Rozdział 20

601 68 2
                                    

                                                         Rozdział 20

                                                         SUMMER


– Wyjechał? – Vanessa robi dziwną minę, a potem przygląda się białemu królikowi, którego trzymam w dłoniach i chyba nie do końca wie jak poradzić sobie z tym co czuje, bo zaczyna nerwowo przystępować z nogi na nogę.

– Dlaczego jesteś tym zdziwiona? – Pytam głaszcząc królika. Był moim czwartym uszakiem tego dnia, ale nie ostatnim. Pani Bennett zjawi się tutaj za niecałą godzinę ze swoim szaraczkiem cierpiącym na alergię pokarmową. Ciepły wiatr wpada przez otwarte drzwi kliniki podobnie jak gromada szczeniaków. Uśmiecham się, kiedy psiaki łapią w zęby zabawki i rozpoczynają gonitwę.

– Myślałam, że chociaż się pożegna. – Kuzynka mruczy pod nosem. – Ani razu nie wyskoczyliśmy na drinka. Nie powinien...kurczę, zachował się jak dupek.

– Bo nie spełnił twojej zachcianki? – Rzucam ironicznie.

– Zachcianki? – Prycha urażona. – Za kogo ty mnie masz? Daj spokój. Nie to nie, co niestety nie zmienia faktu, że postąpił dość...cholera, brakuje mi słów.

– Powinnaś czytać więcej książek. – Delikatnie wkładam królika do klatki i podaję mu marchewkę. – Wzbogacisz w ten sposób swoje słownictwo.

– Może. – Rozgląda się wokół. – Musiałabym poszukać trochę czasu, bo to pewnie...trochę potrwa, nie?

– Co? Czytanie? Średnio kilka godzin.

– To tyle ile nakładam makijaż. – Śmieje się głośno. – Dobra, fajnie się rozmawia, ale za niecałe cztery godziny mam randkę z Graysonem, więc daj mi już tę doniczkę, o którą prosiła mama i spadam.

Oczywiście. To było bardzo w stylu Vanessy. Ściągam rękawiczki i wyrzucam je do pojemnika na odpady medyczne i w momencie, gdy chcę przejść na zaplecze słyszę głośne szczekanie psów i czyjeś kroki. Hmm czyżby to pani Regent po swojego królika? Zerkam na zegarek. Cóż, trochę zbyt wcześnie ale może...

– Moje dwie ulubione dziewczyny! – Prawie podskakuję, gdy dociera do mnie wesoły głos Carla. Rajciu, zaskoczył mnie. Przesuwam wzrokiem po jego mundurze policyjnym, a on robi kilka kroków w przód i całuje mnie w policzek.

– Cześć, Carl – Vanessa posyła mu szeroki uśmiech.

– Coś się stało? – Pytam zdumiona jego obecnością.

– Nie odzywałaś się przez dłuższy czas, więc postanowiłem sprawdzić czy wszystko gra. Cieszę się, że widzę cię roześmianą.

– Och, no tak. – Mamroczę niepewnie. – Wiesz, tak dużo się działo. Powinnam napisać, ale zupełnie nie miałam czasu.

Carl nadal się uśmiecha.

– To nic. – Zapewnia spokojnie. – Naprawdę nie musisz mi się tłumaczyć. Każdy ma swoje priorytety, prawda?

– Tak, dokładnie.

– Azyl jest dla ciebie najważniejszy. – Ciągnie zerkając na klatkę z uszakiem. – Poświęcasz dla zwierzaków tak wiele. To godne podziwu, Summer.

– Dzięki. – Łypię na Vanessę, która znudzona przegląda leżące na parapecie ulotki. – Pójdę po tę donicę. Czy ciocia wspominała jeszcze o czymś?

– Nie, chciała tylko tę doniczkę.

– Jasne. Zaraz wracam.

Niemalże wbiegam na zaplecze. Serce wali mi w piersi jak oszalałe. Mam wyrzuty sumienia wobec Carla, bo przecież go okłamałam i to nie raz, ale...och! Gdyby nie był tak wściekły na Huntera mogłabym mu powiedzieć. I zrobiłabym to z przyjemnością. Dlaczego przyjechał? Czy rzeczywiście jedynie chciał się upewnić, czy wszystko ze mną w porządku? Nie wiem co o tym myśleć. Wygrzebuję ze starej skrzyni ceramiczną doniczkę i owijam ją w szary papier. Złoszczę się, gdy zaczynam się trząść. Moje ciało przesadnie reaguje na stres. W momencie, gdy kończę owijać doniczkę w kieszeni fartucha wyczuwam wibracje i w pośpiechu wyjmuję telefon. Prawie piszcząc z radości odbieram połączenie.

THINGS WE LOST (ZOSTANIE WYDANE)Onde as histórias ganham vida. Descobre agora