Rozdział 16. Lorena

6.1K 297 62
                                    

Ranek minął mi szybko, za szybko.
Stresowałam się przed balem, choć wydarzenia tego typu nie były mi obce. Teraz miałam poznać rodziny, które przez całe życie uważałam za wrogów i uśmiechać się do nich jak na słodką żonkę przystało. Spojrzałam się na Sarę, która żegnała się że swoją córką, która poszła pod opiekę niani. Chciałam mieć kiedyś dzieci, ale za pięć lat albo siedem. Na pewno nie teraz. Jak myślałam o zbliżeniu z Dimą to mi się ich odechciewało nawet i za dziesięć lat. Nasze małżeństwo istniało tylko i wyłącznie na papierku. Każdy głupi, by to zauważył. Omijaliśmy się, jakby to drugie było złem nieczystym, a Dima cóż, mało mówił. Już Anton był bardziej rozmówny niż mój mąż.

– Dobra, możemy iść – Sara wróciła do mnie i ostatni raz pomachała córce. Miałyśmy razem iść do specjalnie przygotowanego pokoju, w którym czekali na nas fryzjerzy i grono najlepszych w Moskwie makijażystek.

Szłyśmy po schodach a ja wciąż nie mogłam nadziwić się, że ten budynek tak bardzo przypominał pałac i zamek w jednym. Oglądałam wnętrze jak zaczarowana. Cegła, elegancja, ale to wszystko nie było zimne, było tu jak w domu, co zapewne było przyłożoną ręką Sary.

– Zapraszam – powiedziała, gdy znalazłyśmy się przy odpowiednich drzwiach. Weszłyśmy do przestronnego pomieszczenia z dużą ilością światła dziennego.

– Dzień dobry, Panią Iwonow. Postaramy się zrobić z pań gwiazdy Hollywood – uśmiechnęłyśmy się do siebie i usiadłyśmy na wyznaczonych fotelach. Wszystko zaczęło się ekspresowo zaczynając od rozczesywania włosów, po serum na twarzy.

– Nie mówiłaś mi, że macie tu mały salon piękności – zaśmiałam się, gdy fryzjer z długimi włosami w kitce zaczął pokazywać mi fryzury.

– Ta jest cudowna – powiedziałam na warkocz, który schodził do dużego, luźnego koka. Kilka pasm włosów z niego wystawało, dzięki czemu nie wyglądało to tandetnie.

– To dobry wybór, przede wszystkim wygodny – skomplementował. Makijażysta zaczęła nakładać na moją twarz kosmetyki.

– Postawie na rozmytą kreskę, makijaż nie będzie mocny, ale podbije Pani urodę – kiwnęłam głową. Zgadzałam się z nią. Miałam delikatna urodę i po prostu na ten moment nie pasowały mi zbyt mocne makijaże.

– Zgadzam się na wszystko – odparłam grzecznie.

Po wszystkim otwarcie mogłam powiedzieć, że wyglądałam jak tysiąc dolarów. Zrobiono mnie na bóstwo, czyli tak jak ode mnie oczekiwano. Tak jak oczekiwał ode mnie mój mąż. Choć czasem chciałam żyć jak normalny człowiek, uciec z tego świata. To łapałam się na tym, że miałam myśli jakbym była zaprogramowana do tego życia. Odkąd pamiętam mówiono mi jak mam żyć, jak się zachowywać, jak uśmiechać się jak na damę przystało. To brzmiało jak koszmar, ale dla mnie nim nie było, może trochę. Miałam kochającą rodzinę, co było rzadkie. Po prostu nauczyłam się tak funkcjonować i nic nie mogłam z tym już zrobić.

– Wyglądasz jak księżniczka – zachwyciła się Sara. Mogłam się z nią zgodzić, naprawdę wyglądałam ładnie. Podobałam się sobie i to było dla mnie najważniejsze.

– Ty też wyglądasz pięknie – powiedziałam szczerze, wyglądała wyśmienicie i byłam pewna, że jej partner padnie jej do stóp, gdy ją zobaczy. W dodatku z brzuszkiem wyglądała uroczo.

– Nie mów tak, bo się rozkleję, ale dziękuję. Hormony są dla mnie bezlitosne – uśmiechnęłam się do niej lekko. Pożegnałam się z Sarą, bo to ona musiała być pierwsza na balu, a ja w poszłam do sypialni spakować swoją torebkę.

Mojego męża w niej nie było, więc odetchnęłam spokojnie. Spakowałam najważniejsze rzeczy w kopertówkę i postanowiłam zadzwonić do Gai.

– Jak tam? – zapytała od razu. Mimowolnie uśmiechnęłam się szczerze, gdy zobaczyłam ją w domowym, luźnym wydaniu.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now