XIX Dwanaście

212 22 33
                                    

Za dwa dni mieli jechać do cioci Akutagawy. Atsushi nie miał pojęcia, w co właściwie się pakował, ale miał sporo wolnego, zero planów i zakład do wygrania. Obiecał co prawda, że na czas wyjazdu odpuści sobie z wyzwaniami, ale nie znaczyło to przecież całkiwitego odpuszczenia sobie. O to Akutagawa go nie prosił.

To dziwne, jak bardzo mu ufał w tak krótkim czasie. Znali się ile? Mniej niż dwa miesiące. Miał jednak wrażenie, że dużo dłużej. Kiedy zobaczył go po raz pierwszy, ogarnęło go takie samo uczucie, jak kiedy widzi się kogoś po długim czasie rozłąki. Znajome, ciepłe, radosne. Przysiągłby, że widział go wtedy pierwszy raz w życiu.

Na tyle, na ile było to możliwe w miesiąc, poznał go całkiem dobrze. Akutagawa miał swoje dziwactwa takie jak wychodzenie w nocy na spacer albo uciekanie przed nim z nieznanych przyczyn, ale był bardzo przyzwoitym człowiekiem. Kierował się żelaznymi zasadami, a Atsushi próbował je złamać. Czasami nie czuł się z tego powodu najlepiej, a potem przypominał sobie, że te zasady to nauka do upadłego i obsesja na punkcie bycia najlepszym. Po czymś takim nie miał wyrzutów sumienia przez długi czas.

Już pojutrze wyjeżdżali. Dzisiaj była jego ostatnia zmiana w pracy przed długim weekendem, potem cały dzień spędzi na pakowaniu i planowaniu. Zamierzał irytować Akutagawę do upadłego, bo był przekonany, że jego obecność go irytuje. Kiedyś zaczynał już w to wątpić, ale ostatnie zachowanie chłopaka go w tym mocno utwierdziło. Akutagawa unikał go, jak tylko mógł. Być może Atsushi w jakiś sposób naruszył jego granice. Dwa razy chwycił go za nadgarstek, nie miał wtedy złych intencji, a za każdym razem Ryunosuke wyglądał, jakby miał za chwilę się przewrócić, ale przecież to nie usprawiedliwienie. Oczywiście, mógłby zapytać, ale w tym stanie albo nie wydusiłby z niego odpowiedzi, albo byłaby ona nic niewarta jako wymuszona. Może to było powodem. Chciał z nim porozmawiać, upewnić się, co zrobił źle, dowiedzieć jak może to naprawić, zaproponować zadośćuczynienie, ale nie dostawał nawet takiej szansy. Podstawą jakichkolwiek relacji międzyludzkich jest rozmowa. Jasne, nie chciał się z nim przyjaźnić, a kiedy już wygra zakład, planował zrobić coś, co na zawsze go skreśli w jego oczach, ale mimo to powinni szczerze ze sobą porozmawiać.

Poza tym Atsushiemu już coraz mniej podobała się wizja zniszczenia Akutagawy. Dlaczego miałby smucić kogoś, kto ubiera się zawsze jak na pogrzeb, ale nosi kolorowe skarpetki w dinozaury, cieszy się z drobnych upominków, chociaż udaje, że tak naprawdę wcale nie, przykrywa go kocem, chociaż Atsushi nawet nie zdążył poskarżyć się na zimno.

Akutagawa wbrew pozorom albo miał doskonale wyczucie, albo potrafił idealnie zrozumieć jego emocje. Atsushi nie wiedział, która z tych opcji przerażała go mniej. Nie wiedział również, co powinien zrobić.

Coś ewidentnie się psuło, a on nie potrafił tego naprawić. Zagadywał go, zaczepiał, żartował – bez skutku. Raz nawet, kiedy wychodził do pracy, a Akutagawa jeszcze spał, zostawił mu na stoliku nocnym tabliczkę czekolady. Wieczorem zastał ją nieruszoną.

Nie rozumiał też, czemu Akutagawa reaguje tak dziwnie za każdym razem, kiedy wspomniał coś o jego wyglądzie. Stwierdzał po prostu fakt, bo chłopak bez problemu mógłby dostać się do jakiejś agencji modelingowej. Miał wyjątkowo bladą skórę, delikatnie zarysowane brwi i wyraźne rzęsy, mocno wycięte, wąskie usta, nos o niskim mostku oraz czasami przerażająco puste szare oczy. Sama jego twarz była fascynująca, a Atsushi nawet nie miał okazji, by przyjrzeć mu się dokładniej. Gdyby tylko dostał okazję, mógłby napisać cały esej o tym, jak jego sylwetka zawsze wyróżnia się w morzu innych, jak delikatnie odchyla się do tyłu, gdy jest zmęczony, jak jeden kącik ust unosi troszkę wyżej, gdy się uśmiecha, a to były tylko te nic nieznaczące detale. Gdyby zagłębił się w te nieco bardziej istotne, chyba by nie przestał, chociaż bardzo starał się o tym nie myśleć.

Anafora || shin soukoku ||Where stories live. Discover now