Rozdział 5

872 88 17
                                    

                                                                   Rozdział 5

                                                                      HUNTER

Siedzę przy okrągłym niebieskim stoliczku w kawiarnianym ogródku na Union Square na środkowym Manhattanie i bębnię palcami w blat. Czekam na Nikki. Jestem niewyspany, bo do Nowego Jorku przyjechałem zaledwie parę godzin temu. Denerwuję się. Właściwie denerwuje się, nieprzerwanie od czasu pogrzebu ojca. Zupełnie jakbym wpadł w jakiś dziwny, niekontrolowany wir. Nie potrafię, wyrzucić z głowy tamtych wydarzeń, a powinienem. Już dawno powinienem zostawić to za sobą.

– Przepraszam, że przeszkodzę – Niechętnie spoglądam przez ciemne szkła okularów przeciwsłonecznych rozpromienioną dziewczynę w kelnerskim fartuszku. – Ja...ja jestem twoją największą fanką i... czy mógłbyś się podpisać w moim notesiku?

Nie mam ochoty na dawanie podpisów, ani robienie sobie pamiątkowych zdjęć, ale gdybym powiedział to teraz tej podekscytowanej dziewczynie, najprawdopodobniej by się rozpłakała, a ktoś z pewnością by to uwiecznił. Nie potrzebuję kolejnych krzywych afer w mediach.

– Jasne. – Przywołuję na usta durny uśmieszek. – Jak masz na imię?

– Noemi. – Odpowiada drżącym głosem. – Uwielbiam twoje piosenki, nie przegapiłam żadnego koncertu.

– Zatem zobaczymy się wieczorem? – Pytam, ale wcale nie interesuje mnie co odpowie. Moje myśli dryfują gdzieś setki mil od teraźniejszości. Biorę długopis, składam podpis i dziękuję dziewczynie za to, że słucha mojej muzyki, lecz to wszystko nie jest prawdziwe. To od lat wyuczone zachowania, które mają przyciągać ludzi. Czysty biznes. Tony, mój menadżer powtarzał jak ważny jest dobry image i zdaje się, że skubany zna się na swojej robocie, bo The runaways stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych rockowych zespołów młodego pokolenia. Nic jednak nie przyszło za darmo. Poświęciliśmy wiele czasu, złości i kasy, żeby być w miejscu, w którym jesteśmy teraz. Wraz z Warrenem, Tristanem i Chadem tworzymy zgraną grupę facetów, których los zmusił do opuszczenia ojczyny i zaklimatyzowania się w ogromnej, obcej Ameryce. Nasza muzyka jest autentyczna, a większość tekstów wyszła spod mojego pióra. Nie potrzebujemy ghost writera ani autotune'a, żeby przekonać do siebie publikę.

– Oczywiście, wykupiłam miejsce na płycie.

Tym razem mój uśmiech nie jest udawany. Miejsca na płycie z reguły są drogie, więc musiała wydać sporo forsy na nasz występ. Pstrykam sobie z nią fotkę, a potem zgadzam się, żeby udostępniła ją na swoim Instagramie. Mam na sobie wciąż ubrania z pogrzebu. Cmentarz wsiąkł w materiał, czuję go tak samo intensywnie jak wtedy, gdy spuszczano trumnę. Nie miałem czasu się przebrać, ba, nie miałem czasu się wykąpać. Cuchnę małomiasteczkowością i oparami spalenizny, po tym jak wczorajszy ogień pochłonął obraz z podobizną ojca. Nie żałuję, że go spaliłem. Zrobiłbym to jeszcze raz, a potem kolejny, kolejny i kolejny. Robiłbym to nieustannie, aż płomienie zniszczyłyby każdy ślad, który po sobie pozostawił.

Tak jak on zniszczył mnie.

Nie jestem w stanie przypomnieć sobie dokładnego momentu, kiedy zaczął to robić. Być może on w ogóle nie istniał, a ojciec dzień po dniu pozbawiał mnie serca. Wyrywał je z piersi swoim krzykiem, niezrozumieniem i przemocą. Nie mówiłem nikomu o tym, że byłem bity. Nie chciałem, żeby ludzie litowali się nade mną. Nie potrzebowałem współczucia, brakowało mi jedynie nadziei, że któregoś dnia wszystko co złe, odejdzie w zapomnienie. Cóż, właściwie śmierć ojca była jednym z moich dziecięcych marzeń. Marzeń, o których się nie mówi. Gdybym wierzył w Boga, wierzyłbym także w szatana i to, że stałem się jego powiernikiem. Wierzyłbym, że niewinne życzenie wypowiedziane lata temu w jakiś sposób się ziściło. Co czuje syn po śmierci swojego oprawcy? Ulgę. I pieprzoną wdzięczność za to, że już nigdy więcej nie będzie musiał oglądać jego wstrętnej gęby.

THINGS WE LOST (ZOSTANIE WYDANE)Where stories live. Discover now