XXXVI Dwadzieścia Dziewięć

156 21 69
                                    

Dobra, słuchajcie: horny ban dalej obowiązuje, ale w tym rozdziale o dosłownie 1% mniej. Dalej wszystko jest family friendly, ale jeśli ktoś woli ominąć ten rozdział i potrzebuje streszczenia ważniejszych rzeczy, dajcie znać w komentarzu, to w odpowiedzi napiszę. Jakby dosłownie, prawie nic się nie stanie, ale uprzedzam. PG 13 utrzymujemy

— Wracamy? — pytanie Atsushiego wyrwało go z zaskoczenia.

Nie wiedział do końca, jak to się stało, ale jakieś piętnaście minut temu Atsushi znowu celowo się nim drażnił, wtedy Akutagawa zaczął go gonić, a Nakajima naturalnie uciekać, wskutek czego skończyli prawie w stawie. Tylko cudem upadli tuż przy krawędzi. Atsushi ściskał kurczowo rękawy koszulki Akutagawy, starał się całkiem na niego nie spaść i jednocześnie odsunąć się od wody, co nie było łatwe, bo chłopak w ogóle nie kontaktował, jakby zanurzył się już dawno temu.

— Wykończysz mnie — jęknął Akutagawa.

Wyciągnął ręce, Atsushi próbował się wyrwać, pewny, że zostanie wrzucony do wody. Powierzyłby mu swoje życie bez wahania, ale nie ufał mu w tak prostej kwestii. Już prawie mu uciekł, ale na swoje nieszczęście przypadkiem dotknął jego szyi. Ciepłej w porównaniu do nocnego powietrza. Natychmiast zamarł, co Akutagawa wykorzystał, by go do siebie przytulić.

— Nie wrzucisz mnie tam? — dopytywał zdenerwowany Atsushi.

Wewnątrz niego śpiewały jednocześnie jakieś trzy chóry anielskie, przygotowane na jego rychłą śmierć. Z pewnością właśnie to słyszą umierający. Miał ograniczone pole widzenia, właściwie widział głównie logo zespołu na jego koszulce, ale kątem oka zerknął nerwowo na wodę.

— Oszalałeś? Dostałbyś hipotermii.

Było lato, nie licząc wściekłych łabędzi wybudzonych że snu nic by mu nie było. W dużo gorszym stanie był teraz, bo musiał zdjąć bluzę, a nie miał jak, bo Akutagawa trzymał go mocno. To było jak z kotem na kolanach: kiedy cierpną nogi, ręce za chwilę odpadną z bólu, ale nie można się ruszyć, bo wtedy zwierzę już nie wróci. Tak czuł się teraz.

Zaśmiał się nerwowo, dotknął jego ramienia i natychmiast cofnął dłoń, gdy poczuł napięte mięśnie. Akutagawa naprawdę robił wszystko, by go przy sobie zatrzymać.

— Wybacz, że pytam, ale co ty właściwie robisz? — odezwał się ostrożnie.

Nie mógł nawet zrobić pół kroku, a co dopiero znowu przed nim uciec. Nie chciał uciekać, ale takie zachowanie tak bardzo nie pasowało do Akutagawy, że zaczynał się martwić.

— Nie wiedziałem, jak inaczej mam cię zatrzymać — wyjaśnił mu.

To wiele wyjaśniało.

***

Wrócili do domu późno w nocy i po umyciu się położyli się od razu do łóżek. Byli zmęczeni, wyprawa ich wykończyła. Akutagawa przysiągł sobie, że ostatnio raz zgodził się na coś takiego, chociaż doskonale wiedział, że to kłamstwo.

Atsushi mimo zmęczenia nie potrafił zasnąć. Patrzył tępo za okno, pocierał kciukiem o przedramię, tam, gdzie chwycił go Akutagawa, i zastanawiał się, czy kiedykolwiek będą przypominać normalną parę. To był dziwne, że teoretycznie znali się parę miesięcy, a potrafili sobie przypomnieć o jakimś najdrobniejszym detalu. Atsushi po zmianie w jego oddechu był w stanie stwierdzić, że coś było nie w porządku. Jak teraz.

Zajrzał do części pokoju należącej do Akutagawy, chciał się wycofać, kiedy zobaczył, że śpi, ale potem spojrzał jeszcze raz i jego wątpliwości wyparowały jak woda po deszczu z nagrzanego asfaltu.

Anafora || shin soukoku ||Where stories live. Discover now