powietrze opływało moje ciało, wiatr wiał coraz mocniej. Przez ostatnie dni lało jak z cebra, a słońce najwyraźniej postanowiło wyemigrować. Nieciekawy klimat działał negatywnie na Valerię, która od kilku dni chodziła obrażona na wszystkich dookoła, a plan włamania się do pokoju mamy Adriena (co wciąż uważałam za kompletny kretynizm) musiał poczekać, bo uparcie twierdziła, że jego ojciec jest w Paryżu, kiedy miał niedawno miał samolot do Mediolanu - ona już zupełnie zgłupiała. Przez ten czas starałam się nie wchodzić jej w drogę. Mimo przygnębiającej aury, nasze problemy spadły do minimum. Żadnych ofiar Akumy. Żadnych nowych taktyk Władcy Ciem. Nawałnica i Ilustrator chwilowo wstrzymali ataki na Paryż i nie dawali znaku życia. Nathanael zachowywał się całkiem normalnie - poza tym, że ciągle mnie unikał, a ja wciąż nie zdołałam wydusić z siebie głupiego "przepraszam".

- Co to jest? - Valeria zatrzymała się gwałtownie, a ja niemalże na nią wpadłam.

- Już ci przeszło? Znowu się do mnie odzywasz?

- Nie. Tak. Wrócimy do tego później. Zobacz - uniosła rękę w górę, a ja powędrowałam wzrokiem za ruchem jej dłoni. Zamarłam.

Nad nami unosiła się drobna postać o turkusowych włosach splecionych w dwa długie warkocze i jasnych, prawie białych tęczówkach. W ręku trzymała przedmiot kształtem przypominający berło królewskie, jej policzki pokryte były drobinkami srebra, a do beżowej sukienki miała przypiętą niewielką broszkę. Nie miałam wątpliwości, z kim mam do czynienia. Czyżby Władca Ciem definitywnie pozbył się Ilustratora i Nawałnicy, wracając do starych metod walki? Powoli przestawałam rozumieć tego człowieka. Chyba dopadł go kryzys wieku średniego.

- Nazywam się Transitia.

- Mam to gdzieś.

- Nie chcę zrobić wam krzywdy - kontynuowała niezrażona, a ja szturchnęłam Valerię w bok. - Czy wy też patrzycie na innych i zazdrościcie im wszystkiego, co ich otacza? Macie dość własnego życia? Nie martwcie się. Sprawię, że staniecie się szczęśliwsze.

Próbowałam wymyślić sensowną wypowiedź, która dałaby jej do myślenia, ale Valeria pogardziła psychologicznymi taktykami i przeklinając pod nosem, zaczęła rozglądać się dookoła.

- Co ty robisz?

- Szukam kamienia. Załatwmy to szybko.

Kiedy tłumaczyłam jej, że nie wolno rzucać w ludzi kamieniami, a śmierć nie jest dobrym rozwiązaniem, Transitia skierowała w naszą stronę srebrne berło i wypowiedziała parę niezrozumiałych słów. Nim zdążyłyśmy odskoczyć, było już za późno. Dosięgnął nas oślepiający promień światła. Odczułam chwilowy paraliż, nie mogłam otworzyć oczu, nie słyszałam własnych myśli. Kiedy odzyskałam nad sobą kontrolę, Transitia wylądowała obok mnie i uśmiechnęła się promiennie. O dziwo, czułam się normalnie. Nic mi nie wyrosło, otoczenie wyglądało niezmiennie tak samo, przed moimi oczami nie przelatywały jednorożce. Mimo to, coś tu nie grało.

Zapamiętaj |Miraculous| ✔Where stories live. Discover now