Rozdział XIII: Dzieci katechetek

4 0 0
                                    


You've already won me over in spite of me

Don't be alarmed if I fall head over feet

And don't be surprised if I love you for all that you are

I couldn't help it

It's all your fault

Your love is thick and it swallowed me whole

You're so much braver that I gave you credit for

That's not lip service*

22 grudnia

Czas zaczął pędzić w szalonym tempie.

Bartek nie wiedział, kiedy skończył się listopad, a zaczął grudzień. Wszystko zlało się w jedną całość: zajęcia, Karolina włócząca się bez przekonania z kąta w kąt, Ala, która w ogóle przestała z nimi rozmawiać poza okazyjnym „wyrzuć śmieci", znajomi i nieskończone godziny przemykania się z Oliwerem na wszystkie sposoby. Zupełnie nagle nadeszły święta, a wraz z nimi perspektywa powrotu do domu, z którą Bartek czuł się nieco absurdalnie, bo tyle wydarzyło się, od kiedy przyjechał do Krakowa, że miał wrażenie, jakby trwało to lata. Nie wrócił na Lubelszczyznę ani razu od października, tłumacząc się rodzicom mnóstwem zajęć i innych obowiązków, przez co teraz myśl o rodzinnym domu wydawała mu się taka... obca. Kiedy był tam ostatnio, był zupełnie innym człowiekiem. Zupełnie innym Bartkiem.

Ale o ile wcześniej mógł sobie nie przyjeżdżać, ograniczając się jedynie do zapewniania mamy przez telefon, że ma co jeść i ciepło się ubiera, o tyle teraz musiał. Ponieważ u niego w domu Boże Narodzenie było... no cóż, święte.

Siedzieli właśnie w pociągu, on, Ala i Karolina. Ala czytała książkę, Karolina chyba drzemała, a Bartek założył słuchawki na uszy i słuchał... no cóż, normalnie słuchałby muzyki klasycznej, ale teraz słuchał Wrong Side of Town. Od początku podróży nie był w stanie przestać, zwłaszcza tej ostatnio nagranej piosenki, ponieważ trochę domyślał się, że była napisana z myślą o nim, ale Oliwer nic nie powiedział, a Bartek nie zdążył zapytać. Było w niej mnóstwo skrzypcowych przerywników i mnóstwo melodyjnego głosu Oliwera, i ten kawałek był tak niesamowicie personalny , że dla Bartka było to piorunujące. Oliwer zwracał się w nim do kogoś, kto mógł być tylko nim i chyba zdążył już go trochę poznać, bo ta piosenka była tak bartkowa, że aż zapierało mu dech. Oliwer przekazał w niej jak dotąd więcej niż zdążył mu przekazać słowami i wysłał mu ją zaraz przed jego wyjazdem, i nikt jeszcze nie zrobił dla niego niczego tak słodkiego .

Boże, miał nadzieję, że dziewczyny nie widziały tego, że co jakiś czas uśmiechał się głupkowato do siebie. Na pewno wyglądał jak idiota.

Wracał do domu i może nawet czuł małą ulgę, że będzie miał okazję, żeby spokojnie usiąść i do wszystkiego się zdystansować, bo miał wrażenie, że ostatni miesiąc jego życia upłynął mu na odmienianiu imienia Oliwera w myślach przez wszystkie przypadki. W jego głowie nie było niczego innego i parę dni temu obudził się z gigantycznym poczuciem winy, bo zdał sobie sprawę z tego, że ostatnio rozmawiał ze dwojgiem swoich najlepszych przyjaciół w połowie listopada. To nie było tak, że o nich zapomniał, po prostu... no dobra, zapomniał o nich. Więc zadzwonił, żeby poinformować o tym, że przyjeżdża na święta. Magda brzmiała na nieco urażoną i powiedziała, że spodziewała się, że przynajmniej na samym początku będzie wpadał do domu co najmniej raz w miesiącu, ale i tak wiedział, że się ucieszyła i że szybko zostało mu wybaczone. Pewnie uznali, że Bartek po prostu trochę zachłysnął się Krakowem, co zresztą było prawdą. Nawet bardzo zachłysnął się Krakowem. Obiecał im więc, że zostanie na Sylwestra i spędzi go z nimi, tak jak umawiali się już pół roku wcześniej. Potem musiał jednak powiedzieć Oliwerowi, że nie spędzi z nim S ylwestra, co było bolesne, bo sam naprawdę strasznie tego chciał. Ale Oli zrozumiał. Przyjaciele to przyjaciele.

Kontrapunkt Tom IWhere stories live. Discover now