Rozdział 2. Lorena

7.8K 334 18
                                    

Łapcie drugi rozdział, stwierdziłam, że muszę Was czymś zachęcić

Leona podstawiła pod mój nos kubek z gorącą czekoladą i piankami. Na zewnątrz padało. Cesare siedział parę stolików od nas, starał się nie przyciągać uwagi, ale gdy kelnerka go zobaczyła to taca, którą niosła spadła jej natychmaist na podłogę. Ludzie wiedzieli, że rodzina Travato istniała. Mieli tego świadomość. Jednak dużo z nich widziała nas pod osłoną ludzi bogatych, prezesów firm czy dających na domy dziecka. Była w tym prawda. Mój tata miał legalne interesy, a na organizacje pomocy dzieciom przelewał duże sumy. Nie byliśmy tacy źli. Przynajmniej kobiety z naszego rodu takie nie były. Byłyśmy całkowicie odsunięte od interesów i wiedziałyśmy tyle, ile było nam potrzebne do funkcjonowania w naszym świecie. Gdybym miała wybór, teraz zapewne byłabym we własnym mieszkaniu, chodziłabym na studia chodziła do klubów i żyła studenckim życiem. Nie znałam niczego innego, więc zostało mi tylko wyobrażanie sobie tego, jak moje życie mogłoby wyglądać.

- Myślisz, że tata wyda cię za jakiegoś starca z kulawą nogą? - Leona wiedziała, że tata nigdy, by nam nic takiego nie zrobił, a jednak czaiła się w nas ta niepewność. W końcu to była mafia. Tu wszystko mogło wydarzyć się w ciągu sekundy i zmienić bieg wydarzeń naszego życia. Dla tego na sto procent niczego nie mogłyśmy być pewne.

- Nie, nie zrobiłby tego - odparłam upijając z kubka gorącej czekolady. Seattle była zakorkowane, deszcz powoli przestawał padać. Z wielkiego okna kawiarni miałyśmy widok na wieżę Space Needle. To była biznesowa część miasta, więc widok elegancko ubranych ludzi nie budził żadnego zdziwienia tak samo jak czarne parasole.

- Chcesz to mogę porozmawiać z Basilio, by jakoś wpłynął na tatę, by jeszcze poczekał. Chociaż rok - Leona była z nas sióstr najstarsza i najbardziej się temu wszystkiemu buntowała. Była pierwsza, taki króliczek doświadczalny.

- Nie ma po co. To prędzej czy później i tak, by nadeszło. Za rok, za dwa czy za kilka miesięcy - Leona przewróciła oczami. Każdej z nas było trudno przeboleć nasze tradycje. Jej najtrudniej.

- Masz rację, ale chociaż przez rok jeszcze mogłabyś się pocieszyć życiem bez dodatkowych obowiązków. Nie miałabyś na głowie męża, domu i jego ględzenia o tym co możesz, a czego nie.

- Dobrze wiesz, że dobrze gram. Udawanie wiecznie uśmiechniętej nie będzie dla mnie trudne - spojrzała się w moje oczy i kiwała powoli głową przecząco. Tylko ja po tacie umiałam tak skrywać emocje jak on. Basilio, Leona, Gaja czy Antonia żadna tego nie umiała oprócz mnie. W mojej sytuacji było to atutem. Mogłam grać taką jakiej oczekiwał mój przyszły mąż. Jednocześnie byłam sobą dla ludzi, których kochałam i chciałam być dla nich dalej Loreną Travato.

- Zastanów się proszę. Może jeszcze da się coś zrobić - kiwnęłam głową. Wiedziałam, że byłam w ciemnym zaułku, z którego i tak nie da się wyjść. Ludzie mojego taty czy przyszłego męża znaleźliby mnie w ciągu kilku najbliższych godzin. Stąd nie dało się uciec.

- Leona wiesz jak to wygląda. Nie opłaca mi się uciekać. Nawet, jeśli poleciałabym do Australii to, by mnie znaleźli. Prędzej czy później, a wtedy już w ogóle miałabym problem - ściszyłam głos. Gdyby Cesare usłyszał to co mówię mógłby posądzić mnie o zdradę.

- Niech ci będzie - w mojej rodzinie tradycje zatrzymały się nie w tym wieku. To było chore a jednocześnie każdy z nas był do tego przyzwyczajony. Tak działała mafia.

Odwróciłam się, usłyszałam kroki Cesare. Miał na sobie męski, długi czarny płaszcz. Czarny golf i równie ciemne spodnie. Jego buty były eleganckie, bo tak był ubrany. Ledwo kto wiedział, że za paskiem trzymał broń. Był starszy ode mnie o kilka lat. W czerwcu skończył dwadzieścia siedem lat. Był młody, przystojny. Niektórzy ludzie nie pochwalali wyboru mojego taty. Zdaniem innych był za młody, mógł mnie uwieść. Podejrzewali go o najgorsze, ale każdy kto go znał wiedział, że był jednym z najlepszych ludzi mojego ojca.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|حيث تعيش القصص. اكتشف الآن