Rozdział 27. Po prostu wiecej czasu (część 1.).

6 4 0
                                    



SARDYNIA. WEITHEN CITY.

Słońce stało już wysoko na niebie. Pan Trubines w pełni ubrany otworzył okna na oścież i pokój wypełnił się zimną bryzą. Wiatr zmierzwił ciemne włosy mężczyzny. Zanotował sobie w myślach by udać się do fryzjera. Przy jego funkcji nie wypadało mieć tak długich włosów. Przygładził niesforne kosmyki. Ponownie zaciągnął się wonnym, porannym powietrzem. Dzisiaj wracali w drogę powrotną. I dobrze, bo musi sprawdzić przygotowania do przyjazdu księżniczki.

Wyszedł na zewnątrz. Miasteczki tętniło zżyciem. Mieszkańcy witali się wzajemnie. Po drogach i w powietrzu poruszały się pojazdy. Szedł chodnikiem w stronę domu gubernatora. Rodzina Andorowskich od trzech pokoleń służyli rodzinie królewskiej. Nie należeli do magicznych, ale byli dobrymi i życzliwymi ludźmi. Para królewska dużo im zawdzięczała.

Rodzina Gubernatora mieszkała przy rynku. W dostojnym, dużym domu. Pan TRubines nie mógł się jednak teraz spotkać z Rawinem, ponieważ odbywało się teraz spotkanie mieskiej rady.

Sylwester wędrował rynkiem. Zalesionym. Ludzie siedzieli na ławkach, dzieci bawiły się lepiąc bałwana pod okiem nauczycielek. Skręcił kilkakrotnie w prawo i znalazł się w części przeznaczonej na stragany. Przy każdym straanie powiewały kolorowe stążki, grala muzyka, dokoła latały malutkie ptaki. Sprzedawcy przekrzykiwali się chwaląc się swoimi towarami. Pan Trubines zatrzyma się przy straganie z owocami. Oglądał czarne śliwki i jagody.

— W czym mogę szanownemu panu pomóc? — zapytała uprzejmie staruszka o fiołkowym spojrzeniu, pokaźnych gabarytach.

— Ma pani piękne owoce — stwierdził pan Trubines.

Nie dodał nic więcej, bo otoczeniem wstrząsnęła potężna eksplozja. Czarodziej-strażnik jak i pozostali ludzie pobiegł w tamtym kierunku. Rozległy się krzyki i lament. Pan TRubines przecisnął się na przód tłumu i ujrzał płonący dom gubernatora.

— Proszę się odsunąć! — rozkazał surowym tonem.

SZSZZ. Rozległo się w górze. Gapie podnieśli wzrok w góre i ujrzeli piątkę magów wody lecących w stronę pożaru. Otoczyli budynek i zaczęli gasić. Pan Trubines czuł puslsującą moc zaklęć czarodziejów wody. Nie wtrącał się. Pilnował aby ludzie niw wbiegli w ogień.

Z domu nic nie zostało, a ciała przebu=ywających w nim ludzi pochowano wieczorem. Pan Trubines wysłała wiadomość holiograficzna do pałacu relaconując wydarzenia.

Po pogrzebie stał przy ruinach domu gubernatora. Miał zadanie do wykonania. Królowa chce poznać przyczyny wybuchu.

— Transformacja!

Wzleciał wysoko w powietrze. Uwolnił strugę magii. Leciał, rozpylając ją, jednocześnie recytując słowa zaklęcia ukazania przeszłości:

Zagadka zanikła w przeszłości,

Obraz wydarzeń zamazany ujrzeć chcę,

Jasne światło słońca ukaż mi,

Przeszłość i wydarzenia ukryte.

Zaklęcie wybuchło wysokim, strumieniem zieleni. Otoczył mężczyznę mgłą. Obraz rozmazał się i już po chwili czarodziej stał w kuchni, gdzie znajdował się elektryczny piecyk. Z urządzenia wydobywała się ciemny dym. Powietrze naelektryzowało się. Zielona struga popłynęła w stronę salonu. Pan Trubines ruszył w tamtym kierunku. Około dziesięciu, widmowych mężczyzn dyskutowało zawzięcie, a jeden w centralnym punkcie spokojnie siedział i plaił cuygaro. W tym momencie powietrze zderzyło się z dymem i powstała eksplozja. Pan Trubines zasłonił oczy przed jasnym światłem. Po chwli znów znajdował się nad gruzami, a zielona mgła znikała powoli w ziemi. 

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz