Rozdział 32. Jaskinia zamieszkana przez morskie istoty.

9 6 0
                                    

GDY BURZA USTAŁA WYRUSZYLI W DALSZĄ DROGĘ W STRONĘ SCHRONISKA NA SZCZYCIE. Pan Trubines szedł pierwszy, za nim Monika, Marta, po tym pani Trubines i Eliza zamykająca pochód. Śniegu było bardzo dużo. Ciężko się wyciągało nogę z zasp, by ponownie zanurzyć nogę w śniegu. Marta cieszyła się tylko z tego, że jako rodowita mieszkanka Sardynii była odporna na niskie temperatury.

Szli już kilka godzin, kiedy rozległ się dziwny, bliżej nieokreślony dźwięk, a ziemia zadrżała.

— Lawina! — usłyszeli głos pana Trubinesa.

Marta poczuła dłoń Moniki na swoim nadgarstku. Obróciła się by złapać Elizę w ten sam sposób, ale było za późno. Poleciała do przodu, pociągnięta niewidzialna liną do przodu. Kątem oka dostrzegła jeszcze przerażone oblicze starszej siostry, która spada w przepaść.

— Mamo! Mamo! — krzyczała.

Była wleczona po śniegu. Nie czuła nic. Prócz pustki. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Przed oczami majaczyły jej twarze matki i siostry. Spadły w przepaść.

— Nic wam nie jest? — rozległo się pytanie.

— Nie, jesteśmy całe.

— Mama i Eliza one spadły — powiedziała wypranym z emocji głosem.

— Wiem, kochanie – usłyszała, a po tym zobaczyła przed sobą smutną, przerażona twarz ojca. – Lecz musimy iść.

— Nie, nie, trzeba ich szukać! — sprzeciwiła się i mocno ujęła ramiona ojca. – Onbe gdzieś tam są.

- Nie możemy ich szukać sami – powiedział mężczyzna łagodnym głosem. – Potrzebujemy pomocy. A do tego jest nam potrzebny telefon. Poza tym lawina może zejść drugi raz.

Jakby na potwierdzenie słów mężczyzny, góra znowu zadrżała

— Chodźmy, proszę cię — nalegał. — Do schroniska została nam jeszcze godzina drogi.

Marta pokiwała głową. Mimo bólu w sercu ruszyła za ojcem i siostrą.

Lecz już po półgodzinnej spinaczce okazało się, że droga jest zasypana.

— I co teraz? — zapytała zmęczona Monika.

Pan Trubines zastanawiał się przez chwilę.

— Gdy się tutaj wspinaliśmy, widziałem niewielką odnogę — oznajmił po namyśle. – Z tego co pamiętam, prowadzić ona powinna do Doliny Szarych Maków.

— Ruszajmy za tym — odezwała się zmęczona Marta. – Może w wiosce będzie jakies telefon.

W takim wypadku cofnęli się kilka metrów niżej. Tak jak mówił ojciec, tam faktycznie znajdowała się boczna droga.

— Myślisz, że to bezpieczne? — zapytała Monika zaglądając do wąskiego przejścia.

— Nie przejmuj się, użyję zaklęcia ochronnego — oznajmił mężczyzna uspokajającym tonem głosu. — Odsuńcie się!

Wykonały polecenie bez najmniejszego sprzeciwu. W następnej sekundzie mężczyznę otoczyły zielone pierścienie mocy. Zniknął na kilka chwil w kuli mocy, by pojawić się w pełnej transformacji.

— Podjedzcie tutaj — poprosił córki.

Marta i Monika ponownie usłuchały ojca. Marta zdawała sobie sprawę, że ojciec nie może wypowiedzieć na głos zaklęcia z powodu obecności młodszej, niewtajemniczonej osoby. Poruszał więc ustami, szepcząc zaklęcie. Przechadzał się wokół nich, uwalniając energię. Kiedy przechodził z drugiej strony, Marta poczuła wyraźniej jak moc wypełnia powietrze, a na jej całym ciele osiada zaklęcie.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Where stories live. Discover now