7 | dusze ze szkła

20.6K 1.4K 987
                                    

- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? Gabriel Agreste to największy bałwan, jakiego znam - Diane od ponad godziny katowała ją tym samym pytaniem, sugerując, że decyduje się na pewną śmierć.

- Przesadzasz - Lousie uśmiechnęła się w odpowiedzi. - W ogóle go nie znasz.

- Ty też nie.

- Ale poznam. I udowodnię ci, że wcale nie jest zły. Każdy człowiek ma w sobie coś dobrego.

Przyjaciółka tylko popukała się w czoło, wróciwszy do podziwia swojego nowego obiektu westchnień - prawdopodobnie dwudziestego w tym miesiącu, ale Lousie już dawno straciła rachubę.

Diane uważała, że Lousie była za dobra dla ludzi. Dla każdego miała dobre słowo, starała się dostrzegać w ludziach ich najlepsze cechy, uśmiech nigdy nie schodził jej z twarzy. Tymczasem ona po prostu była szczęśliwa. Nie miała zamiaru tracić czasu na zamartwianiu się o jutro, a jeśli miała płakać, to tylko ze śmiechu. W obecnych czasach ludzie ulegli zepsuci, bo zamiast dziwić się ludzkiemu cierpieniu, szokował ich fakt, że ktoś potrafi być zwyczajnie zadowolony z życia.

Ostatnie dni wypełnione były strachem i rozpaczliwymi modlitwami o lepsze jutro. Po mieście zaczęły krążyć potwory, ludzie zaczęli zmieniać się w istoty przepełnione gniewem i pragnieniem zemsty. Służby nie dawały sobie z nimi rady, coraz więcej obiektów ulegało zniszczeniu. Każdy zaklęty stwór miał jeden cel - znaleźć dwa miracula, czymkolwiek one były. Powtarzali to jak mantrę, pytali o nie każdą napotkaną osobę, wyzywali, grozili. Burmistrz prosił ludzi o zachowanie spokoju, nie okazywanie strachu, ale cóż mieli zrobić ludzie, którzy przez całe życie myśleli, że siły nadprzyrodzone istnieją jedynie w książkach?

Lousie trochę się ich bała, ale mimo to owe istoty niezmiernie ją fascynowały. Pragnęła rozwiązać te zagadkę, zrozumieć, czemu ludzie zmieniają się w kogoś, kim być może wcale nie chcieli się stać. Na ich twarzach wymalowana była złość, za wszelką cenę próbowali wygrać każdą bitwę. Ale Lousie czuła, że kryje się za tym coś więcej. Że tak naprawdę to jedynie maski chwilowej bezradności, która przypadkiem zmieniła się w żądzę zemsty.

- Boisz się?

- Jak cholera - szepnęła Diane, chowając twarz w kolanach. - Mówią, że w szkole jest bezpiecznie, strażnicy stoją wszędzie. Ale ja myślę, że to tylko kwestia czasu. Parę dni i rozwalą wszystko.

- Bądź w dobrej myśli - Lousie położyła jej dłoń na ramieniu. - Żadne zło nie trwa wiecznie, wiesz? Według mnie prędzej czy później wszystko znowu nabierze kolorów.

Diane została jej przyjaciółką już podczas pierwszego tygodnia pobytu w nowej szkole. Podeszła do niej na jednej z przerw, zachwycając się jej sukienką, którą Lousie nieco podrasowała, łącząc ze sobą motywy kwiatowe we wszystkich kolorach tęczy. Chciała wyrażać siebie, wyróżniać się w tłumie, pokazywać siebie w każdym najdrobniejszym geście - chociażby specyficznym stroju. Większość osób porządnie to zszokowało, bo Diane należała do tzw. "elity" i nie zadawała się z byle kim. Zawsze miała idealnie ułożone włosy, perfekcyjnie zrobiony makijaż, pomalowane paznokcie. Najczęściej chodziła w pastelowych sukienkach i praktycznie nigdy nie rozstawała się z wysokimi obcasami - ogromnie przeżywała fakt, że musi żegnać się z nimi na czas wuefu. Diane okazała się diabelnie inteligentną osobą, której zawsze brakowało kogoś do wygadania się. Może zbyt stereotypowo oceniała ludzi i często palnęła coś niewłaściwego, ale Lousie szczerze ją uwielbiała.

- Naprawdę tak myślisz? Bo ja nie - Diane bezradnie wzruszyła ramionami. - Ludzie nie wiedzą, co robić. Pierwszy raz mają do czynienia z czymś takim. Nikt nie ma pojęcia, jak z tym walczyć. Chciałabym tylko, żeby zostawili Paryż raz na zawsze. Tylko tyle.

Zapamiętaj |Miraculous| ✔Where stories live. Discover now