XXIV Siedemnaście

185 17 24
                                    

Akutagawa naprawdę nie wiedział, jak do tego doszło, ale właśnie chyba znalazł się na jakiejś imprezie, jakiś chłopak podawał mu drink o nieznanej zawartości i krzyczał coś niezrozumiale, a to wszystko dlatego, że Atsushi prawie przegrał jeden zakład.

Na swoje usprawiedliwienie mógł powtarzać, że tak naprawdę nigdy nic z tego nie chciał, to Atsushi konsekwentnie utrudniał mu życie. Wrócili do pokoju w środku nocy, Akutagawa od razu poszedł się umyć i położył do łóżka. Obudziło go dudnienie basów z pokoju obok. Przewrócił się na drugi bok, wtedy właśnie zdał sobie sprawę, że siedzi obok niego Atsushi, w dłoni trzyma plastikowy kubeczek, na sobie ma coś, co zdecydowanie nie jest piżamą, a przy tym wszystkim wpatrywał się w niego, jakby właśnie badał próbkę pod mikroskopem.

— Wstałeś — stwierdził radośnie.

Akutagawa zmarszczył z konsternacją brwi.

— Co się dzieje? — zapytał ostrożnie.

— W dużym skrócie jeśli w ciągu dwóch minut nie pojawisz się w pokoju obok, przegram grubo ponad sześć stówek — wyjaśnił uprzejmie Atsushi.

Był zbyt spokojny, więc Akutagawa usiadł i objął go, by sprawdzić, czy nie czuje alkoholu. O dziwo nie wyczuł nic poza zawartością kubka, który zresztą był prawie pełny. Odsunął się i westchnął ciężko, czekając na więcej wyjaśnień.

— Jeśli to cię interesuje, jej wypiłem prawie nic, to jest paskudne. — Atsushi wstał, poszedł do łazienki, żeby wylać coś, co swoim składem przypominało pewnie pół tablicy Mendelejewa do umywalki, a potem rzucił w Akutagawę jakimiś spodniami i koszulką. — Masz minutę, inaczej przegram pieniądze, których właściwie nie mam. Wszystko wyjaśnię potem, tylko posłuchaj mnie teraz. Proszę.

Był naprawdę aż niepokojąco spokojny jak na swoją sytuację. Albo był głupi, albo za bardzo ufał Akutagawie i jego współczuciu. Każda z tych opcji budziła przerażenie Ryunosuke.

Bardzo nie chciał tego robić, ale poszedł się szybko przebrać. Kiedy tylko otworzył drzwi łazienki, Atsushi błyskawicznie pocałował go w policzek, wymamrotał podziękowania i zaciągnął go na korytarz. Wpadli razem do pokoju obok, gdzie tłoczyło się co najmniej dwudziestu ludzi, zaginając przestrzeń, bo przecież metraż był zdecydowanie zbyt mały. Akutagawa zamknął oczy, nie potrzebował widzieć opartych na nim spojrzeń.

Natychmiast zapadła cisza, jeśli nie liczyć wciąż huczącej z głośników muzyki. Wszyscy zamarli, gapili się na nich, nawet się z tym nie kryli.

— Pierdolisz! — krzyknął ktoś z niedowierzaniem.

— Będziesz się długo tłumaczył, Atsushi — wymamrotał Akutagawa.

— Musisz tu być pół godziny — odpowiedział Atsushi — a potem zrobię, co tylko zechcesz.

— Wolałem chyba, kiedy pół wieku temu obrażałeś mnie, udając, że tego nie robisz.

— Do usług.

W ten oto sposób skończył w czyimś pokoju, w najgorszym możliwym ubraniu, zdezorientowany i znudzony, ale dzielnie czekał pół godziny, bo Atsushi go poprosił. Kiedyś byłoby dla niego nie do pomyślenia, by poświęcać się aż tak bardzo wyłącznie dlatego, że ktoś go poprosił. Dlaczego ten jeden chłopak jednym słowem mógł sprawić, że zrobi dla niego wszystko?

Atsushi bawił się całkiem nieźle, Akutagawa cały czas go obserwował. Uśmiechnął się, gdy Atsushi poszedł nieudolnie tańczyć, ale nie szło mu gorzej niż reszcie. Potrafił skupić na sobie uwagę wszystkich, a odbijał ją jak lustro oddaje padające na nie promienie. Za wszelką cenę starał się nie wyróżniać. Akutagawa kiedyś pozna kryjące się za tym powody, pozna go całego.

Anafora || shin soukoku ||Where stories live. Discover now