24.TWENTY-FOUR

84 6 0
                                    

Tak jak ostatnim razem usiadłyśmy z Luną na trybunach i czekałyśmy na rozpoczęcie meczu. Tym razem byłyśmy dużo później przez co mecz szybciej się zaczął i nie miałyśmy czasu na rozmowę.

Ponownie zagrała muzyka rozpoczynająca mecz, ponownie zawodnicy weszli na boisko i ponownie zostały wystrzelone piłki w góre, za którymi wszyscy od razu polecieli. Wydawać by się mogło, że rzeczywiście wszystko jest tak samo, ale nie. Tym razem Draco był dużo bardziej zdenerwowany i zdezorientowany, mimo że nie grał już o pozycję w drużynie, tak jak ostatnio. Każdy ruch chłopaka, każde spięcie mięśnia i lot w kierunku złotego znicza było nienaturalne i przesiąknięte niepewnością. Malfoy co jakiś czas odwracał się za siebie, tak jakby miał go ktoś śledzić, ale przcież tak nie było. Był nerwowy, a koledzy z drużyny co jakiś czas krzyczeli coś w jego strone, zapewne były to pospieszające hasła. Prawda była taka, że przez zachowanie Malfoya reszta drużyny była skazana na porażkę.

Po kolejnych minutach mecz dobiegł końca i tak jak każdy przypuszczał, z klęską dla ślizgonów. Gdy tylko wszyscy zlecieli na ziemie, Draco rzucił miotłą i w złości ściągnął z siebie rękawice. Emocje w nim buzowały i wcale się nie dziwiłam, jednak nie miałam pojęcia co było tego skutkiem.

Spojrzałam pytająco na Lunę, która sama była zdziwiona tym co zobaczyła. Draco w końcu był naprawdę dobrym zawodnikiem, a mimo tego mecz poszedł w straty.

Nie wiedziałam czym tym razem napewno chce do niego iść. Miałam wewnętrzną nadzieję, że może czeka na mnie z tyłu namiotu, ale była też możliwość, że całkowicie stracił zainteresowanie moją osobą. Może byłam tylko zakładem, albo jakąś głupią gierką. W końcu stary Draco był do tego zdolny.

Po kolejnych bezsensowych minutach czekania postanowiłam przezwyciężyć swój lęk i pójść w końcu porozmawiać z Draco. Niepewnie szłam w kierunku namiotu i tak jak poprzednio poczekałam aż wszyscy wyjdą by nikt mnie nie zauważył. Gdy byłam już prawie na miejscu, usłyszałam rozmowę, dość głośną. Z kim Draco tam jest? Niepewnie zaczęłam stawiać kolejne kroki aż dźwięk rozmowy stał się coraz bardziej wyraźny.

- Nie! Odejdź! - Rozpoznałam głos Malfoya. 

Lekko wychyliłam się ze swojej kryjówki, co było błędem. Lucjusz Malfoy stał na przeciwko swojego syna i mieżył do niego z różdżki. Młodszy również trzymał sztywną postawę gotów zaatakować ojca. Największym problemem w tym wszystkim było to, że Lucjusz Malfoy mnie zauważył. Mężczyzna spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się drwiąco, a następnie podszedł do mnie i pociągnął za włosy. Draco stał otępiały i patrzył na mnie z przerażeniem w oczach, ale tylko on czuł w tej chwili strach. Ręka Lucjusza zacisnęła się ciasno wokół mojej szyi czym uruchomił całe moje ciało, a następnie przyłożył mi różdżkę do głowy.

- I to w niej jesteś zakochany? - Zaśmiał się sztucznie i głośno. - Nie rozśmieszaj mnie! - Krzyknął w stronę młodszego.

- Zostaw ją! - Tym razem to Draco uniósł głos. - Expelliarmus! - Wypowiedział w stronę ojca dzięki czemu jego różdżka wypadła mu z ręki, a ja byłam wolna.

Mieliśmy minimalną przewagę, ale tylko przez chwilę. Nagle dookoła nas zaczęły pojawiać się kłęby dymów, z których zaczeli wychodzić śmierciożercy.

- Zrozum Draco, że chce tylko byś wrócił do domu. - Zaśmiał się.-  To wszystko! Ty pójdziesz z nami, a ją wypuścimy!

- Nie wierze ci! - Wysyczał przez zęby Draco. - Jak udało ci się uciec z Azkabanu!

- Oj Draco, to nie było wcale trudne, wystarczy mieć tylko kilku zaufanych przyjaciół. - Wskazał ręką na osoby, które stały dookoła nas. - Draco jesteś jednym z nas! Chodź do mnie, a wszystko ci wybaczę, nawet to że celujesz do mnie z różdżki! 

Mężczyzna próbował przekonać syna, lecz nieskutecznie. Miałam nawet wrażenie, że coraz bardziej go do siebie zniechęcał. Szyja zaczęła mnie coraz bardziej boleć od mocnego uścisku, ale bałam się odezwać lub chociaż poruszyć. Ten człowiek był nieobliczalny, a ja nie chciałam paść ofiarą jego gniewu.

- Póść ją. - Powiedział spokojnie Draco i opuścił różdzkę na znak zgody. 

Nie wierzyłam w to co robi. Chciałam cokolwiek krzyknąć i mu zabronić, ale ręka na moim gardle skutecznie mi to uniemożliwiała. Lucjusz po chwili powoli zaczął poluźniać uścisk, a gdy całkiem zdjął rękę popchnął mnie w strone Draco. Chłopak chciał podejść w moją stronę, lecz Lucjusz krzyknął na niego przez co nie mógł nic zrobić.

- Chyba nie myślałeś, że zaakceptuje ją? - Zadrwił i podszedł po swoją różdzkę.

Draco wykorzystując chwilę nieuwagi ojca, złapał leżący obok but i podbiegł do mnie okrywając mnie szczelnie swoimi ramionami. Momentalnie świat zaczął wirować mi przed oczami. Nie wiedziałam co się dzieje przez co poczułam uczucie mdłości. Świat na przemian kurczył się i rozciągał, wirował i spowalniał do momentu aż nie poczułam uderzenia i zimnej substancji na swoim policzku.

Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam źdźbła trawy pokrytej śniegiem. Powoli wstałam z ziemi i podniosłam się. Jeszcze przez chwilę czułam zawirowanie w głowie, a później ono odeszło.

Draco stał obok mnie, a ja rozejrzałam się dookoła. Nie byliśmy już w Hogwarcie. Przed sobą widziałam mały, zaniedbany dom wykonany z desek. Ogrodzony był drewnianym płotkiem i wyglądał dość uroczo, ale tez i przerażająco. Wokół domu znajdowały się tylko lasy i polana, nic poza tym.

Chłopak ruszył od razu w stronę domu zostawiając mnie przez chwilę w tyle, jednak ja szybko go dogoniłam. 

- Skąd miałeś świstoklika? - Spytałam zaskoczona. - Co robił tam twój ojciec! Co tu się dzieje! Czego oni od ciebie chcą! - Krzyczałam do niego, lecz on długo nie odpowidał. 

- Nie twoja sprawa Granger! - Warknął. - Po co tam przylazłaś? Mogłaś zginąć, a z resztą to nie ciebie szukają więc możesz wracać do Hogwartu!

- Skoro ja to widziałam i to ja prawie zginęłam z rąk twojego ojca, to jednak też moja sprawa! Przeczysz sam sobie! Najpierw mówisz, że jestem dla ciebie ważna, później odtrącasz!

- Jesteś dla mnie ważna, ale jako żywa osoba. - Westchnął. - Myślisz, że dla żartów cię zostawiłem? Mylisz się i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak moje życie jest zepsute, nie chce zniszczyć też twojego.

- Zepsułeś je nieświadomie już dawno i skoro nie chcesz psuć dalej to daj sobie pomóc. - Pedeszłam do niego powoli i stanęłam naprzeciwko niego.

Draco spuścił głowę, a następnie zrobił krok w moją stronę i oparł swoje czoło o moje. Przez chwile oboje nie wykonywaliśmy żadnych ruchów. Oboje byliśmy zestresowani i zmęczeni, ale najważniejsze było to, że w końcu wiedziałam co się dzieje z Draco.

- Wiesz co Granger? Możesz kłamać ale coś do mnie czujesz, nikt normalny nie szedł by ze mną na śmierć. 

Czy czułam coś do niego? Chyba tak. Czy denerowałam się gdy go długo nie widziałam? Tak. Wszystko więc wskazywało, że Draco może mieć racje. 

- Masz nienormalnego ojca. - Stwierdziłam, na co chłopak się zaśmiał.

- Teraz dopiero zauważyłaś? Chodź do tej rudery. 

Śmiech Przez Łzy *DRAMIONE* (Korekta)Where stories live. Discover now