Rozdział 44. Lorena

4.4K 214 2
                                    

Święta minęły nam szybko, nie były tradycyjne jak w domu, ale najważniejsze, że Dima był ze mną. Mogłam naprawdę wreszcie przyznać, że dużo dla mnie znaczył. Nie było miłości jak z filmów, nie było ideałów, my nie byliśmy perfekcyjni. Najważniejsze, że byliśmy razem. To się liczyło. Dima powiedział mi wszystko o mojej zaginionej siostrze. Nie powiem zdziwiło mnie to, miałam też żal do rodziców, że nic mi nie powiedzieli. Nie miałam pojęcia, że oprócz Leony był ktoś jeszcze. Basilio też nic nie wiedział, a był najstarszy. Dlatego właśnie leciał do Petersburgu, by pomóc nam jakoś to pogodzić. Gdy odebraliśmy go wraz z Dimą  z lotniska naprawdę cieszyłam się, że go zobaczę. Zobaczyłam go wysiadającego z samolotu i od razu pobiegłam, by go przytulić. Poczułam znajomy zapach, z którym kojarzyło mi się dzieciństwo. Nuta mandarynki i mięty. Nigdy nie zmienił perfum, byłam mu za to wdzięczna.

– Miło wreszcie cię zobaczyć, Lori – uśmiechnęłam się. Dima podszedł do mnie i przytulił do swojego boku.

– Witaj, Basilio – Dima uścisnął jego rękę. Chciałam, by mój mąż i jedyny brat mieli dobre relacje, ale wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Wręcz przeciwnie, oboje byli honorowi i śmiertelnie poważni, a gdy ma się niemal identyczne charaktery trudno jest się dogadać.
Dlatego oprócz tematów związanych ze współpracą dwóch rodzin zazwyczaj nie poruszali niczego innego. Czasem rozmawiali na mój temat lub o tym, na jakich uroczystościach musimy się z Dima pojawić w Seattle.

Basilio pojechał wynajętym samochodem, a my wróciliśmy do naszego. Nerwowo pocierałam dłonie, gdy grudniowe słońce zaglądało do samochodu. Było wcześnie, a ja się nie wyspałam. Całą noc myślałam o Dimie i o dziewczynie, która okazała się siostrą bliźniaczką mojej nieżyjącej siostry.

– Stresujesz się – stwierdził, patrząc w moje oczy. Posłałam mu lekki uśmiech. Czytał ze mnie jak z otwartej księgi.

– Ty byś nie był? – zapytałam, kładąc mu się na kolanach. Poczułam jak bawił się moimi włosami.

– Pewnie, bym był – odparł zamyślony. Moje serce biło coraz szybciej, gdy zbliżaliśmy się do szpitala.

– Jaka ona jest? – zapytałam, a on przez dłuższą chwilę nie odpowiadał.

– Trudno mi powiedzieć Śnieżko. Ona był w niewoli tyle czasu, że dopiero okaże się jaka jest, gdy będzie pod opieką specjalistów – mówił z sensem, ale po prostu trudno było mi w to uwierzyć. To była dziwna sytuacja i dość niekomfortowa dla mnie samej.

Zatrzymaliśmy się na parkingu prywatnego szpitala. Próbowałam nie zwracać uwagi na drogie samochody. Pomimo tego, że od dziecka byłam wychowana w przepychu i bogactwie, to nie lubiłam towarzystwa, z którym przyszło mi przebywać. Ludzie, z grubymi portfelami nie byli przyjaźni, przynajmniej ci, na których trafiłam.

– Gotowa? – zapytał. Kiwnęłam głową, a później zobaczyłam w jego oczach aprobatę. Był ze mnie dumny.

– Kocham cię, powiedz mi tylko, gdy będziesz chciała wyjść, wyjdę z tobą od razu, gdy tylko poczujesz się nieswojo – cieszyłam się, że miałam go przy sobie.

– Miejmy to za sobą – odparłam. Wyszliśmy z samochodu w asyście ochroniarzy. Dołączył do nas Basilio niemal od razu. Zrobiło mi się słabo, co od razu zauważył Dima.

– Jesteś blada – zauważył. – Pójdę ci po wodę.

Złapałam go za ramię, gdy chciał pójść do sklepu spożywczego. Bardziej od wody potrzebowałam przy sobie jego.

– Zostań, proszę – spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. A on pomasował mnie uspokajająco po plecach i mocniej chwycił mnie w pasie, bym nie zemdlała i upadła na ziemię.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now