Rozdział 12. Lorena

6.5K 320 29
                                    

Gdy wstałam rano, zauważyłam, że Dima nawet nie przyszedł spać. Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że śpi w innej sypialnii. Przybliżyłam się do czarnej umywalki i wiszącego nad nią okrągłego, podświetlanego lustra. Moje włosy dalej nie doszły do ładu, a skóra była bez dawnego blasku. Rozpuściłam warkocza, w którym spałam, a moje ramiona przykryły blond fale. Rozczesałam je, a następnie związałam, by spokojnie umyć twarz żelem. Nie znałam zasad panujących w tym domu, mój mąż nie kwapił się, by mi je przybliżyć i nie wiedziałam jak jego ludzie zareagowaliby ba mnie w piżamie i szlafroku. Wychodziło na to, że musiałam po prostu tego sama doświadczyć. Mocno zawiązałam satynowy szlafrok. Wyszłam z naszego prywatnego skrzydła, starając sobie przypomnieć drogę do głównej części domu. Schodząc ze schodów minęłam mężczyzn ubranych na czarno, nie zwracali na mnie szczególnej uwagi, co mnie cieszyło. Gdy wreszcie udało mi się trafić do jadalni połączonej z salonem usłyszałam burczenie w brzuchu. Cholera.

– Dzień dobry – przywitałam się nie wiedząc czy ktoś tak właściwie mnie słucha, ale gdy usłyszałam walenie garnków upewniłam się, że jednak ktoś tam był.

– Dzień dobry, przepraszam panienko, ale za moment wyjdę, próbuję uporać się z garnkami, cholerne żelastwo!

Nie bardzo wiedziałam jak się zachować, więc weszłam w głęb kuchni, który nie był widoczny z jadalni i salonu. Gdy zobaczyłam kobietę przy kości, z purpurowymi polikami, uśmiechnęłam się.

– Pan Dima powiedził mi, że pani przyjdzie. Przygotowałam śniadanie, proszę siadać przy stole –skinęłam delikatnie głową i pokierowałam się do ogromnego stołu, który pomieściłby nawet z dwanaście osób.
Tylko jedno miejsce był zasłane. Czyli pierwsze śniadanie jako żona jadłam w samotności.

Nalałam sobie do szklanki wody z cytryną, która stała niedaleko. Czułem się jak intruz, ale wiedziałam, że lepiej będzie jak się szybko zaklimatyzuje.
Siedziałam sztywno jakbym czekała na wyrok.

– Proszę kawa, dostałam wiadomość, że pije pani ją z karmelem. Pieczywo już podaje, tak samo jak jajecznicę, twarożek – uśmiechnęłam się z wdzięcznością do kobiety. Widziała mnie pierwszy raz, a była miła i wyrozumiała.

– Dziękuję bardzo – powiedziałam i zaczęłam jeść. W domu zazwyczaj jadłam trochę inaczej, ale tu nie było Ameryki, a Rosja.

Zjadłam w spokoju przy akompaniamencie wszystkich leśnych dźwięków, co nie zdarzało się, gdy mieszkałam w Seattle. Słońce pięknie świeciło, rozświetlając mróz za oknem. Zimna nie dało się wyczuć. Wróciłam do prywatnej części nie za bardzo wiedząc co ze sobą uczynić. Czułam się jak intruz. Stwierdziłam, że dopóki nie wróci Dima posegreguje swoje ubrania w garderobie. Nie chciałam, by zajmowała się tym obca osoba. Nie byłam książniczką, miałam ręcę i mogłam zrobić to sama, chociaż niektórzy uważali inaczej, nawet mnie nie znając. Wyciągnęłam z kartonów ubrania, które nosiłam najczęściej. W domu ubierałam się elegancko, taki styl też preferowałam, jednak czasem chciałam zobaczyć jak to jest w za dużym dresie. Postawiłam na jeden karton drugi i przeszłam do garderoby. Byłam w niej pierwszy raz. Była ogromna, większa niż w moim rodzinnym domu i mroczna. Meble były czarne i podświetlane, tak samo jak stojąca na środku gablota z zegarkami. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam miejsce na moją biżuterię. Potarłam ramiona, gdy zobaczyłam, że dostałam gęsiej skórki. Postawiłam kartony na czarnej, marmurowej podłodze i sięgnęłam do wolnej, prawej strony garderoby.

Skończyłam około godziny trzynastej. Posegregowałam bluzki i spodnie, bieliznę, to co było najważniejsze. I kilka wyjściowych sukienek i jedną parę zwykłych, czarnych obcasów.

– Jak minął ci poranek? – usłyszałam za plecami głos swojego męża. Wsunęłam na twarz uśmiech. Nie mogłam stroić humorków, choć miałam na to wielką ochotę. Odwróciłam się w jego stronę.

Pokusa - Szatańska gra |ZAKOŃCZONE|Where stories live. Discover now