XXXX Brak kooperacji

169 19 7
                                    

Dochodziła dziewiąta. Normalnie o tej porze Atsushi jeszcze siedział na dworze, gdy pogoda była ładna, ale teraz nie dało się wyjrzeć bez przemoknięcia do suchej nitki. Gin czytała w swoim pokoju, więc jej strażnik nie miał dużo do roboty.

Usłyszał pukanie do drzwi. Odłożył na chwilę kubek z parującą herbatą. który udało mu się wyprosić w kuchni.

— Możesz wejść — zawołał przekonany, że to Gin.

Drzwi uchyliły się, ale nie stała w nich dziewczyna. To był Akutagawa. Atsushi poczuł wizję nadchodzącej śmierci, pan domu nigdy nie przychodził do niego, zawsze go wołał do siebie. Atsushi musiał mieć kłopoty.

Natychmiast wstał, spuścił wzrok, złożył ręce w błagalnym geście.

— Przepraszam pana najmocniej — zaczął gorączkowo.

Nie zwrócił uwagi na jego dziwne zachowanie, zbyt zaaferowany tym, co zrobił źle, chociaż nie miał pojęcia, o co mogłoby chodzić.

— Za co? — zdziwił się Akutagawa. Mówił odrobinę niewyraźnie.

Atsushi zdziwił się, podniósł z powrotem wzrok, chociaż prawdopodobnie był to zły pomysł, gdy chciał błagać o wybaczenie. Zauważył dzięki temu szkliste spojrzenie chłopaka, poczuł lekką woń drogiego alkoholu.

— Musiałem zrobić coś bardzo źle, skoro przyszedł pan osobiście — wyjaśnił już spokojniej Atsushi.

Akutagawa zachowywał się co najmniej nietypowo. Zamknął drzwi, stał praktycznie na palcach, cały czas ściskał krawędzie swojej koszuli, włosy miał odrobinę w nieładzie, policzki zaróżowione. Wyglądał, jakby się… denerwował? Czegoś się obawiał.

— Jutro jadę na wesele kuzynki — odpowiedział, jakby to miało wszystko wyjaśniać. — To wstyd, ale nie potrafię tańczyć, a wymaga się tego ode mnie jako glowy rodu. Po śmierci ojca miałem inne sprawy na głowie. Gin również twierdzi, że nie zna tych tańców, za to ty ponoć umiesz je doskonale. Naucz mnie.

Stawiał go przed żądaniem, ale tylko jego ton głosu nadawał wypowiedzi charakter rozkazu. Cała mowa jego ciała temu przeczyła. Akutagawa się bał.

Atsushi otrząsnął się z zaskoczenia, przypomniał sobie, że jego poniekąd pracodawca najprawdopodobniej nie jest do końca trzeźwy, inaczej by tu nie przyszedł. Tak czy inaczej nie miał wyboru, musiał się zgodzić, ale łatwiej będzie go uczuć, gdy nie będzie jutro tego pamiętał.

Skinął głową, wyciągnął dłonie.

— Proszę naśladować moje ruchy — polecił.

Zrobił krok do przodu, by Akutagawa mógł go złapać. Z tej odległości mógł już poznać pochodzenie zapachu alkoholu.

Perfumy. Sprowadzane z Zachodu, drogie, na bazie alkoholu, który dopiero co się ulatniał, czyli były świeżo aplikowane. Dlaczego ktoś o takiej pozycji dbał o takie głupoty, gdy przychodził wyłącznie z kolejnym poleceniem?

Czekał, aż chwyci jego dłonie, ale kiedy to się nie stało, sam złapał mocno jego palce, przyciągnął do siebie, by jedna ręka opierała się o jego talię, druga ramię.

— Jeśli da pan radę, proszę sobie wyobrazić, że jestem najpiękniejszą kobietą na całym weselu — dodał złośliwie Atsushi.

Brak kooperacji go irytował. Skoro Akutagawa poprosił go o pomoc, mógł przynajmniej współpracować.

— To niemożliwe z wielu powodów — odciął się sucho Akutagawa.

Atsushi już nie odpowiedział, tylko zaczął nim ostrożnie kierować. Wolałby nie skończyć z połamanymi palcami, będzie ich jeszcze potrzebował. Próbował różnych sposobów, ale żaden nie działał. Przerażający przywódca rodu dalej był sztywny jak deska.

Anafora || shin soukoku ||Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora