Rozdział VI: Może jednak nie

5 0 0
                                    




I got a lot to say to you

Yeah, I got a lot to say

I noticed your eyes are always glued to me

Keeping them here

And it makes no sense at all

Nothing compares to a quiet evening alone

Just the one, two I was just counting on

That never happens

I guess I'm dreaming again

Let's be more than this*


26 października

Nie rozumiała, dlaczego nie mogli tak po prostu porozmawiać jak ludzie.

Karolina miała wrażenie, że Oskar od trzech dni jej unikał. Po tamtym pamiętnym wieczorze w samochodzie myślała o tym dość obsesyjnie, choć większość jej myśli ograniczało się do dlaczego, do cholery, to zrobiłam i co mnie, kurwa, podkusiło . Na początku jeszcze myślała, że będzie dobrze, że to wszystko jakoś się rozwiąże. Karolina z reguły wychodziła z założenia, że nie było sytuacji, których nie dałoby się przegadać, zamknąć i zapomnieć, jednak w tym wypadku jej genialna taktyka wydawała się nie działać.

Kiedy spotkała się z Oskarem następnego dnia, w sobotę, coś zwyczajnie nie grało w jej niezręcznym „czy możemy o tym zapomnieć" i jego równie niezręcznym „tak, tak, oczywiście, tak będzie najlepiej". Przez moment była nieco uspokojona, ale Oskar sprawiał przy tym wrażenie, jakby się zapowietrzył i przez moment w ogóle nie był w stanie nic z siebie wydusić, i nawet nie patrzył jej w oczy, kiedy to mówił, a potem zerwał się z miejsca, bąknął, że ma coś ważnego do zrobienia i zniknął. Karolina siedziała jeszcze przez moment jak skamieniała w tym cholernym barze, po czym z westchnieniem sama dźwignęła się na nogi i postanowiła do niego zadzwonić, bo zwyczajnie nie lubiła zostawiać spraw nierozwiązanych . Nie odebrał. Od tego czasu rozmawiali tylko raz przez telefon, a on dziwnym zbiegiem okoliczności ciągle był zajęty i nie mógł się z nią spotkać.

Szlag by to. Czuła w kościach, że tym razem chyba naprawdę wszystko zepsuła. Ale przecież... nigdy, poza tym jednym razem nie dała mu żadnego znaku, że chciałaby... No po prostu nie. Byli przyjaciółmi i wychodziło im to tak zajebiście, że nie było sensu tego ruszać i kombinować, ponieważ to niosło za sobą ryzyko katastrofy. Dokładnie takiej katastrofy, jaka właśnie miała miejsce.

Karolina westchnęła, przeczesując włosy z frustracją i za cholerę nie będąc w stanie skupić się na tym, co mówił jej wykładowca od common law . Zresztą to nie było ważne.

Rany boskie, Bartek miał rację. Bartek miał rację, Oskar chciał, żeby to się wydarzyło, a ona ze swoim zapominaniem o tym prawdopodobnie tylko przekręciła nóż, który już wcześniej wbiła mu w serce. Nic dziwnego, że zachowywał się jak nie on. Tylko jak miałaby teraz to naprawić? Nie mogła przecież udawać, że ona też chciała, żeby było między nimi coś więcej, to byłoby jeszcze okrutniejsze. I naprawdę, kiedy próbowała to sobie wyobrazić, widziała tylko czarną plamę. Po prostu ona i Oskar... nie, to nie miałoby racji bytu.

Z drugiej strony przecież nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała. Oskar był tak bardzo przypisany do kategorii „przyjaciel", że nawet nie przyszłoby jej to do głowy. Czy zatem fakt, że sama na to nie wpadła był dostatecznym dowodem na to, że rzeczywiście kompletnie nie była nim zainteresowana? Czy może warto było wziąć pod uwagę, że był w zasadzie jedyną osobą, której ufała bezgranicznie, której mówiła o wszystkim i która w zasadzie stanowiła jej drugą połowę, choć nie w tym znaczeniu, w jakim zwykle się to odbywa? Tylko dlaczego wcześniej nie przeszło jej to przez myśl?

Kontrapunkt Tom IWhere stories live. Discover now