Rozdział 1

2K 87 6
                                    

Carmen POV:

Obudziłam się dość późno. Nie było przy mnie Ashtona, co bardzo mnie zdziwiło. Nie zostawił żadnej wiadomości.. Po prostu znikł.

Kończyłam robić makijaż, gdy usłyszałam charakterystyczny dźwięk zamykanych drzwi.
Zaraz po tym wszedł do łazienki. Nie odezwał się, za to szybko podszedł i przytulił mnie od tyłu. Uśmiechnęłam się, kontynuując malowanie ust. Tak jak zwykle, nie malowałam się zbyt mocno. Od zawsze uważam, że delikatny makijaż wygląda najlepiej.

-Gdzie byłeś? -zapytałam, patrząc na niego w odbiciu lustra.

-Zabrałem rzeczy. -odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi.

-Pojechałeś do domu? -zamknęłam pomadkę i odwróciłam się w jego stronę.

-Tak. Wiedziałem, że nikogo tam nie ma. To jedyny moment, musiałem się pospieszyć.

-Co z psami? Kochałeś je. -przypomniałam sobie o nich.

-Ciebie kocham bardziej. Cole się nimi zajmie. -założył mi włosy za ucho. -Zbieraj się, wyjeżdżamy.

-Gdzie? -dopytałam zaciekawiona.

-Do Rockwell. Mam tam część rodziny, miasto jest ładne. Jest dużo wzgórz, spodoba Ci się.. -oznajmił, a ja wtuliłam się w jego tors.

-Daleko, ale to dobrze. Myślałam o tym przez całą noc, chyba jestem gotowa. -przyznałam.

-Zabrałem tą teczkę, którą odebraliśmy ze szkoły. -wspomniał.

-Cholera, szkoła.. Totalnie o tym zapomniałam. -westchnęłam, odklejając się od niego.

-Jaki masz plan? -spojrzał mi w oczy. Chyba zauważył w nich przerażenie.. Boję się, nie mam zamiaru tego ukrywać. Ostatni miesiąc zleciał mi tak szybko, że zgubiłam poczucie czasu. Rzeczywiście, niedługo wrzesień.

-Został mi ostatni rok liceum, muszę je skończyć. Dlaczego to pierdolone lato nie może trwać wiecznie? -mruknęłam. Chciałabym stworzyć wehikuł czasu i stale przenosić się do lipca. Czuć promienie słońca, zamiast zmartwień..

-Nic nie jest wieczne, Car.. Dasz sobie radę. Jestem pewny, że to będzie najlepszy rok. Poznasz nowych ludzi, znajdziesz przyjaciół.. -próbował jakoś mnie pocieszyć.

-Ojciec mówił tak samo. Jedyne, co znalazłam, to zaburzenia emocjonalne. -parsknęłam.

-Teraz będzie inaczej. -dotknął mojego policzka, głęboko patrząc mi w oczy. -Jesteś mądra, zabawna i miła. Ciebie nie da się nie lubić. Po prostu musisz w to uwierzyć.

-Mam ochotę to wszystko rzucić.. -westchnęłam po raz kolejny.

-Nie możesz się poddać, nie pozwolę Ci na to. Przeszłaś zbyt dużo, żeby to olać. -znów mnie do siebie przytulił. Nie potrafię opisać słowami tego, jak bardzo jest dla mnie ważny. Jest jak promyk słońca, który wspiera mnie w każdej sytuacji. Podnosi za każdym razem, gdy upadnę..

-Dziękuję.. Chodźmy stąd. Jestem gotowa. -delikatnie go pocałowałam, po czym odsunęłam się i zaczęłam zbierać kosmetyki

Wyszliśmy z łazienki. Szybko upewniłam się, że niczego nie zostawiliśmy, a następnie zabraliśmy walizki i opuściliśmy pokój.

Zanieśliśmy klucz do recepcji. Wydostaliśmy się z hotelu, a ja od razu wyjęłam paczkę papierosów. Wyciągnęłam jednego i odpaliłam.

Ashton odblokował samochód kluczykiem, więc wsiadłam do środka. Uchyliłam szybę i zaczęłam się zaciągać.

Włożył walizki do bagażnika, po czym zajął miejsce obok. Również poczęstował się papierosem i ruszyliśmy. Automatycznie włączyło się radio, ale ku mojemu zdziwieniu, muzyka w nim była dobra. Zazwyczaj nie da się jej słuchać.
Teraz leciała Alexandra Savior.

Wpatrywałam się w mijające drzewa i ulice, intensywnie myśląc. Jestem pewna tego, co robimy, ale mimo to, czuję jakiś rodzaj tęsknoty. Nie tylko za ojcem, a za całym tym miejscem. Za niektórymi ludźmi. Już nigdy nie zobaczę Lizzy.. Nie poplotkuję z nią i nie wyżalę się jej, gdy poczuję się niepewnie. Nie zjem śniadania z Colem i Thonym.. Polubiłam ich, chociaż czasami mnie denerwowali.

-Wszystko w porządku? -zapytał Ash.

-Tak. -słabo się uśmiechnęłam.  -Znowu zatrzymamy się w hotelu? -zapytałam, przenosząc na niego wzrok.

-Nie, zostaniemy na kilka dni u mojego kuzyna. -odpowiedział. Trochę mnie tym zaskoczył..

-Czemu mówisz mi o tym tak późno? Nie chcę nikomu się narzucać..

-Sam to zaproponował. To tylko parę dni, nie musisz się przejmować. Wiedziałem, że będziesz się martwić.. Zupełnie niepotrzebnie. -ściągnął dłoń z kierownicy i położył ją na moim kolanie.

-Nieważne.. Jestem zmęczona, nie spałam prawie całą noc. -mruknęłam, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle.

-Połóż się, przed nami jeszcze kilka godzin jazdy. -zaproponował.

-Dobry pomysł. -zgodziłam się. Jeden z niewielu.. Nie podoba mi się to, że sam za nas zadecydował. Nie chcę mieszkać z obcym facetem, pewnie będę czuć się niezręcznie.

Rozłożył mój fotel, aby było mi wygodniej. Ściszył radio, a ja odpięłam pas i powoli się położyłam.

Zamknęłam oczy. Nie musiałem długo czekać na sen. Byłam wyczerpana.

♡♡♡

Otworzyłam oczy i dostrzegłam, że jesteśmy na stacji benzynowej. Ash prawdopodobnie poszedł zapłacić za paliwo. Zrobiło się już ciemno, a ja czułam na sobie chłód. W powietrzu da się wyczuć zbliżający się wrzesień..

Wysiadłam z samochodu i rozprostowałam nogi. Podeszłam do bagażnika, po czym go otworzyłam. Muszę wyjąć jakąś bluzę, bo zamarznę.

Sięgnęłam do dużej sportowej torby Ashtona. Rozsunęłam ją i doznałam szoku. Znajdowały się w niej pieniądze. Dużo pieniędzy.. Banknoty zebrane były w pliki, ich ilość była nie do zliczenia.

Szybko zamknęłam bagażnik i wróciłam na miejsce. Nie wiedziałam co robić.. Postanowiłam udać, że tego nie widziałam. Bluza przestała być mi potrzebna, automatycznie zrobiło mi się gorąco.
Już po chwili zobaczyłam chłopaka kierującego się w moją stronę. Wsiadł do auta, po czym odłożył portfel do schowka.

-O, wstałaś.. Chyba się wyspałaś, nie? -podał mi batonika, którego właśnie kupił.

-Mhm.. -mruknęłam, odwracając od niego wzrok. Ciężko było udawać, że nie jestem zszokowana. Skąd wziął tyle pieniędzy?.. Domyślam się, że nie zdobył ich w legalny sposób.

Chwyciłam za baton, a następnie odwróciłam go, aby przeczytać kaloryczność i skład. Zabrał mi go z rąk, po czym otworzył i zgniótł papierek.

-To nieistotne. -znów mi go wręczył, tym razem bez opakowania.

♡♡♡

You Can Be The Boss 2Where stories live. Discover now