Rozdział 27. Lorena

5.4K 253 16
                                    

1/3 rozdziałów maratonu na dziś!

Naprawdę miałam nadzieję, że wrócę na święta do domu. Nie chciałam ich spędzić w szpitalu. Jeszcze nie mogłam ich sobie wyobrazić nie znając swojej rodziny przez utratę pamięci, ale na pewno nie chciałam być tu. Wolałam wszystko oprócz tego miejsca. Czułam w kościach, że moja rodzina do końca normalna nie jest. Mój mąż coś ukrywał przede mną i czułam to. Najgorsze było to, że nie czułam z nim żadnego mocniejszego przywiązania oprócz tego, że miałam oczy i widziałam, że był zabójczo przystojny. Chociaż nie straciłam wzroku.

Codziennie przychodziła do mnie psycholożka i razem z Dimą walczyliśmy o moją pamięć. Chciałam zobaczyć jakieś nasze zdjęcia, ale powiedział, że nie robiliśmy ich dużo. To było dla mnie dziwne, ale wolałam poczekać na to aż pamięć mi wróci i sama będę się mogła z tym uporać. Wiedziałam, że mieszkaliśmy w Petersburgu, bo Dima miał tam jakieś interesy, o których nie powiedział mi nic. W Australii prowadził klub i pole golfowe. I miał tu rodziców, których miałam poznać, ale los śmiał mi się prosto w twarz.

– Pani Loreno, dostałam potwierdzenie Pani prośby. Da pani radę sama usiąść na wózek? – miałam pchotę się rozpłakać ze szczęścia, już miałam dość ciągłego leżenia w łóżku.

–Tak, naprawdę czuję się już dużo lepiej – odparłam. Owszem, miałam zawroty głowy i jeszcze mnie ona bolało po operacji, ale czułam dużą różnice między dniami.

– Bardzo mnie to cieszy, myślę, że jeśli po jutrzejszych badaniach będzie wszystko dobrze, będzie pani mogła wyjść w następnym tygodniu do domu.

– Były takie przypadki jak mój? Jaka jest szansa, że odzyskam pamięć? – naprawdę chciałam wiedzieć kim byłam i z kim się związałam.

– W pani przypadku bardzo duże, proszę być dobrej myśli – powiedziała pchając wózek. Nie podobało mi się, że starsza kobieta musiała mnie pchać, gdzie przemieściłabym się na wózku sama. Rozumiałam, że to była jej praca, ale czułam się niezręcznie.

Westchnęłam, gdy ochroniarz, który czatował przy moich drzwiach ruszył za nami. Mój mąż był milionerem albo prowadził jakieś popieprzone interesy. Kto normalny zatrudnia sobie ochroniarza? Rozumiem, jeszcze jakby mi coś groziło, ale do cholery jasnej z tego co wiem to nic! Winda zamknęła się, a my zjechaliśmy na ostatnie piętro. Wyszliśmy na ogród, który specjalnie zrobiony był dla pacjentów. Byłam wdzięczna za takie rozwiązanie. Tęskniłam za świeżym powietrzem, a w dodatku w Australii było tak ciepło i pięknie, że aż chciało się patrzeć.

Pielęgniarka zatrzymała wózek przy małej altance, w której usiadłam. I wreszcie odetchnęłam pełną piersią. Choć szpitał był piękny, zapewne prywatny, opieka pierwsza klasa i jedzenie bardzo dobre to miałam już dość. Chciałam wrócić do domu, w którym pewnie nie czułabym się lepiej, ale to zawsze coś innego.

– Mój mąż mówił ci, kiedy przyjedzie? – zapytałam ochroniarza. Nie był zbyt rozmowny, bardziej stwierdziłabym, że mnie unikał.

Westchnęłam. Przecież mogło być gorzej. Mogłam teraz leżeć na dnie jakiegoś jeziora albo marznąć w jakimś zaułku. A tak byłam w prywatnym szpitalu z ochroną.

– Nie mówił kiedy, ale powiedział, że będzie – skinęłam głową.

Po jakieś pół godzinie usłyszałam czyjeść kroki za sobą. Szczerze odetchnęłam, gdy usłyszałam głos Dimy.

– Witaj żono – przywitał się. Zastanawiałam się czy go przypadkiem nie zmusili go małżeństwa ze mną, bo czasem tak się zachowywał.

– Możesz odejść – powiedział do ochroniarza, który bez gadania poszedł do szpitala. Pielęgniarka tylko skinęła głową, zaznaczając, by pomógł mi wrócić do sali bądź ją zawołał.

Ludzi też jakby ubyło. Jakby każdy ze służby zdrowia wiedział, że trzeba zostawić nas samych. To było dziwne. Zaczynałam się zastanawiać, co takiego robi mój mąż. Miałam nadzieję, że szybko mi się przypomni, bo nie zapowiadało się, by sam z siebie mi powiedział. Ja nie dopytywałam, bo domyślałam się, że jakoś ominąłby odpowiedź o jaką mi chodzi.

– A więc jesteś – odparłam cicho, starając się ukryć to jak bardzo niezręcznie się czułam.

Skinął głową.

Tylko na tyle było go stać? Czemu był aż tak cichy?

Dobra jego też to wszystko pewnie przerastało, ale jakoś musieliśmy sobie z tym poradzić.

– Twój stan się poprawia, jeśli wszystko pójdzie dobrze to wyjdziesz w poniedziałek – westchnęłam.

– Możemy porozmawiać w końcu o czym innym, a nie ciągle o moim stanie zdrowia? Wychodzi mi to bokiem – spojrzał na mnie. Patrzyliśmy sobie w oczy przez dobre kilka minut.

– O czym chcesz porozmawiać? – miałam ochotę go walnąć, naprawdę.

– O nas. Jak to sobie wyobrażasz, jakoś musimy funkcjonować do tego momentu aż sobie wszystkiego nie przypomnę.

– Przypomnę ci – uśmiechnął się z błyskiem w oczach, jaki widziałam u niego pierwszy raz. Zrobiło mi się momentalnie gorąco. Domyślałam się o co mu chodziło.

– Obiecujesz?

– Jeśli tylko tego chcesz, Śnieżko – puścił do mnie oczko i lekko się uśmiechnął. Faceci byli naprawdę bardzo przewidywali. Wystarczyło tylko wspomnieć o seksie, a oni już cieszą się jakby wygrali totka.

– Jakie mamy plany na najbliższe dni? – zapytałam z ciekawości.

– Wrócimy do domu, gdy tylko tylko poczujesz się lepiej, to może, jak chcesz oczywiście poznasz moich rodziców i najbliższą rodzinę. Pokaże ci Sydney.

Uśmiechnęłam się, chyba nie mogło być aż tak źle.

– Zgadzam się, może być. Opowiedz mi coś o siebie?

– Mam siostrę, ale nie mam z nią zbyt dobrego kontaktu. Raczej widzimy się raz w roku, gdy przylatuje na święta – skinęłam głową.

– Ja mam jakieś rodzeństwo?

– Masz, dwie siostry, jedna nie żyje niestety i brata – gdy mówił o moim bracie miałam wrażenie, że był wściekły.

– Czemu jesteś zły, gdy o nim mówisz? Zrobił coś nie tak?

– Naraził cię na niebezpieczeństwo, tyle wystarczy, żebym go nie lubił – chyba nie powinnam dopytywać dalej. Chyba niezbyt za sobą przepadali.

– Zmieńmy temat. Jaki jest twój ulubiony kolor? – Dima spojrzał się na mnie i parsknął śmiechem. Przecież od czegoś musieliśmy zacząć, nawet od takich bzdur.

– Jak myślisz, Śnieżko?

– Czarny, zdecydowanie czarny – powiedziałam. Czerń do niego pasowała.

– Lubię też czerwony i biały – zmarszczyłam brwi.

– Czemu? – zapytałam.

Dima nagle wyjął z kieszeni czarny woreczek w jedwabiu.

– Otwórz – polecił. Zmarszczyłam brwii i otworzyłam woreczek. Szczękę musiałam mieć przy samej ziemi, bo były tam wszystkie koronkowe majtki, które należały... do mnie.

– To...

– Podniecające, wiem.

– Masz fioła na punkcie moich majtek – powiedziałam niedowierzając.

– Mam dla ciebie coś jeszcze, ale otwórz to, gdy będziesz sama w pokoju – podał mi drugie pudełeczko.

– Jeszcze jakieś instrukcje ? – zapytałam dalej będąc w szoku.

– Zadzwoń do mnie na wideokonferencje – bałam się co wymyślił, a jednocześnie nie mogłam się doczekać.

___________________________________

Kto domyśla się jaki plan ma Dima? 😈

Mam nadzieję, że umilę wam czekanie do świąt! I święta także rozdziałami Zemsty

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now