Rozdział 11. Lorena

6.6K 301 13
                                    

Byłam szczęśliwa, że udało mi się choć na trochę zasnąć podczas lotu. To pewnie ze zmęczenia. Cały czas się stresowałam, ale teraz odszedł ze mnie cały stres związany ze ślubem. Gdy wyszłam z samolotu poczułam mocne zimno. Cholera, wiedziałam, że będzie wręcz mroźnie, ale nie myślałam, że aż tak. Było późno w nocy. Pogoda pewnie była minusowa. Na myśl o tym, że teraz będzie tak cały czas albo i zimnej miałam ochotę się rozpłakać. Chyba psychicznie nie byłam przygotowana na taką zmianę pogody. Potarłam ręcę, by się rozgrzać.

– Wsiadaj do samochodu, zapewne jest już nagrzany – powiedział Dima. Sam miał na sobie długi, ciepły, czarny płaszcz. Zgrzytałam zębami i nie miałam zamiaru dyskutować. Było mi zimno.

Wsiadłam do SUV-a. Rzeczywiście w środku było ciepło. Musiałam kupić sobie zimowe ubrania, bo inaczej czarno to widziałam.

– Dzień dobry, proszę to dla pani herbata. Mąż poinformował mnie, że pija pani ją z cytryną i cukrem – to był jak dar z niebos. Zrobiło mi się miło, że Dima o mnie pomyślał. Chociaż może to nie jego sprawka.

– Dziękuję bardzo – przejęłam parujący napój w papierowym kubku i upiłam łyk. Czułam się jakbym wypiła łyk najlepszej jakości wina.

– Jeśli mogłabym spytać, ile będziemy jechać do? – no właśnie. Jak miałam to powiedzieć. Domu? Nie czułam się tu jak w domu i byłam pewna, że długo mi zajmie przyzwyczajanie się do nowego życia.

– Posiadłość znajduje się na drugiej stronie miasta. Praktycznie za nim parę kilometrów. Z dala od ludzi i zgiełku miasta. Cóż, znajduje się w środku lasu nad jeziorem, do którego mają państwo dostęp.

Nie miałam nic przeciwko mieszkaniu w takim miejscu, ale byłam przyzwyczajona, że dojazd do miasta zajmie naprawdę krótko. Mój rodzinny dom nie był na odludziu. Właściwe był na strzeżonym drogim osiedlu, od którego od sąsiadów oodzielały nas mur i żywopłot. Nie było tak, że patrzyliśmy sobie nawzajem w okna, bo domy nie były zbyt blisko, ale dalej było to osiedle. Musiałam jakoś się przyzwyczaić, wiedziałam, że to nie będzie proste zadanie.

Marzyłam tylko o tym, by się wykąpać, zmyć makijaż i się położyć. Reszta mnie nie interesowała. Oparłam się wygodnie, kiedy kierowca podał mi koc, uśmiechnęłam się. Przykryłam się i nawet nie wiedziałam kiedy, a usnęłam ze zmęczenia.

Obudziłam się, gdy zaczęło mną trząść. W samochodzie było ciemno, niebo oświetlały gwiazdy. Usiadłam, przez moment nie wiedziałam gdzie jestem. Czułam się jak dzikuska w obcym miejscu, która nie wie co robi. Szybko mi się przypomniało, gdy zrozumiałam kto obok mnie siedzi. Dima grzebał w telefonie, odpisywał chyba jakąś wiadomość. Otaczał nas las.

– Za pięć minut będziemy – przerwał ciszę. Cieszyłam się, że nie musiałam robić tego ja i znowu spięłam się, gdy był tak blisko mnie.

– Dobrze – mruknęłam śpiąco odpowiedź. Nie miałam siły na potyczki słowne, chciałam spać, ale dobrze wiedziałam, że kilka najbliższych nocy może być nieprzespanych. Zawsze miałam tak, gdy byłam w nowym miejscu.

Przeszukałam kieszenie w poszukiwaniu własnego telefonu, gdy go wreszcie znalazłam i odblokowałam zamknęłam oczy. Zmiejszyłam rozświetlenie ekranu. Była czwarta nad ranem, prawie piąta. Zmieniłam godzinę i lokalizację, gdy byłam w samolocie. Nie miałam co robić, gdy się obudziłam. Najpierw musiałam przywyczaić sie do zmiany czasu, która na pewno da mi w kość.

Gdy zobaczyłam rozświetloną posiadłość zaniemówiłam. Tu było piękne, bajkowo. Staw przed posiadłością, bym rozświetlony lampkami, tak samo jak pomost. Miałam wrażenie, że zaraz jęknę z zachwytu. Posiadłość przypominała biały pałac z pięknymi oknami. Przez co nie było tu dużo zdobień, nie wyglądało to tandetnie. Okna, biały kolor, kolumy robiły robotę. Sama wyszłam z samochodu, widziałam, że Dima uśmiechnął się pod nosem. Wszędzie słychać było odgłosy lasu. Było jak w bajce.

– Mam nadzieję, że ci się podoba i nie będzie tutaj dla ciebie, jakbyś była więziona – wszędzie dookoła był las. Było niesamowicie.

– Chodźmy do środka, pewnie chcesz odpocząć – zadecydował. Miał racje, pomimo zachwytu chciałam się wykąpać i zmyć z siebie ten cholerny makijaż.

– Tak, chciałabym się już umyć – stwierdziłam.

– Dom pokaże ci rano albo oprowadzi cię ktoś inny. Pokażę ci twoją sypialnię, naszę prywatne skrzydło, do którego nikt oprócz nas i najbliższych nie ma wstępu – kiwnęłam głową  zaczęliśmy iść w stronę pięknych schodów prowadzących do dużych, białych drzwi ze złotą klamką.

– Wszyscy śpią – stwierdziłam z lekkim śmiechem. Dom był lekko rozświetlony, ale udało mi się zobaczyć piękny dużo hol z kryształowym żyrandolem. Od razu przy drzwiach na prawo były ogromne, solidne schody.

– Chodźmy – zaczął mnie po nich prowadzić.

–Możesz mi coś o nim opowiedzieć? – zapytałam cicho.

– Dobrze, dom na dwa piętra. Te najwżej jest nasze. Niżej znajdują się sypialnie dla gości. Sala do jogi, jedna z kuchni, łazienki, sala konferencyjna, mały salon. Piętro to kuchnia z jadalnią, główny największy taras. Jest tam mój gabinet. Raczej są tam pomieszczenia do interesów. Biblioteka, sala kinowa. Basen, przez to, że pogoda w Rosji nie należy do najpiękniejszych. Wszystko zobaczysz rano.

Gdy znaleźliśmy się na naszym piętrze. Zobaczyłam, że nie jest ono otwarte. Schody prowadzą jakby do oddzielnego mieszkania. Ciekawe rozwiązanie, gdy ktoś chce całkowitej prywatności. Minęliśmy salon z kuchnią i jadalnią i przeszliśmy do części, w której znajdywały się sypialnie.

– Tu jest nasza sypialnia – powiedział i otworzył najbardziej rzucające się w oczy drzwi. Były na końcu korytarza.
Zobaczyłam ogromną sypialnie, w której na środku stało ogromnych rozmiarów łóżko.

– Rozgość się, ja muszę jeszcze trochę popracować – skinęłam głową i Dima wyszedł. Stałam na środku pokoju nie za bardzo wiedząc co zrobić. Pomimo, że wszystko było piękne to czułam sie obco. Jeśli Dima miał mnie unikać, jak robił to do tej pory to nasze małżeństwo mogło być gorsze niż obstawiałam.

Położyłam torebkę na  fotelu w rogu. Mieliśmy dostęp do balkonu, więc postanowiłam to wykorzystać. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam. Byłam przerażona tym wszystkim. Czułam, że ludzie Dimy patrolują z psami teren. Czułam się obserwowana. Wzięłam głęboki oddech zimnego powietrz. Opatuliłam się mocniej płaszczem i spojrzałam w niebo, szukając jakieś wskazówki. Słyszałam sowy, szczekanie patrolujących psów. Wszędzie był las, odgłosy, dla wszystkich były normalne, ale nie dla mnie.

Wróciłam do środka. Napisałam wiadomość siostrze i weszłam pierwszymi drzwiami. To była łazienka. W czarnych odcieniach. Była mroczna, nie taka jak miałam w swoim domu. Moje rzeczy stały na podłodze. Tak samo jak karton z piżamami. Wzięłam kosmetyki i zaczęłam je ustawiać i chować do szafek, by odjąć sobie pracy na ranek.
I tak byłam pewna, że nie zasnę.

Zmyłam makijaż, następnie umyłam się pod wielkiem prysznicem bez brodzika rezygnując z wygody wanny.
W swojej łazience miałam tylko wannę, bo każdego wieczoru brałam relaksującą kompiel z olejkami, świeczkami i książką. Domyślałam się, że tego nie lubił mój mąż.
Po wyjściu wysuszyłam włosy, nałożyłam na twarz olejek i założyłam piżamę. Był to czarny top z czarną koronką i do tego spodenki z tego samego materiału. Starałam się ominąć fakt, że Dima po prostu od tak mnie zostawił. Wiedział, że się bałam, miałam osiemnaście lat, ale nie byłam na tyle głupia. Nie chciałam miłości, tylko zwykłego zrozumienia. Nawet tego nie miałam. Zgasiłam światło i wsunęłam się pod ciepłą kołdrę. Kręciłam się z boku na bok. Usiłowałam zasnąć, ale to wszystko było na nic. Nie zasnę nawet na pięć minut.

___________________________________
Czas zacząć normalnie życie...
Tutaj może już być trudno 😅

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Onde as histórias ganham vida. Descobre agora