17.SEVENTEEN

97 9 0
                                    

Od czasu przyjęcia nie miałam ani razu okazji porozmawiać z Draco, ale wiem że zajął się przygotowaniami do meczu. Na szczęście udało mu się przekonać drużynę i pozostał na miejscu szukającego. Skąd to wiem? Ponieważ ściany w Hogwarcie mają uszy i nawet jeżeli nie interesowałoby mnie jego życie to i tak bym się dowiedziała co u niego się dzieje.

Dzisiejszego dnia odbywały się szkolne zawody Quiddicha - Slystherin vs Gryffindor, co za tym idzie, od razo po śniadaniu Harry z Ronem znikli by przygotować się do meczu, a ja niestey zostałam sama. Jedynie Luna dotrzymała mi towarzystwa na obiedzie i to razem z nią wyruszyłam w drogę na stadion by zająć wygodne miejsca z dobrym widokiem, czyli oczywiście było jasne, że miałyśmy na myśli pierwsze rzędy.

Gdy usiadłyśmy na miejsach, nikogo jeszcze nie było. Zawodnicy czekali na odpowiednią godzinę by wyjść wraz z muzyką rozpoczynającą mecz, a widowni jeszcze nie było przez zbyt wczesną pore, jedynie z pięć osób oprócz mnie i Luny znajdowały się na stadionie.

- Na przyjęciu u Slughorna wydawałaś się przy Draco bardzo szczęśliwa, wiem i ty też wiesz, że gryfoni od zawsze się kłócili z ślizgonami.

- Do czego zmierzasz? - Spytałam dziewczyny, która zaczęła temat Malfoya.

- Do tego, że ten spór jest niepotrzebny, a wy powinniście go zażegnać.

- To nie takie łatwe, widziałaś spojrzenia Slytherinu? Do tej pory się zachowują jakby Krzywołap nasikał im w kapcie.

Luna zaśmiała się na to porównanie i przez chwilę obie siedzieliśmy w ciszy patrząc jak powoli widownia stadionu się zapełnia. Może miała rację, że toczymy niepotrzebny spór, problem tylko polega na tym, że to oni zaczynają wszelkie konflikty, taka ich natura.

- Jak mam wyciągnąć ręke do ludzi którzy jej nie chcą?

- Może nie chodzi o to że nie chcą, a o to że są nauczeni pewnego schematu, wszystko kryją w sobie. Moim zdaniem są bardzo ciekawymi ludźmi, którzy czasem potrzebują pomocy, a nie wiedzą jak po nią sięgnąć.

Po słowach Luny przypomniały mi się zwierzenia Draco. Nikt przecież o tym nie wiedział, więc musiał mieć pełne zaufanie do mnie, musiał być pewien, że to co powie nie wyjdzie na światło dzienne. Luna ma rację, w Slytherinie każdy patrzy na siebie, a ten kto potrzebuje pomocy musi nauczyć się radzić sobie sam.

Obejrzałam się po stadionie, który był prawie pełny. Kolory domów zdobiły stelaże. Lubiłam bardzo te emocje, które towarzyszyły podczas meczu, ale nigdy nie miałam ochoty sama w niego zagrać, to nie dla mnie.

- Myślisz, że Draco może potrzebować takiej pomocy? - Spytałam po chwili.

- Nie mam pojęcia, ale wiem, że napewno bardzo dużo ukrywa w sobie i że to właśnie tobie daje dostęp do własnego wnętrza.

- Pansy mówiła, że zakochał się w jakiś dziewczynie, szlamie, jak to ona nazwała. - Przewróciłam oczami na to słowo, nigdy go nie lubiłam.

- Wiesz może kogo ona tak nazywa? - Spytała Luna zakładają na siebie kolorowe okulary, które trzymała w swojej brązowej torbie.

- Napewno mnie. Kiedyś.

- Ach tak.

- Co masz na myśli? - Mruknęłam zirytowana nie uzyskując jasnej odpowiedzi.

- Prędzej czy później sama do tego dojedziesz. - Uśmiechęła się do mnie zostawiając mnie z ogromną ilością pytań.

Chwile później na boisko weszły obie drużyny, a pani Rolanda Hooch wypuściła piłki oraz złoty znicz, tym samym rozpoczynając mecz. Wszyscy polecieli w górę, a ja miałam jeden problem. Wiedziałam, że powinnam doppingować mojemu domowi, a jednocześnie wiedziałam, że porażka Malfoya może mieć dla niego przykre konsekwencje, tak więc chcąc nie chcąc skrycie stałam za blondynem i miałam nadzieję, że uda mu się złapać złoty znicz.

Śmiech Przez Łzy *DRAMIONE* (Korekta)Where stories live. Discover now