Weszliśmy do willi pewnym krokiem, upewniając się wcześniej, że klapa od bagażnika jest dobrze zamknięta.
Zdążyłem już zapomnieć o wszystkim, co miało miejsce jeszcze kilka godzin temu, bo byłem za bardzo rozentuzjazmowany wizją spędzenia czasu z Linusem, ale gdy tylko przekroczyliśmy próg, pamięć wróciła do mnie, jakby ktoś dotknął mojej głowy czarodziejską różdżką.
A raczej jakby ktoś rzucił we mnie... wazonem.
– Jak mogłeś?! – wrzasnęła Alice, ciskając kolejną szklaną ozdobą.
Tym razem była to jakaś rzeźba, która cudem nie walnęła mnie w łeb, tylko rozbiła się o drzwi, kilka centymetrów dalej.
Cóż, moja kobieta musiała popracować trochę nad celem.
– Skarbie... – uniosłem dłonie, podchodząc bliżej, ale szybko schyliłem się, bo pierdolona doniczka przeleciała mi tuż nad głową.
Gdyby nie mój refleks, leżałbym na podłodze z rozwaloną czaszką, więc cofam poprzednie słowa – Alice miała jednak bardzo dobrego cela.
– Jak mogłeś mi to zrobić?! – krzyczała, rzucając wszystkim, co wpadło jej w ręce.
Wcześniej myślałem, że chata Edvarda urządzona była dość minimalistycznie, ale kiedy przyszło mi unikać szklanych przedmiotów, lecących w moim kierunku z prędkością światła, uświadomiłem sobie, że gość miał zdecydowanie za dużo niebezpiecznych bibelotów.
– Kochanie, uspokój się... – poprosiłem łagodnie, omijając rozbitą butelkę z drogim winem i stertę szkła, która kiedyś była figurą anioła.
Odłamki walały się po całym holu, a Alice wcale nie wyglądała, jakby miała zamiar odpuścić. W jej błękitnych oczach malowała się istna furia, cała drżała i zdawała się być zupełnie nieobliczalna.
Zastanawiałem się czy biedny Benjamin, który został w domu z kobietą, w ogóle przeżył jej atak rozwścieczenia. Jeżeli nie to szkoda, ale nie miałem czasu za długo się nad tym rozwodzić, bo tym razem Alice chwyciła za obraz wiszący na ścianie.
Zdjęła pozłacaną ramę i z ogromną siłą rzuciła dziełem sztuki w Neila.
– Ty skurwysynu! – wychrypiała, bo chyba zdarła sobie gardło. – Nienawidzę cię!
– Alice... – blondyn westchnął, próbując podejść bliżej. – Porozmawiajmy.
– Nie! – cała jej twarz była zalana łzami. – Nigdy się już do was nie odezwę, do cholery!
– Musieliśmy to zrobić. – powiedziałem spokojnym tonem, robiąc krok w jej kierunku.
Tylko czekałem na moment, by zamknąć ją w ramionach i trzymać tak długo, aż nie minie jej chęć zamordowania naszej trójki.
– Myślałam, że... – kobieta zaczęła gestykulować, trzęsąc się jak galareta.
Nie mogła się wysłowić, bo spazmy płaczu uniemożliwiały jej wzięcie głębszego oddechu.
– Wiem. – skinąłem głową. – Myślałaś, że Neil jest w niebezpieczeństwie.
– Tu była policja... I oni... I Neil... – łkała, a mi serce pękało na widok jej zaczerwienionych oczu. – Chcieli go zabrać do Edvarda.
– Tak, wiedzieliśmy o tym. – odezwał się Mason.
– I nic nie powiedzieliście?!
– Nie chcieliśmy cię wciągać w kolejną akcję i niepotrzebnie stresować. – rzuciłem cicho.
– Nie chcieliście mnie stresować?! – wyrzuciła ręce w powietrze.
Dobra, to faktycznie brzmiało dość absurdalnie, gdy tak stała przed nami, otoczona miliardem ostrych odłamków szkła, zapłakana i z roztrzepanymi włosami.
– Przecież Christian wysłał ci smsa, prawda? – zapytał Gruby, pocierając kark.
– Co z tego?! – warknęła. – Nie wiedziałam, co się dzieje! Nie wiedziałam, gdzie zabrali tego idiotę! Niczego nie wiedziałam, do kurwy nędzy! Postawcie się na moim miejscu! – przepełniona złością i frustracją, kopnęła stojącą w holu szafkę na buty, a z jej ust wyrwał się przeciągły jęk i jeszcze głośniej zaczęła płakać.
Podszedłem bliżej, patrząc na nią z zatroskaniem i przyciągnąłem ją do siebie.
– Już dobrze. – pocałowałem Alice w jasne włosy. – Przepraszamy. Nie wiedzieliśmy, że będziesz aż tak przerażona.
– Nie? A jak ty byś zareagował, gdybym zorganizowała taką akcję z dziewczynami i nie raczyła cię o niczym poinformować? – wytarła nos rękawem, czym jeszcze bardziej mnie rozczuliła.
Przysiadłem na szafce, o którą przed chwilą prawie połamała sobie palce u nogi i uniosłem kobietę, sadzając ją sobie na kolanach.
– To byłaby twoja ostatnia misja w życiu, bo zamknąłbym cię za karę w piwnicy. – zażartowałem, gładząc ją delikatnie po spiętych ramionach.
– Widzisz? A ty zrobiłeś mi właśnie takie świństwo. – burknęła. – Wy wszyscy zrobiliście. Jestem wściekła na całą waszą trójkę! – sprostowała, by żaden z nas nie miał wątpliwości, że znaleźliśmy się na czarnej liście mojej przyszłej żony.
– Już nigdy tak nie zrobimy. – Neil ukucnął obok nas, wlepiając w Alice swoje wielkie gały, które roztopiły już niejedno wkurwione, skute lodem serce.
– Neil, myślałam, że chcą cię zabić, rozumiesz?
– Wiem. – uśmiechnął się smutno. – Ale musieliśmy odwalić ten teatrzyk. A jako że nie miałaś o niczym pojęcia, wyszedł zajebiście realistycznie.
– Pieprzone cymbały. – wychrypiała, ocierając ostatnie łzy z policzków.
– Przepraszamy, naprawdę. – Mason oparł się o ścianę, prawdopodobnie dopiero teraz uświadamiając sobie, że podobny cyrk będzie musiał przejść z Nancy. – Taki był nasz plan...
– A nie mogliście wymyślić planu, który nie skutkowałby uszczerbkiem na moim zdrowiu psychicznym? – prychnęła.
Neil zaśmiał się pod nosem, układając brodę na jej kolanie.
– Uwzględnimy twoją sugestię następnym razem. – powiedział z rozbawieniem.
– Mam nadzieję, że następnego razu nie będzie. – Alice zerknęła na jego krwawe ślady na twarzy i pokręciła głową. – Wciąż nie mogę uwierzyć, że to zrobiliście.
– Alice... – blondyn wysunął dolną wargę, robiąc minę uroczego szczeniaka.
– Czego chcesz, półgłówku?
– Chciałaś się dla mnie poświęcić i jechać z policją do Edvarda.
Uniosłem lekko kącik ust, wciskając twarz w szyję mojej kobiety.
– Daj spokój. – machnęła ręką.
– Nie. – pokręcił głową. – To była najodważniejsza rzecz, jaką widziałem w życiu.
Alice spuściła wzrok, a jej policzki lekko się zaróżowiły. Tym razem jednak nie od płaczu.
– Musisz się nauczyć przyjmować komplementy. – uśmiechnął się Mason. – Byłaś gotowa uratować życie temu dzbanowi.
– Jesteś wielka, mała Alice. – Neil chwycił jej drobną dłoń i przysunął sobie do ust.
Zaczął składać jej na skórze milion szybkich pocałunków, na co zareagowaliśmy rozbawieniem.
– Puszczaj. – pisnęła Alice, próbując się wyrwać. – Oślinisz mnie!
Mężczyzna zaśmiał się głośniej i przejechał jej językiem po ręce, zostawiając mokre ślady.
– Debilu! – kobieta odchyliła głowę do tyłu i zachichotała. – Polizanie mi ręki to nowa forma przeprosin?
– Tak. – wzruszył ramionami.
– Wciąż jestem wściekła. – zakomunikowała, patrząc na nas wesoło. – I nie wiem, co to wszystko miało na celu.
– O, dobrze, że pytasz. – szepnąłem, muskając wargami jej ucho. – Mamy dla ciebie niespodziankę.
– Jaką? – odwróciła twarz w moją stronę, a jej usta znalazły się bardzo blisko moich.
Oczywiście, że mnie nie pocałowała. No bez przesady, o takie przyjemności będę musiał pewnie żebrać przez kolejne trzy dni.
– Zgarnęliśmy gościa, który nas porwał.
– Linusa?! – krzyknęła, podnosząc się z moich kolan.
– We własnej osobie. – uśmiechnął się Mason. – Może idź się połóż i trochę odpocznij, a my weźmiemy tę gnidę do jakiejś sypialni i...
– Nie. – rzuciła stanowczo.
Założyła ręce na piersi, omiatając wzrokiem cały przedpokój, który wyglądał jak pobojowisko.
Przez chwilę nie mówiła nic więcej, składając wargi w trąbkę. Dumała, skubiąc końcówki włosów. Kusiło mnie, żeby zapytać, nad czym się tak zastanawia, ale nie chciałem jej rozpraszać.
Wreszcie uśmiechnęła się delikatnie, a w jej oczach zauważyłem coś, czego wcześniej na pewno w nich nie było. Dwa ogniki, które mogły oznaczać tylko jedno.
– Chcę popatrzeć. Zawołajcie mnie, gdy już wprowadzicie go do środka. – powiedziała beznamiętnym tonem i ruszyła w głąb korytarza, zostawiając nas z całym tym bajzlem.
Nie musiałem nawet pytać, kto miał go posprzątać, bo doskonale znałem odpowiedź.
– Jesteś pewna? – rzuciłem, gdy oddalała się do salonu.
– Tak.
Zerknąłem na przyjaciół, którzy byli tak samo zszokowani, jak ja i jedynie wzruszyli ramionami.
Poklepałem się po kurtce, by wyciągnąć małe, czerwone pudełeczko. Musiałem zanieść pierścionek do sypialni i dobrze go schować.
Otworzyłem wieczko i uśmiechnąłem się na widok cacka, które kupiłem zanim wróciliśmy pod willę, by czatować na policję, która miała doprowadzić nas do Perssona.
A, właśnie, skoro już o nim mowa...
– Gotowi? – zapytałem przyjaciół, choć było to pytanie retoryczne.
Wiedziałem, że tylko na to czekali.
– Wiecie co? – Neil podwinął rękawy bluzy. – Diabeł na nas patrzy i chyba jest mu wstyd.

MALBAT TOM 2Where stories live. Discover now