MISJA 1. W ZASTĘPSTWIE. (Część 3.)

20 8 8
                                    

●●●

Czternaście godzin później znaleźli się na Viarta dwunastej planecie w Układzie Słonecznym galaktyki Werdes. W sumie galaktyka składała się z ponad pięćdziesięciu planet, ale tylko trzydzieści trzy zamieszkiwały istoty inteligentne.

Marta dostała od dyrektora ATROS – co za zaszczyt mnie spotkał jestem eskortowana przez samego dyrektora owej agencji, miała po tym napisać – naszyjnik, pod którym czaił się czar maskujący.

—Nikt go nie wykryje —zapewnił ją mężczyzna.

Przyjęła to do wiadomości.

Sześć minut później wylądowali w puszczy. Marta wyszła z statku i oniemiała z wrażenia. Roztaczał się przed nią przepiękny widok. Z nieba padał deszcz kolorowych kropli, a drzewa i rośliny mieniły się intensywnymi kolorami z całej palety jaką znała i mogła sobie wyobrazić. Dżungla pulsowała życiem. Dzikie zwierzęta otaczały ją ze wszytkich stron. Intensywnie zapachy i dźwięki przytłaczały dziewczynę z lekka.

—Teraz zostawimy cię na trochę —chwycił za ramiona i spojrzał głęboko w oczy. —Nie bój się. Znajdziemy cię i przyprowadzimy w docelowe miejsce. Ale musi to wyglądać na przypadek. Dlatego wyjdziesz z puszczy. Niedaleko jest miale miasteczko. Zadzwonisz do pałacu i przedstawisz się jako Haberly Inamotoo Deli Partis.

—Długie nazwisko —skrzywiła się Marta.

—Naszyjnik służy również jako Podszycie Świadomości —wyjaśnił mężczyzna spokojnie i rzeczowym tonem.

—Ze co?

—Podczas misji będziesz pamiętała to samo co księżniczka —dodał z delikatnym uśmiechem. – Wszystko co niezbędne do uwiarygodnienia twojej historyjki.

—Rozumiem —Powiedziała dziewczynka, ale nie potrafiła się uśmiechnąć. — A ile to może potrwać?

—Nie wiem. Miejmy nadzieję, że nie długo – Rzekł dziwnym tonem. —Teraz ruszaj.

Skinęła głową na pożegnanie i wbiegła do dżungli. Słyszała w uszach świergot ptaków, widziała gady pełzające po korze. Pod nogami miała pnącza i miękką ściółkę. Pędziła przed siebie i kilkakrotnie udała na nie równiej powierzchni. Roślinność napawała ją strachem, ale powtarzała sobie uparcie słowa ojca: „Jeśli się czegoś boisz, wyobraź sobie, że jestem przy tobie i odpędzam potwory". Co z tego, że te słowa wypowiedział do siostry. Monika miała kiedyś zły sen i obudziła się z palaczem. Spotkali się na korytarzu. Marta obudzona szlochem siostry z ciekawości podeszła do drzwi i podsłuchała ich rozmowę. Marta należała do odważnych, nie bała się złych znów i potworów z szafy. Po nie otrzymaniu, strach stał się realny. Bała się odrzucenia rodziców, odtrącenia przez wszystkich, samotności po prostu. Jako mała dziewczynka nie umiała tego nazwać. Nie umiała tego nazwać i nie umiała sobie także z tymi doznaniami poradzić. Nie zamierzała się bać. Strach jest tylko dla słabeuszy. Ojciec uważał ją za słabą, ale ona taka nie jest. Za każdym upadkiem podniosła się i szła dalej. Nic jej nie powstrzymało, bo ona już się nie bała. Strach zostawiła w domu. Chociaż wtedy tego nie wiedziała. Miała się o tym przekonać dopiero w późniejszym okresie.

Nie wiedziała ile godzin przedzierała się przez dżunglę.

Nagle poczuła delikatne ukucie bólu w nodze. Spojrzała i ze zdziwieniem zobaczyła długiego, czarnego węża z żółtymi prążkami i czarnym grzbietem uczepionego do jej nogi. Z obrzydzeniem odpędziła zwierzę. Gad zniknął w krzakach.

Marta ruszyła dalej przed siebie. Padało. Ucieszyła się, kiedy ujrzała cywilizację Stację i mały bar naprzeciwko. Ruszyła w stronę budynku. Kulała, noga coraz bardziej pulsowała bólem. Weszła za jakimś ogromnym gościem w skórzanej kurtce i ciemnej karnacji skóry.

Czarodziejskie przygody księga 1. Adeptki Magii. (ZAKOŃCZONE).Where stories live. Discover now