Rozdział 46. Lorena, Dima

4.6K 204 22
                                    

Wiedziałam, że zbyt duża ilość wina i szampana odbije się na drugi dzień, ale nie wiedziałam, że aż tak bardzo. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie Dima zaniósł mnie do sypialni. Obudziły mnie krzyki mojej siostrzenicy, a może nie tylko mnie, a wszystkich. Moja głowa tak mi ciążyła, że trudno było mi podnieść ją z poduszki. Mojego męża już nie było, więc musiał być z mężczyznami w salonie. Miałam ochotę się rozpłakać, gdy usłyszałam ponowne krzyki małego dziecka. Moja głowa pękała. Byłam pewna, że Gaja i nowo poznana dziewczyna Saszy cierpiały tak samo jak ja. Przeniosłam wzrok na zegarek, który wskazywał dziewiątą rano. Zamknęłam oczy, gdy drzwi otworzyły się i przez próg szturmem wpadła Liwka. Kochałam ją, ale w tym momencie nie chciałam niczyjej obecności.

– Ciociu! Ciociu! Wiesz, że ja wczoraj wytrzymałam do dwunastej! – wołała zadowolona.

– Super kochanie, powiesz wujkowi, żeby przyniósł mi tabletki i wodę ? – spojrzała na mnie badawczo.

– Coś cię boli, ciociu? – zaśmiałam się ochrypłym głosem. Nawet nie chciałam myśleć, co takiego wczoraj robiłam. Mam nadzieję, że nie narobiłam wraz z Gają wstydu.

– Głowa, słoneczko – pokiwała radośnie głową i wystrzeliła jak z procy do Dimy. To dziecko było tak pełne energii, że czasem współczułam jej rodzicom.

Po chwili, gdy zmieniłam pozycję leżenia chyba z dziesięć razy przyszedł Dima. Miał na sobie szare dresy i zwykłą koszulkę w tym samym kolorze. Widziałam jak próbował powstrzymać uśmiech, gdy zobaczył w jakim byłam stanie.

– Nie komentuj – sapnęłam ochypniętym głosem. Musiałam nieźle się drżeć.

– Ależ ja nic nie mówię, droga żono – usiadł na skraju łóżka po swojej stronie.

– To elektrolity – odparł, gdy zobaczył moją minę. To nawet lepiej niż woda.

– Czemu ty wyglądasz tak dobrze, a ja, jakby przyjechał mnie walec? – zapytałam po połknięciu tabletek.

– Po pierwsze jestem Rosjaninem, po drugie nie piłem tak dużo, jak mogło ci się wydawać – rzeczywiście mnie pocieszył.

– Chodź na śniadanie. Już wszystko poustawiałem. Dostałem wiadomość od Basilio, że twoi rodzice zadzwonią po obiedzie – nie podobało mi się to, że mieli zadzwonić. Nigdy nie dzwonili razem, a gdy w to był wplątany mój brat to oznaczało, że oni wiedzieli. Jeśli wiedzieli oni, to musiałam porozmawiać z Gają.

– Nie przełknę nic do tej rozmowy – powiedziałam szczerze. Poza tym, było mi niedobrze.

– Zrobię ci herbatę, wstawaj już – jęknęłam, przeciągając się po całym łóżku. Herbata była dość przekonująca, ale wizja opuszczenia sypialni była gorsza.

– Dobrze, dobrze – odparłam i wstałam. Na piżamę założyłam swój  satynowy szlafrok, a stopy wsunęłam w mięciutkie, puchate, różowe kapcie. Moje włosy nie były w tak tragicznym stanie, bo ktoś związał mi je w warkocza. Pewnie była to Sara.

Gdy zeszłam po schodach, zobaczyłam, że w salonie siedział Anton z Sarą, Sasza i mój szwagier, który opiekował się córeczką. Szukałam wzrokiem Dimy, który wyłonił się z kuchni i od razu do mnie podszedł z kubkiem pełnym herbaty. Dobrze pamiętał, że piłam ją z cytryną. Pomasował mnie uspokajająco po plecach. Nie chciałam poruszać przy wszystkich tematu rozmowy. Gdy wszyscy zjedliśmy Sara wzięła Liwkę na spacer poszła razem w towarzystwie mojej siostry z małą i z bandą ochroniarzy. Ja nie byłam wstanie myśleć o czymś innym niż o rozmowie z rodzicami.

Siedziałam na kanapie ze znajomą Saszy. Wydawała się całkiem przyjemna i normalna.

– Skąd się znacie? – zapytałam, by jakoś rozchmurzyć swoje myśli.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now