XIII wiek

97 10 48
                                    

Był sztorm. Akutagawa wyglądał niechętnie za okno, nie mógł spać. Fale rozbijały się o agresywne, ostro zakończone kamienie. Jego pies kręcił się niespokojnie po pokoju, nigdy nie lubił burz, a ta była wyjątkowo paskudna. Nie pamiętał takiej od co najmniej trzech lat. Na szczęście żaden statek w taką pogodę nawet nie zbliży się do wyspy na tyle, by zobaczyć ostrzegawcze światło latarni. W ciągu paru lat, od kiedy przejął posadę ojca, nie zdarzyło mu się, by musiał kogoś ratować, ale nie narzekał na brak pracy. Musiał doglądać latarni, zapalać ją, wypatrywać okrętów w wyjątkowo burzliwe noce i dnie. Parę razy zawitali do niego znudzeni rybacy, wtedy po raz pierwszy od długich miesięcy zobaczył się z innym człowiekiem niż dostawcą jedzenia. Prowadził samotne życie, ale nie narzekał. Wypełniał swoją misję.

Zobaczył odległe światło, które nie należało do jego latarni. Zerwał się z fotela pod oknem, na którym klęczał.

— Felix, zostań — przykazał psu, kiedy ubierał sztormiak i kalosze do kolan. Miały specjalne podeszwy, dzięki którym nie ślizgał się na skałach.

Wybiegł z domu przy latarni, jej światło padało mu na plecy i rzucało przerażający cień. Ledwo cokolwiek widział przez szkwał. Zostawił otwarte drzwi, będzie musiał ścierać podłogę po powrocie, ale w tej chwili myślał o czymś zupełnie innym. Czymś ważniejszym.

Zbliżał się do skał, dziękował w myślach czuwającymi nad samotnym statkiem siłom, że nie zniosło go od strony klifów. Był coraz bliżej, sztorm rzucał nim na boki, ale fale dobijały go do brzegu. Zobaczył złamany maszt, prawdopodobnie przyjął na siebie uderzenie pioruna. Tylko dzięki temu pasażerowie mieli jakąkolwiek szansę na przeżycie, jeśli ktokolwiek tam jeszcze żył. Akutagawa z walącym w rytm błyskawic i grzmotów sercem czekał, aż statek rozbije się na skałach. Wypływanie po niego w taką pogodę byłoby samobójstwem. Nikogo nie uratuje, jeśli sam umrze. Cofnął się gwałtownie, bo usłyszał huk; trzask łamanego o skały drewna. Parę kamyków usunęło się spod jego stopy, stracił równowagę. Prawie upadł, podtrzymał się jednak wystającego kamienia, gdyby nie grube rękawice, poraniłby sobie dłonie do krwi.

Statek osiadł na mieliźnie. Akutagawa mógł wreszcie spróbować się zbliżyć. Morze wcześniej wezbrało, więc mógł przemieszczać się po skałach, które tylko trochę zanurzone były w wodzie. Przyjmowały na siebie część impetu fal, inaczej miałby znacznie utrudnione zadanie. Przedzierał się do właściwie już wraku niewielkiego statku. Był za mały jak na całą załogę. Zmieści co najwyżej trzy osoby. Co tak mała jednostka robiła na morzu w taką pogodę?

Wdrapał się na pokład, musiał uważać, żeby się nie poślizgnąć. Wiedział już, że pod pokładem może szukać co najwyżej trupa.

Spojrzał w lewo i przy rufie zobaczył ciało. Jeszcze nie wiedział, czy jest w nim jakiekolwiek życie, ciężko było mu nawet określić wiek i płeć, bo chociaż nie spodziewał się kobiety, nie wykluczał takiej możliwości. Ledwo cokolwiek widział, szczypały go oczy. Uklęknął, przyłożył palce do szyi nieszczęsnego rozbitka, wyczuł słaby puls. Przyszło mu na myśl, że chyba nie może nazywać go nieszczęsnym, skoro trafił na latarnię. Mógł przecież skończyć podobnie w miejscu, gdzie nikt go nie uratuje. Akutagawa chwycił go pod pachy i z trudem przerzucił przez reling, który na jego szczęście był połamany i stracił na wysokości. Uważał, by poszkodowany nie zrobił sobie krzywdy, możliwie w miarę delikatnie odstawił go na skały. Wyskoczył na brzeg, zarzucił sobie jego ręce na ramiona.

Droga powrotna była mozolna. Najpierw musiał przebić się przez skały, które normalnie były suche, teraz zaś brodził miejscami po kolana w wodzie. Wiatr przeszywał go do szpiku kości, drżał z zimna i wyczerpania, gdy ciągnął na sobie rozbitka. Kiedy dotarł do prowadzącej w górę ścieżki, prawie popłakał się z ulgi. Usłyszał szczekanie, a po chwili zza zakrętu wyłonił się brązowo-biały border collie brudny jak nieboskie stworzenie. Na ustach Akutagawy pojawił się słaby uśmiech.

Anafora || shin soukoku ||Where stories live. Discover now