X Sześć

261 23 75
                                    

Niepokój go opuścił. Ostatnio budził się bez lęku, nie spał też już tak niespokojnie. Cokolwiek się zmieniło, podziałało na jego podświadomość jak gorąca kąpiel z olejkiem lawendowym działa na zmęczone ciało.

Ceną za spokój ducha było słuchanie najdziwniejszych pomysłów Atsushiego. Jednego dnia dostał za zadanie powiedzieć nieznajomej osobie coś miłego, później pojechali na drugi koniec miasta po chipsy, które mogli kupić w sklepie za rogiem, bo „małe podróże są niesamowite“. W czwartek Akutagawa musiał kupić dowolny kwiat i go komuś wręczyć, a ponieważ tamtego dnia nie wyspał się, bolało go gardło, a na dodatek spóźnił się na zajęcia przez niemiłosierne korki, miał serdecznie dość i wręczył nieco zaskoczonemu Atsushiemu bukiet niezapominajek.

— Nie doprecyzowałeś, dla kogo mają być — skwitował.

— Uśmiechnij się do niego! — krzyknął ktoś za ich plecami.

Stali na korytarzu, Akutagawa czekał, aż Nakajima wróci z pracy. Miał na sobie czarny dres, co kontrastowało z białą bluzą Atsushiego.

— Masz rację — przyznał. — Skoro tak, masz od razu zadanie na następne dni: nie pozwól im przedwcześnie umrzeć i wstaw je do wody. Nie mamy wazonu, bo nigdy wcześniej nie miałem potrzeby ani okazji opiekować się roślinami ciętymi. — Atsushi uśmiechnął się szeroko, co w jakiś sposób złagodziło wszechobecną irytację Akutagawy. Być może zdziałała ta szczera, niczym niesprowokowana radość w jego oczach, a może po prostu jego obecność, na którą reagowali tak wszyscy. — Dostąpiłeś zaszczytu bycia pierwszą osobą, od której dostałem kwiaty.

Zaczynali przyciągać uwagę. Akutagawa przymknął na chwilę oczy, odliczył do trzech, a potem wszedł do środka, wcześniej chwytając go za nadgarstek i wciągając do pokoju. Zanim zamknął drzwi, Atsushi zdołał jeszcze pomachać komuś w locie:

— Nie martw się, przeżyję do jutra! — zawołał beztrosko. Udawał, że nie widzi zrezygnowanego i pełnego dezaprobaty spojrzenia Akutagawy.

Znali się dopiero niecały miesiąc, a mieszkali razem tydzień. Mimo tak krótkiego upływu czasu coraz lepiej znosili nawzajem swoje dziwactwa.

— Musiałeś?

— Nic nie zrobiłem. Trzeba było wykonać zadanie jak należy, to nie stałoby się nic.

Akutagawa nalał wody do butelki, z której właśnie wlał resztę soku pomarańczowego do szklanki i włożył do środka kwiaty. Wyglądało to tragicznie.

— Czyli to była zemsta?

Atsushi wycelował w niego palcem i udał, że strzela z pistoletu zrobionego z dłoni.

— Bingo!

Powoli zaczynał rozumieć zasady jego gry, w którą został po części wbrew swojej woli wciągnięty, ponieważ to wszystko było grą. Radosna i przyjazna fasada Atsushiego tak naprawdę nie istniała, a iluzja miała jedynie irytować jedynego przeciwnika.

Przez przyjazd siostry Akutagawy musieli przełożyć weekendowe plany na przyszły tydzień. Atsushi nie wydawał się z tego powodu specjalnie zasmucony, w końcu okazja nie ucieknie. Miał tak wiele innych pomysłów, jak pokazać komuś wartość życia, że mała zmiana planów nie zaszkodzi. Nauczył się działać spontanicznie. Dostosowywał się, jak woda wpasowywał się w kształt naczynia, gdzie akurat go wrzucano. Nie do końca uciekał, ale też nie stawiał czoła swoim dawnym problemom. Uznał, że tutaj go nie dopadną, jakby jego wspomnienia mogły zostać odcięte przez licznik kilometrów.

Usiadł na łóżku, kiedy Akutagawa poszedł wziąć prysznic. Widział stąd kwiaty w plastikowej butelce, to połączenie miało w sobie pewną dozę ironii. Coś pięknego, nietrwałego, otulone długowiecznym śmieciem. Dzięki czemuś tak bezużytecznemu kwiaty mogły żyć odrobinę dłużej, więc wartość butelki podnosiła się. Teraz nie była już wyłącznie kawałkiem plastiku, zyskiwała nowe znaczenie i zastosowanie. Stawała się wazonem, chociaż tak naprawdę wciąż była tym samym śmieciem co wcześniej. Nie zmieniał się jej kształt, faktura, materiał, zmodyfikowano jedynie zastosowanie. To wystarczyło, by zmienić jeden przedmiot całkowicie.

Anafora || shin soukoku ||Where stories live. Discover now