Rozdział dwudziesty czwarty

Zacznij od początku
                                    

Musiałem się powstrzymywać, żeby nie pokonać drogi dzielącej parking od wejścia do szpitala biegiem. Ostatecznie ograniczyłem się do szybkiego kroku.

Wszedłem do środka i od razu zobaczyłem Ashley czekającą na mnie zaraz przy drzwiach.

-Boże, jesteś - złapała mnie za ramię i od razu zaczęła ciągnąć w kierunku korytarza.

-Wszystko okej? - spytałem kompletnie nie wiedząc co mam powiedzieć.

-Zakładam, że tak - Ashley w końcu zatrzymała się pod jakąś salą - siedziałyśmy w domu i nagle ona stwierdziła, że to już i tak oto skończyłyśmy tutaj - opadła na krzesło pod ścianą i wzruszyła ramionami.

Usiadłem obok niej, ale szybko stwierdziłem, że nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu i zacząłem w tą i z powrotem chodzić po krótkim korytarzu.

-Za chwilę wydepczesz ścieżkę - mruknęła Ashley po upływie kilkunastu minut.

Była irytująco spokojna, siedziała z nogą założoną na nogę i zdzierała lakier z paznokci.

Przewróciłem oczmi nie przerywając mojej wędrówki.

-To będą dziewczynki - oznajmiła nagle, jednocześnie wyrywając mnie z zamyślenia.

-Co?

-Melody nie powiedziała ci, bo chciała, żeby to była niespodzianka, ale ja widzę, że zaraz wyjdziesz z siebie, więc - uśmiechnęła się, a ja ponownie usiadłem obok niej.

Dwie dziewczynki. Dwie małe, niewinne, bezbronne dziewczynki.

-Nieźle, co? Pamiętam jeszcze, jak we dwie bawiłyśmy się lalkami w jej ogródku. Udawałyśmy, że to nasze dzieci i musimy się nimi opiekować, to Melssy zawsze była w tym lepsza. Moje lalki często wypadały z wózka - uśmiechnęła się do swoich wspomnień - a teraz ona naprawdę ma męża i dzieci. Czas leci tak szybko.

Oparłem podbródek na dłoniach i patrząc w przestrzeń również cofnąłem się myślami w przeszłość.

Pamiętam, kiedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Pamiętam w co była ubrana i jak odgarniała włosy z twarzy, patrząc na mnie niepewnie.

Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że w przyszłości zostanie moją żoną i będę miał z nią dwójkę dzieci na pewno bym go wyśmiał.

Ale teraz nie wyobrażam sobie mojego życia bez niej. Świat byłby pusty i ciemny, zupełnie, jakby zabrakło w nim słońca.

Była moim słońcem, wszystko kręciło się dookoła niej. Potrafiła swoim światłem i ciepłem rozmyć nawet największe mroki.

-Pójdę...pójdę po wodę - wskazałem brodą na dystrybutor na końcu korytarza.

Na krześle pod ścianą siedział mężczyzna, na oko 40 letni, nogi miał wyprostowane i skrzyżowane w kostkach, ręcę włożone w kieszenie spodni.

-Pierwsze dziecko, co? - zmierzył mnie wzrokiem z miłym uśmiechem.

Skinąłem głową i po chwili dodałem:

-Bliźniaki - nalałem wody do plastikowego kubeczka i upiłem łyk.

-Synu, ja jestem tu już po raz piąty - mężczyzna zaśmiał radośnie.

Miał na sobie kombinezon z doczepioną plakietką, na której było napisane "Steve".

-Naprawdę? To...to sporo - wziałęm kolejny łyk.

-Wiem, ale cóż jakoś tak wyszło - rozłożył ręce jakby chciał powiedzieć "tak bywa".

-Więc, to bardzo trudne? To znaczy, bycie rodzicem? - spytałem niepewnie gniotąc pusty kubeczek w dłoni.

-Najpierw nie będziesz mógł przesypiać nocy, bo dzieciak nijak nie będzie chciał spać, potem będzie ci się wydawało, że ten etap masz już za sobą, ale 15 lat później on znowu nadejdzie, bo będziesz po nocach czekał aż gówniarz wróci do domu, zastanawiąc się, czy nic mu nie jest. Oprócz tego trochę brudnych pieluch, łzy kiedy po raz pierwszy spadnie z roweru, odrabianie zadań z matematyki, sklejanie złamanego serca, no i po prostu bycie. Bycie dla niego pomocą i wsparciem o każdej porze dnia i nocy. To ciężkie, ale piękne. Warto się poświęcić, żeby móc zobaczyć jak stawia pierwsze kroki, jak pierwszy raz mówi "tata", jak wypada mu pierwszy ząb, przeżywa swoją pierwszą gwiazdkę, idzie do szkoły i staje się młodym człowiekiem. To niesamowite, nie zamieniłbym rodzicielstwa na nic innego, nieważne, jak wiele razy moje potwory doprowadzają mnie do białej gorączki. Kocham to i zobaczysz, ty też pokochasz.

-Dziękuję, tak sądzę - uśmiechnąłem się blado.

Wtedy zauważyłem, że Ashley macha w moim kierunku i towarzyszy jej jeszcze ktoś.

-To chyba już - przygryzłem wargę niespokojnie uderzając stopą o podłogę.

-Biegnij, synu. I powodzenia - mężczyzna uśmiechnął się pokrzepująco.

-Dzięki - odwróciłem się i szybko wróciłem pod salę, gdzie stała Ash.

-Pan jest ojcem? - spytała pielęgniarka.

-Tak - skinąłem głową patrząc na nią wyczekująco.

-Gratuluję, ma pan dwie córki, obie są zdrowe i śliczne - kobieta uśmiechnęła się i poklepała mnie po ramieniu.

Przeczesałem włosy dłonią, powoli wypuszcząjc powietrze z płuc.

Mam dwie córki.

-Chce je pan zobaczyć?

-Tak, tak chcę - prawie wykrzyknąłem.

Pielęgniarka otworzyła drzwi sali i wskazała mi, żebym wszedł za nią do środka.

W łóżku na końcu sali siedziała moja Melody, a w ramionach trzymała małe zawiniątko.

Podniosła wzrok ręką nakazła mi podejść bliżej.

Wyglądała na zmęczoną i równocześnie naprawdę szczęśliwą.

-Hej, zobacz kogo tu mam - szepnęła, kiedy usiadłem na stołku przy łóżku.

Pochyliłem się do niej i moim oczom ukazała się najbardziej urocza istotka kiedykolwiek.

Miała krótkie brązowe włosy, mały śliczny nosek i delikatnie różowe usta. Spod różowego kocyka wychylały się dwie małe rączki zaciśnięte w piąstki.

Do sali weszła inna pielęgniarka, podeszła do nas, na rękach trzymając drugie zawiniątko.

-Proszę bardzo - wcisnęła mi dziecko na ręce i wyszła, zostawiając nas samych.

Starałem się trzymać ją najdelikatniej jak potrafiłem, bo miałem wrażenie, jakbym trzymał coś zrobionego ze szkła.

Wtedy powoli uchyliła powieki, ukazując dwoje błyszczących, niebieskich oczu.

-Są takie małe i kruche - wyszeptałem do mojej żony, kołysząc maleństwo w ramionach.

-Są nasze - dodała Mels, jakby wciąż nie mogąc w to uwierzyć - to jest Carmen - oznajmiła kciukiem głaszcząc policzek dziecka.

-Więc to jest Rose, pasuje do niej - stwierdziłem, kiedy dziewczynka patrzyła na mnie z dołu wielkimi oczami - cześć Rosie - dotknąłem malcem jej małej rączki, a ona natychmiast ścisnęła mój palec.

Steve miał racje, już kocham bycie tatą.

o mój Boże, czy to nie jest najbardziej uroczy rozdział w historii tego opowiadania? kiedy go pisałam, moje uczucia były jak jedno wielkie "awww".
jest dość długi i cóż, chyba nie muszę powtarzać, że bardzo liczę na Wasze komentarze?
wciąż jestem mega rozczulona, tak więc, awwwww, do następnego xx
PS. dodałam pierwszy rozdział na moim innym ff "starry eyed" może zajrzycie? ;)




forever together // horan ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz