-Tak, planujemy wyjechać za kilka godzin. -spojrzałam na niego zaskoczona. Kiedy on to wszystko zaplanował?..
-Nazywam się Rose, miło mi Cię poznać. Ty jesteś Carmen, prawda? -podała mi dłoń.
-Tak. -uścisnęłam ją z uśmiechem. Od razu poczułam od niej dobrą energię. Uwielbiam takich ludzi. Nieco zniwelowała mój stres.
-Przepraszam za spóźnienie. Starałem się iść szybciej, ale strasznie się guzdrała. -zwalił całą winę na mnie. Ściągnął ze mnie płaszcz niczym gentelman. Zupełnie, jakby przed chwilą na mnie nie narzekał.
-Nie dziwię się, przecież o niczym nie wiedziała. Jesteś gotowa?
-Myślę, że tak. -słabo się uśmiechnęłam.
Przeszłyśmy do stanowiska fryzjerskiego. Usiadłam na fotelu, a ta ustawiła jego odpowiednią wysokość.
-Rozmawialiśmy o różowych refleksach. Mogłabyś pokazać mi jakąś inspirację? To pomoże mi określić, jakiego efektu dokładnie oczekujesz.
-Jasne. Ash, podasz mi telefon? Jest w torebce. -spojrzałam na niego w odbiciu lustra. Wstał z kanapy, po czym mi go wręczył.
Odblokowałam go i szybko znalazłam zapisane zdjęcia na Pintereście. Od dawna mam utworzoną całą tablicę z pomysłami. Pokazałam dziewczynie propozycję, która podobała mi się najbardziej.
-Chciałabym zachować podobny odcień blondu, dobrze się w nim czuję. Wystarczy mi tylko jego odświeżenie. -poinformowałam.
-Mhm, w porządku, Pasuje Ci on. -stanęła za mną i zaczęła dotykać moich włosów.
-Może je zetniemy?-Nie! Nie ma mowy. -od razu odmówiłam. Nie zastanawiałam się nad tymi ani sekundy.
-Na pewno? Myślałam tylko o końcówkach, przydałoby się je trochę wzmocnić. -odpowiedziała zaskoczona. Ashton również dziwnie na mnie spojrzał. Zareagowałam tak, bo nie wyobrażam sobie mieć dużo krótszych włosów. Kiedyś były one jedynym, co w sobie lubiłam. Tylko dzięki nim czułam się odrobinę atrakcyjna, pomagały mi.. Teraz jestem trochę bardziej pewna siebie, ale nadal spinam się na myśl stracenia ich.
-Po prostu.. Nie będę widzieć tego, jak dużo włosów mi obcinasz. Są dla mnie ważne, boję się, że zetniesz zbyt dużo. Będę się wtedy źle czuć. -wytłumaczyłam. Ash zauważył, że źle się poczułam.
-Chcesz, żebym to obserwował? Będę patrzył, w razie czego Ci powiem. -zaproponował. Chwilę o tym pomyślałam. Doszłam do wniosku, że powinnam spróbować. Ufam mu w stu procentach.
-Tak. Będę nieco pewniejsza. -zgodziłam się, a ten za mną stanął.
-Jeśli nie chcesz, nie będę robić niczego mimo Twojej woli. -odezwała się fryzjerka.
-Jednak chcę. -potwierdziłam.
Ashton POV:
Zaparkowaliśmy przed domem. Podróż była długa i męcząca. Oboje byliśmy zmęczeni, ale tylko Carmen miała możliwość zaśnięcia.
Odpiąłem pas, po czym lekko ją szturchnąłem.
-Misia, budzimy się.. -powiedziałem cicho, a ta otworzyła sennie oczy. Dostrzegła, że jesteśmy już na miejscu.
-Długo spałam? -mruknęła, delikatnie się przeciągając.
-Nie, tylko pół godziny. Muszę wejść do Logana, pisał do mnie. -poinformowałem, a ta ziewnęła.
-Ja idę do łóżka. Jestem strasznie zmęczona.
Wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki, po czym wysiedliśmy z samochodu. Od razu poczułem chłód. Nie zakładałem kurtki, zostawiłem ją tam.
-Postaram się szybko wrócić. -przytuliłem ją na pożegnanie.
-Zostań, ile chcesz. -odkleiła się ode mnie. Oboje rozeszliśmy się w przeciwnym kierunku. Zablokowałem samochód kluczykami, a następnie schowałem je do kieszeni.
Podeszłem do drzwi. Nie pukałem, po prostu wszedłem do środka. Przeszedłem do salonu. Logan siedział na kanapie, oglądając mecz.
-Jak wyjazd? -zapytał, trzymając puszkę piwa.
-Dobrze. -usiadłem obok niego. Na stole leżała druga, więc się nią poczęstowałem. Otworzyłem ją.
-Carmen jest w ciąży. -powiedziałem od razu, na nic nie czekając. Jest pierwszą osobą, której o tym mówię. Dziwne, ale miłe uczucie.-O kurwa.. Znowu? Nie macie szczęścia do prezerwatyw. -parsknął śmiechem.
-Ta. -wziąłem łyka.
-I co teraz?
-Jak to co? -zmarszczyłem brwi.
-Macie wybraną klinikę? Lepiej, żeby nie usuwała sama, bo znowu skonczy w szpitalu. -odpowiedział.
-Nie będzie usuwać. -spojrzałem na niego zirytowany, a ten prawie zakrztusił się piwem.
-Że co?! Pojebało Cię? Chcesz zmarnować sobie życie?
-Jak to, kurwa, zmarnować?! -nie ukrywałem, że mnie tym wkurzył.
-Tu nie ma miejsca dla jakiegoś drącego się bachora, rozejrzyj się. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Z Twoim trybem życia? Jesteś najważniejszą częścią organizacji! -oburzył się.
-Nie Twój pierdolony interes..
-Kiedyś byłeś inny. -pokiwał głową z niedowierzaniem.
-Jaki?! Nieszczęśliwy?! Zapijaczony?! Nie wiem jak Tobie, ale mi już tego wystarczy. Zrozumiałem, że w życiu nie chodzi tylko o dragi i szybki seks z przypadkowymi typiarami, których imienia nie pamiętam. Dorosłem. Nie chcę takiego życia, rozumiesz?
-Czyli z Carmen to tak na poważnie? -nie mógł w to uwierzyć.
-Zawsze było na poważnie. Od pierwszego dnia, w którym ją poznałem. -uświadomiłem go.
-Rób co chcesz, ale nie bierz z nią ślubu. Wiesz, ile czeka się na rozwód? Ile nerwów trzeba stracić? Ta dziewczyna zabierze Ci wszystko, co masz. Dosłownie wszystko.
-Co Ty pierdolisz?! -mocno postawiłem puszkę na stole.
-Zastanów się, czy na pewno chcesz z nią być. Jest słodka, ale..
-Ale co?!
-Jest też psychiczna. Życie z nią będzie katorgą. -te słowa wyprowadziły mnie z równowagi.
-Zamknij mordę, nic o niej nie wiesz. -wycedziłem.
-Ale mam oczy i widzę, co z Tobą wyprawia. Manipuluje Tobą, jedna jej łza, a Ty się łamiesz. Sam opowiadałeś mi o akcjach, jakie odwalała, sporo slyszałem też od Hope. Spotkałeś ją na moście, kiedy próbowała się zabić! -szczególnie mocno podkreślił ostatnie zdanie.
-Nie pozwolę Ci powiedzieć o niej ani jednego złego słowa! -stawałem się coraz bardziej wściekły.
-Prawda boli, co? Ona nie jest w stanie Cię zaspokoić. Wydaje Ci się, że jesteś w niej zakochany, ale to iluzja. Zwykłe zauroczenie. Opamiętaj się, kurwa!
-Ona jest inna, wyjątkowa. Nie taka, jak Twoja zasrana Hope i milion innych szmat!
-Od Hope to Ty się odpierdol. -zacisnął szczękę.
-Bo co?! Ta dziwka daje dupy każdemu, kogo zobaczy. Nie kocha Cię, bo jest zużyta i niezdolna do jakichkolwiek uczuć! Jesteś idiotą, że wróciłeś do niej i dalej ją posuwasz. Przebadaj się, bo ruchało ją pół miasta! -uderzyłem w jego czuły punkt. Przestałem się hamować.. Podniosłem się i szybkim krokiem skierowałem się do wyjścia. Ktoś taki jak on, nie ma prawa mówić o prawdziwej miłości. Nic o tym nie wie, niczego nie rozumie.
-Mieliśmy omówić zlecenie! -krzyknął za mną.
-Pierdolę Ciebie i Twoje zlecenia. -warknąłem, wychodząc.
♡♡♡
Rozdział 57
Mulai dari awal