Rozdział 18. Pani Toronto, nigdy nie zapomina.

11 6 0
                                    


JUŻ OD PÓŁ GODZINY SIEDZIAŁYY W jednej z restauracji. Popijały soki i zajadły ciastko. Marta sama nie wiedziała co tutaj robiła wśród tych dziewczyn. Ale czuła się dobrze. No nie licząc tego, że zżerała ją zazdrość. Nie zamierzała się jednak przyznać do tego typu uczuc. Chciała się wreszcie poczuć na swoim miejscu. Potoczyła spojrzeniem po dziewczynach siedzących naprzeciwko niej. Widziała miłe, sympatyczne i niewinne dziewczyny. Marta sama kiedyś taka była, ale los zadrwił z niej i zabrał jej to. Teraz jednak, w tej chwili czuła, że może zacząć od początku.
Nie wiedziała jednak czy i jak będzie mogła zrezygnować z bycia wojownikiem. Zupełnie nieświadomie dotknęła sztyletu w prawym rękawie. Chłodny, gładki metal zdawał się szeptać do dziewczyny. Pocieszał i śpiewał.
— Hej, dziewczyny, a może zagracie w rzutki? — padło pytanie.
Marta zamrugała wyrwana z zamyślenia. Rozejrzała się dokoła i zatrzymała spojrzenie na wysokim, szczupłym szatynie wyzywająco patrzącym w ich kierunku. Na twarzy Marty natychmiast pojawił się szelmowski uśmiech.
— Co wy na to? — zapytała swoich towarzyszek.
— Trzy na trzy — oznajmił nieznajomy.
Poklepał swojego niższego, pulchnego kolegę. Obaj ubrani byli w czerwone mundurki. Na lewej piersi widniał emblemat łuku ze strzałami na cięciwie.
— Z jakiej szkoły jesteście? — zapytała zaciekawiona Zuzanna.
— Ze szkoły Nieskazitelnej Strzały Puchacza — pokłonił się po dżentelmeńsku. — Nazywam się Nathan, a ten tu to mój przyjaciel Peter.
— Zgadzamy się — oznajmiła Zuzanna. — Ale jak to ma być trzy na trzy, to wam brakuje jeszcze jednego.
W tym momencie do środka wszedł ktoś, kogo czarnowłosa się nie spodziewała. Mateusz ubrany w taki sam strój, rozejrzał się niepewnie i po chwili kiwnął głowa i podszedł popsiesznie do znajomych.
— Hej, chłopaki — zawołała na powitanie.
Marta patrzyła na chłopaka tak intensywnie...... Wreszcie podrapał się po karku nieswojo.
— Mateusz, co ty tutaj robisz? — zapytała oszołomiona i zachwycona.
Chłopak odwrócił się na dźwięk głosu i twarz rozpromienił.
— Marta, co za niespodzianka! — zawołał i uścisnął mocno dziewczynę w przyjacielskim geście.
— Jednak zdecydowałam się na Miris — oznajmiła z szerokim uśmiechem.
— To wy się znacie? — zapytał zdziwiony Nathan.
— Pewnie, to jest moja znajoma — powiedział i poklepał Martę po plecach.
— Dobra, dość tych uprzejmości — rzuciła Eryka. — Gramy?
— Jasne — oznajmiła Marta z zadowoleniem.
—Ustalcie, które z was grają — zarządził drugi z kupli.
Kilka minut później szóstka młodych ludzi wybrała sobie jedna z trzech tarcz do rzutek.
Przez następną godzinę rywalizowali między sobą kto jest lepszy. Rozegrali w sumie sześć partii. Jednak nie udało się rozstrzygnąć.
— Naprawdę jesteście dobrzy w te klocki — pochwalił Nathan z roziskrzonym spojrzeniem. — Będziemy to musieli kiedyś powtórzyć.
Ludzie zgromadzeni w restauracji klaskali zawodnikom za pokazowy mecz w rzucaniu rzutek.
— I będziecie mieli ku temu okazję — rzucił barman – mężczyzna o siwiejących włosach. Zgarbiony o chodził o lasce. Wyszedł za baru, przy którym siedział i podał grupie młodych ludzi po dwie ulotki. Ze słowami: — W Nowy Rok o północy urządzamy zawody w rzutkach. Jak chcecie się sprawdzić, to zapraszam.
— Super — rzuciła Eryka z biorąc ulotkę.
— Zapamiętamy — dorzucił Nathan spoglądając w stronę Zuzy.
Pożegnali się w przyjaznej atmosferze.
Zaczynało zmierzchać, kiedy wróciły na teren szkoły. Rozstały się.

●●●

Laura nie ustępowała w wysiłkach znalezienia odpowiedzi. W przerwie między lekcjami postanowiła ponownie porozmawiać z Alex.
— Cześć.
— Cześć.
— Co robisz? — zapytała Laura, przysiadając się do stolika, który zajmowała dziewczyna.
— Pracę na historię — odpowiedziała Alex nie patrząc na koleżankę. — Mam przedstawić wydarzenia z 1789 roku, z małej wioski na północ od Miris.
— A co tam się stało? — zapytała Laura z zainteresowaniem.
Odpowiedziała o tym, czego się dowiedziała.
— Patrz na to — powiedziała Alex wskazując na rysunek.
Laura wzięła kartkę od koleżanki i wytrzeszczyła oczy. Bowiem miała przed sobą ten sam rysunek, który jej się przyśnił jakiś czas temu.
— Co to jest? — zapytała zdumiona.
— Według opowieści są to uosobienia czterech magicznych znaków zodiaku — odpowiedziała Alex. — Dawnej w ten sposób oznaczano znaki zodiaku i łatwiej było przypasować konkretne osoby. Wtedy się te poszukiwania jednak nie udały. Wszyscy zginęli. Według niektórych źródeł nie był to jeszcze czas na to by objawił się magiczny artefakt. Niezłe co?
— No, ale to jest oficjalna wersja? — zapytała podekscytowana laura.
— Nie, oczywiście, ze nie — rzuciła Alex zmieszana naga zmianą w zachowaniu koleżanki. — Laura, co się stało?
— Nic, muszę coś sprawdzić — rzuciła pospiesznie,
Zabrzmiał dzwonek.
— Zbierajmy się na lekcje.
Obie wstały i ruszyły w stronę klas. Laura jednak myślami błądziła zupełnie gdzie indziej.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें