Rozdział 7. Lorena

6.3K 267 11
                                    


Ekspedientka podała mi jedną z sukien ślubnych. Wiedziałam już, że będę wyglądała w niej jak bomka, zbyt ozdobiona. Nie chciałam wielkiej kreacji, która wszystkich będzie porażała swoją wielkością i ilością świecidełek. Chciałam coś innego. Wolałam mieć skromną suknie, ale piękną i elegancką.

– Szukam czegoś prostszego, skomnego. Poszłabym bardziej w koronkę, a dół zrobiłabym gładki – kobieta pokiwała głową i odniosła suknię, a ja sama postanowiłam obejrzeć się za czymś.

– Enrica, myślę, że do twojej córki pasowałoby coś bardziej z przytupem – ciotka Eugenia zwróciła się do mojej mamy, ale ja puściłam jej uwagę między uszy.

– To jej dzień i to ona będzie decydować co założy. To już miałaś swój ślub, Eugenio – byłam wdzięczna mamie. Cieszyłam się, że reszta rzesy moich ciotek nie może dziś ze mną być, bo inaczej zdania byłyby tak rozbieżne, że przez cały dzień toczyłaby się dyskusja o mojej sukni ślubnej.

– Co myślisz, Aurelio? – zapytała swojej córki, a mojej kuzynki. Ona też miała w tym roku wyjść za mąż, nieco później ode mnie, ale wiedziałam, że znosi to gorzej.

– Myślę, że Lorena podejmie odpowiednią decyzję – uśmiechnęłam się pod nosem.

Przeglądałam suknie aż w końcu natrafiłam na idealną. Podniosłam ją na wieszaku. Byłam pewna, że właśnie zaświeciły mi się oczy, gdy zobaczyłam ją w całości. Była na ramiączkach z koronki, gdzie nie gdzie byłyby prześwity mojego ciała. Dekolt był w serek, dość głęboki. Reszta była gladka, biała. Zapewne obciskałaby mój tyłek, całe biodra i rzeszłaby się niżej. Elegancka, wyrafinowana, delikatna i piękna, tak bym ją określiła.

– To specjalny okaz. Jest pożądana przez nasze klientki, ale dość często jej nie kupują, bo trzeba mieć do niej idealną figurę, ale jestem pewna, że na  pani będzie leżeć idealnie – wyszła z kąciku z sukniami i pokazałam ją kobietom, które siedziały na swoje, każda z kieliszkiem szampana w ręcę.

– Jest piękna – skomentowała mama i usłyszałam jej ciche westchnienie.

– Tak, twoja mama ma rację – dopowiedziała Aurelia, a jej mama skinęła głową na tak.

Weszłam do zamykanej przymierzalni podekscytowana. Choć nie był to ślub z mojego wyboru ani dwojga kochających się osób. To byłam szczęśliwa szukając idealnej sukni. Czekałam na ten moment jako mała dziewczynka, marzyłam o nim. I gdy w końcu do niego doszło nie myślałam kto zostanie moim mężem. Przynajmniej nie teraz. Zrzuciłam z siebie swoje ciuchy i zostawiłam je na skórzanej pufie w kolorze pudrowego różu. Przymierzalnia była dość duża, na tyle, że mogłam się w niej swobodnie poruszać. Ostrożnie włożyłam na siebie suknie i wyszłam na okrągły, biały podest stojący na środku salonu. Zobaczyłam w oczach mamy łzy i ścisnęło mnie w sercu.

– Cudownie córeczko – wyszeptała i podeszła do mnie, by mnie przytulić.

Następnie dopasowałyśmy welon i obcasy. Wzięłam ze sobą te ostatnie rzeczy, a po suknie miałam przyjechać za jakiś czas, by została do mnie dopasowana. Wraz z mamą wsiadłyśmy do samochodu z szoferem i Cesare, który pilnował nas jak oka w głowie. Udowodnił już nie raz, że przy nim mogę być bezpieczna, dla tego traktowałam go bardziej jak starszego kolegę niż ochroniarza. Czego nie akceptował mój tata. Dla niego nie mogłam spoufalać się z pracownikami, tak bardzo jak to robiłam.

Szofer pojechał z nami na salę, na której miało odbyć się wesele. Tam miałyśmy spotkać się z dekoratorką ślubną, ktora odpowiadała za dekorację kościoła, sali jak i zieleni koło niej. Samochód zatrzymał się przed ogromnym pałacem pośrodku lasu. Na środku wjazdu stała wielka, fontanna, która od razu mnie urzekła. W nocy miała podświetlać wodę, co miało dać jeszcze bardziej uroczy efekt.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now