Rozdział 54 (dokończenie)

533 61 3
                                    

– Nie mów ani słowa więcej. – Warczę zaciskając zęby. – Wiem, że mnie nie kochasz. Wiem, że nigdy nie było między nami tej cholernie wyjątkowej więzi, ale na litość boską, przestań! Przestań opowiadać takie rzeczy! Jeśli żałujesz, że mnie urodziłaś, w porządku. Ale nie wmawiaj mi, że nie jesteś moją matką! Słyszysz!? – Podnoszę głos zapominając, że wciąż znajduję się na cmentarzu. Nic nie odpowiada. Powoli odrywa swoje palce. Puszcza mnie i w milczeniu rusza w kierunku bramy. Nie wiem co powinienem zrobić. Gonić za nią? Oczekiwać wyjaśnień? A może należy zapomnieć? Naprawdę mam dość. Moja dusza więcej nie zniesie. Patrzę na nagrobek, a chwilę później z nieba spada deszcz. Zimne krople wsiąkają mi we włosy. Chłód wdziera się w kości. Wychodzę z cmentarza. Ciężkie niebo ugina się pod wpływem zgromadzonej wody. Zanosi się na potężną ulewę lecz wcale nie uciekam. Wręcz przeciwnie. Wolno idę w stronę domu Summer. Z każdym krokiem jestem coraz bardziej przemoczony. Krople ściekają mi po twarzy. Ulice są puste. Miasteczko poza sezonem zamiera. Próbuję wyprzeć z głowy zachowanie matki, staram się wszystko poukładać ale im więcej o tym myślę, tym bardziej się denerwuje. Coś nie pasuje, ale przecież Summer nigdy by mnie okłamała. Zatem nie mogła wiedzieć. Tak, ona na pewno nie wiedziała. Zbliżam się. Deszcz przybiera na sile, aż nagle w połowie drogi zauważam znajomą postać. Zatrzymuję się. Uważnie przyglądam sylwetce, ale serce rozpoznaje szybciej niż oczy. Czuję ją. Stoimy podczas ulewy i patrzymy się na siebie, a potem ona zaczyna biec. Biegnie tak szybko, że gdy wpada w moje ramiona cofam się o krok. Obejmuję ją ciasno, tulę do piersi.

– Wypuścili cię! O boże, wypuścili cię! – Piszczy podekscytowana. Łapie moją twarz w obie dłonie i całuje w usta.

– Jakiś czas temu. Przepraszam, że się nie odezwałem. Byłem na cmentarzu.

– U ojca?

– Tak. – Biorę jej dłoń i zamykam w swojej. – Spotkałem tam matkę.

– Och, jak się czuje?

– Ma raka. – Mówię spokojnym tonem. Za spokojnym.

– Tak mi przykro.

– Kim jest Callum, kochanie? – Pytam. Summer tężeje, jej ciało się spina. – Czego mi nie powiedziałaś?

– Ja... – Szum deszczu zagłusza jej dalsze słowa. A może one po prostu nie docierają do moich uszu? Serce wali mi jak oszalałe, czuję...wszystko. Spoglądam ze smutkiem w błękitne oczy, a ona potrząsa głową i przytula się do mnie.

– Wyjaśnij mi. – Proszę wciąż zachowując pełne opanowanie.

– Myślę, że to twoja matka powinna wyjaśnić.

– To ciekawe. Ona sądzi odwrotnie. Powiedz mi, Summer co się, kurwa, tutaj dzieje?

– To nic ważnego. Jestem przekonana, że twoja mama to sobie wymyśliła. Choroba może odbierać jej rozum. To niemożliwie, żebyś nie był jej synem. – Wspina się na palce i szepcze mi na ucho: – Chodźmy do domu, proszę.

– Pojawiłem się na świecie za pomocą magii? – Ironizuję, bo tylko tak, jestem w stanie powstrzymać złość. – Czy odnaleziono mnie w kapuście? Czemu powiedziała ci o Callumie? Dlaczego ja o niczym nie wiedziałem? To nie było w porządku, Summer.

– Skarbie, nie denerwuj się. – Panikuje. – Dopiero co cię wypuścili. Chodźmy do domu, odpocznijmy od tego bałaganu. Nie wiem dlaczego twoja matka mi o tym powiedziała. Z początku jej uwierzyłam i naprawdę było mi z tym trudno, ale z czasem zapomniałam i ...według mnie to są zwyczajne brednie.

– Dlaczego nikt nie jest ze mną szczery? – Marszczę brwi, by to zrozumieć. – Sam, Nikki, Tristan, a teraz...ty?

– To głupoty, Hunter!

THINGS WE LOST (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now