Rozdział 18

3.4K 173 13
                                    


Alice

Wybiegłam z budynku, próbując dogonić rozjuszoną przyjaciółkę.
Wszystko miało wyglądać inaczej, tak jak na filmach, kiedy to państwo młodzi opuszczają kościół, przed którym czeka już tłum wzruszonych i szczęśliwych gości.
Rzeczywistość jednak nijak miała się do wyobrażeń, bo przed kościołem zastałyśmy drzemiącego Neila, a nieco dalej Christiana i Masona, których policzki były zaróżowione, a oczy lekko im błyszczały, zupełnie jakby kilka sekund wcześniej przestali się śmiać i, przysięgam, krew mnie zalała, gdy uświadomiłam sobie, że tak właśnie było – ci durnie mieli wyśmienite humory. Zagotowałam się.
– Co wyście narobili? – pierwszemu oberwało się Christianowi, bo stał bliżej. Uderzyłam go pięściami w klatkę piersiową z całej siły, ale on nawet się nie zatoczył. Stał wyprostowany, patrząc z zakłopotaniem raz na mnie, raz na Nancy.
– Jak mogliście mi to zrobić?! – darła się kobieta, która nie zwracała uwagi na wychodzących z budynku gości, którzy z niedowierzaniem oglądali całe przedstawienie.
Kilka kobiet przystanęło z boku, szepcząc coś do siebie i wskazując palcami Neila, inni nie kryli się ze swoim oburzeniem i głośno komentowali zachowanie brata panny młodej, obrażając przy tym samą Nancy. Ta jednak zdawała się tego nie usłyszeć, albo była wybitną aktorką i udawała, że wszystko po niej spływa, albo naprawdę miała to gdzieś, bo zajęta była planowaniem brutalnego morderstwa na tych trzech idiotach. Jeżeli miała zamiar torturować ich przed śmiercią, chętnie bym się dołączyła.
– Okej. – pierwszy odezwał się Mason. – Trochę słabo wyszło. – Uniósł dłonie, próbując nas uspokoić. Nie muszę chyba mówić, że jego metoda nie poskutkowała, a wręcz rozwścieczyła nas jeszcze bardziej?
– Słabo wyszło? – powtórzyła Nancy zaciskając pięści. – Rozwaliliście mój ślub! – wrzasnęła tak głośno, że aż kilka osób z widowni podskoczyło ze strachu.
Miałam ochotę pokazać wszystkim gościom środkowy palec. Nikt nie starał się pomóc Nancy, wszyscy stali i niczym sępy, krążące nad swoją ofiarą, wlepiali wygłodniałe oczy w scenę odgrywającą się przed kościołem. Byli żądni show i nawet się z tym nie kryli, co wyjątkowo mnie bulwersowało.
– Nancy, przykro nam... – tym razem Christian zabrał głos, a ja prychnęłam z niechęcią.
– Teraz wam przykro? – wbijałam w mężczyznę ostre jak brzytwa spojrzenie. – Postanowiliście odwalić jej takie świństwo, a teraz wam przykro?!
– Przecież tego nie planowaliśmy! – podniósł na mnie głos.
Moje słowa chyba go oburzyły, a we mnie krew zawrzała. Po tym wszystkim jeszcze miał czelność krzyczeć? Zamrużyłam powieki, zacisnęłam zęby i zrobiłam najbardziej gniewną minę, jaką potrafiłam, z zadowoleniem obserwując, jak mężczyźni przełykają ślinę i cofają się o kilka centymetrów.
Tak, bójcie się.
– Nie planowaliście? – Nancy zaśmiała się sarkastycznie. – Wiedziałam, że Neil będzie utrudniał mi wyjście za mąż, ale nie przypuszczałam, że posunie się do czegoś takiego!
– To nie jego wina... – westchnął Mason, łapiąc się dwoma palcami za górną część nosa. – Dałem mu pigułę, żeby się trochę rozluźnił.
– Słucham? – sapnęłam z niedowierzaniem i irytacją. – Jak mogliście być tak głupi i nieodpowiedzialni?!
– Nie wiedzieliśmy, że aż tak mu odbije. Spalił rano dwa jointy, pewnie nic nie jadł i tak jakoś...
– Naćpaliście mi brata, który nawet nie będąc pod wpływem narkotyków zachowuje się jak niezrównoważony?
Christian uchylił usta, by coś odpowiedzieć, ale szybko je zamknął, bo chyba zabrakło mu argumentów. Spieprzyli sprawę po całości i nie było tu miejsca na dyskusję. Miałam ochotę ich rozszarpać, a wcześniej zrobić im wykład stulecia. Nie miałam jednak czasu ani na jedno, ani na drugie, bo z okrążającego nas tłumu wyłoniły się Astrid i Rachel, która przez cały czas trzymała za rękę Liama.
– Co to miało być? – czerwonowłosa nie potrafiła ukryć rozbawienia i chichotała pod nosem. Gdy zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem tylko wzruszyła ramionami i, nie przestając się wygłupiać, rzuciła: – No co? Wiem, że Nancy musi być wściekła, ale przyznajcie, że to był najbardziej oryginalny ślub w całej szwedzkiej historii. – przykryła usta dłonią, by nie roześmiać się na całe gardło.
Cóż, najwidoczniej mój piorunujący wzrok przerażał tylko Christiana i Masona, bo na kobietach nie robił największego wrażenia.
Astrid również zaczęła chichotać, jednak robiła to dyskretniej i śmiała się bardziej z głupoty naszych przyjaciół, aniżeli z całego przebiegu ceremonii.
Nancy założyła ręce na piersi, oddychając głęboko. Spodziewałam się wybuchu złości, może niepohamowanego płaczu lub ataku furii, jednak przyjaciółka tylko stała i taksowała wzrokiem mężczyzn, którzy zerkali na nią przepraszająco. Christian przygryzł dolną wargę i gdybym nie była na niego cholernie zła, pomyślałabym, że wyglądał uroczo.
– Jesteście porąbani. – stwierdziła Nancy, masując sobie skronie. – Nie mogłabym trafić na głupszych przyjaciół.
– Więc nas nie zabijesz? – wyszczerzył się Mason i podszedł bliżej, by objąć pannę młodą ramieniem.
– Kiedyś sami się pozabijacie przez was debilizm. – stwierdziła Astrid, kiwając głową na Neila. – Pozbierajcie go, do cholery, bo dostanie zapalenia pęcherza, czy coś.
– Należałoby mu się. – przyznałam pewnym głosem, nie ukrywając, że wizja sikającego co pięć minut Neila sprawiła mi satysfakcję. Przechyliłam lekko głowę i popatrzyłam na Nancy, która wcale nie próbowała wyrwać się z uścisku Masona. – Nie jesteś wściekła?
– Poniekąd. – podeszła bliżej, odsuwając się od mężczyzny, uniosła kąciki ust w cwaniackim uśmiechu i nachyliła się, szepcząc, by jej słowa nie wywołały jeszcze większego skandalu wśród gości: – W sumie to już nie ma znaczenia, dostałam to, czego chciałam. – wysunęła dłoń, by pochwalić się swoją złotą obrączką.
– Pani Persson... – uniosłam dumnie głowę i skrzywiłam się odrobinę. Wypowiedzenie tego nazwiska kosztowało mnie wiele wysiłku, by utrzymać nerwy na wodzy. – ...ma pani nie po kolei w głowie. – postanowiłam zmarszczyć lekko brwi dla lepszego efektu. – I wciąż nie popieram decyzji o tym małżeństwie.
– Jesteś najlepszą świadkową na świecie. I chyba wiem, jak cię udobruchać.
– Doprawdy? – parsknęłam śmiechem. – Zamieniam się w słuch.
– Widziałaś zapasy alkoholu na wesele? – mrugnęła do mnie porozumiewawczo, a ja nagle, zupełnie przypadkiem, zaczęłam czuć ogromne pragnienie. Na myśl o drinku, który rozluźniłby moje spięte ciało i odgonił irytujące myśli, zrobiło mi się lepiej.
– Dobrze, zgadzam się na to alkoholowe przekupstwo. – zachichotałam.
– A później możemy urozmaicić sobie jakoś czas... – przyłożyła palec do brody, udając, że nad czymś się zastanawia. – Cóż, na przykład mogłybyśmy zabić Masona, Christiana i Neila. – wzruszyła ramionami, jakby była to tylko luźna propozycja pomysłu na kreatywne spędzenie wieczoru.
Pstryknęłam palcami na znak, że jej pomysł mi się podoba. Uśmiechając się szeroko podeszła i chwyciła mnie pod ramię. Pociągnęła mnie w kierunku schodków i śnieżnobiałym pantofelkiem dźgnęła Neila w bok.
Mężczyzna uchylił ślepia, mrugając energicznie, gdy słońce poraziło go w oczy. Źrenice wciąż miał nienaturalnie duże i przypuszczałam, że faza nie zdążyła mu całkowicie zejść, ale przynajmniej zachowywał się jak istota posiadająca jakikolwiek iloraz inteligencji. Nie był już tak nabuzowany, nie telepał się na wszystkie strony i zdawał się nieco bardziej kontrolować swoje ruchy, jednak spojrzenie miał całkowicie nieobecne.
– Co się dzieje? – mruknął, przykładając dłoń do czoła, by cokolwiek widzieć. Dopiero kiedy zorientował się, że tuż nad nim stoi jego siostra w białej, rozłożystej sukni usiadł gwałtownie, prawie spieprzając się ze schodów. – Cholera! Spóźniłem się?
– Co? – Nancy popatrzyła na niego z wyniosłą miną, która idealnie pasowała do jej królewskiej kreacji.
– Spóźniłem się na twój ślub?
Westchnęłam przeciągle i uniosłam głowę ku niebu, szukając w nim Najwyższego, by wybłagać go o zapas cierpliwości do tego tępaka. Rachel i Mason parsknęli głośnym śmiechem, Christian ukrył twarz w dłoniach, bo prawdopodobnie obawiał się mojej reakcji na jego rozbawienie, Astrid patrzyła na mężczyznę z politowaniem, a Nancy wyglądała, jakby miała ochotę palnąć się w czoło, ale w ostatniej chwili przypomniała sobie, że makijażyści odwalili kawał zbyt dobrej roboty, by ryzykować naruszenie którejś z warstw podkładu, pudru czy korektora. Solidna tapeta, choć niepotrzebna, bo Nancy o wiele ładniej wyglądała w naturalnym wydaniu, musiała się przecież utrzymać przez całe wesele.
Goście zaczęli się niecierpliwić, bo chyba odrobinę ich rozczarowaliśmy. Spodziewali się rozlewu krwi, a tu proszę, okazało się, że potrafiliśmy zachowywać się jak cywilizowani ludzie.
Czasami.
Edvard nawet do nas nie podszedł. Stał gdzieś z boku, zaciskając usta, żałując pewnie, że cała uwaga skupiona była na nas. Nie wziął w objęcia swojej świeżo upieczonej żony, zabrakło też braw i gratulacji. Byłoby mi go cholernie żal, bowiem zapłacił fortunę za uroczystą ceremonię i wesele z pompą, jednak, jako iż wiedziałam, że był zwykłym sukinsynem, nie mogłam odpędzić triumfalnych myśli, które tańczyły mi w głowie.
Przez cały czas bałam się, że rozwalenie tego ślubu najbardziej załamie Nancy, ale skoro ona miała to gdzieś, nic nie stało mi na przeszkodzie, by cieszyć się z nieszczęścia pana młodego.
Może Neil powinien zostać okrzyknięty bohaterem?
Na tę myśl kąciki ust drgnęły mi do góry, ale dobry humor szybko prysł niczym bańka mydlana. Żołądek zaczął mi się kurczyć, jakby był przebitym balonikiem, a usta mimowolnie się rozchyliły, gdy tak przyglądałam się starszej kobiecie.
Margareta Lindgren, sąsiadka Edvarda, stanęła obok męża Nancy, oplatając szponami jego ramię. Ubrana była w długą i elegancką suknię, a ja szybko uświadomiłam sobie, że musiała być jedną z osób zaproszonych na ślub, choć nie widziałam jej wcześniej w kościele.
Przełknęłam ślinę, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Jej wymalowane krwistoczerwoną szminką usta rozłożyły się w jadowitym uśmiechu, tak przerażającym, że nie musiała się nawet odzywać, bym zaczęła drżeć.
Oczy miała przymrużone, jednak z łatwością dostrzegałam jej złowrogie i nienawistne spojrzenie. Zaschło mi w ustach.
Wyglądała jak definicja zła. Bałam się jej, choć nie miałam pojęcia, dlaczego.
Gdy jej pobladłe, lekko pomarszczone policzki zaczęły się poruszać, zrozumiałam, że rozmawia z Edvardem. Mężczyzna pochylił się, by lepiej ją słyszeć, a kiedy uniósł głowę i uśmiechnął się cynicznie, jakby demon Margarety obudził się i w jego osobie, zamarłam.
Moje serce na moment przestało bić, bo uświadomiłam sobie, że oboje wpatrują się w mojego syna.
Zakrzywiony palec kobiety zawisł w powietrzu, gdy z obłąkaniem gapiła się na Liama. Cofnęłam się o krok, by znaleźć się bliżej Christiana.
Nie miałam pojęcia kim była ta kobieta, niewiele wiedziałam też o mężu Nancy, jednego byłam jednak pewna – nie byliśmy bezpieczni.

Zrobiłam kilka kroków w tył aż poczułam za sobą twardą klatkę piersiową mężczyzny, którego jeszcze kilka sekund temu chciałam zamordować, a teraz potrzebowałam jego bliskości.
Christian od razu zauważył panikę malującą się na mojej twarzy i powiódł wzrokiem za moim przerażonym spojrzeniem.
– Kochanie, co jest? – pochylił się w moim kierunku, a ja zamrugałam kilka razy, gdy usłyszałam jego ciepły głos przy uchu.
Powiedział do mnie „kochanie"? Przy ludziach? Chciałabym móc się tym cieszyć i przeżywać na swój sposób, jednak miałam ważniejsze sprawy na głowie.
Edvard przechadzał się między gośćmi, którzy dopiero teraz zaczęli do niego podchodzić, a po Margarecie nie było nawet śladu.
Pot ciekł mi po plecach i zaczęłam intensywnie się zastanawiać czy to, co widziałam przed chwilą w ogóle miało miejsce. Być może to mój przeciążony umysł zaczął szwankować?
– Widziałeś tę sąsiadkę?
– Jaką sąsiadkę? – Christian zrobił zdziwioną minę.
Dziwnie czułam się z faktem, że od dawna się do niego nie odzywałam, a pierwszym tematem, jaki poruszyliśmy była obecność Margarety na ślubie.
– Margareta Lindgren. – tłumaczyłam spanikowana. – Kłóciła się z nami przed bramą...
– Ah, o niej mówisz. – Christian pokiwał głową, przyglądając mi się uważnie. Był zaniepokojony, ale nie tajemniczą kobietą, a moim zachowaniem. – Co się stało, Alice?
– Wydaje mi się, że... – wsunęłam kciuk do ust i przygryzłam paznokieć w nerwowym geście. – Sama nie wiem. Chyba tu była...
Nie wiedziałam co powiedzieć, bo tak naprawdę nic się nie stało. Jeszcze raz popatrzyłam w miejsce, gdzie chwilę wcześniej znajdowała się kobieta, przypominająca jakiegoś mrocznego demona i Edvard, ale nikogo już tam nie było.
Zatrzepotałam rzęsami, by odgonić negatywne myśli. Nie mogłam wpadać w paranoję. Szybko uświadomiłam sobie, że stres związany z pobytem w willi państwa Persson, odkryciem tajemnicy Nancy i całą ceremonią zaczął powodować napięcie, przez co stawałam się przewrażliwiona.
Moje serce zaczęło stopniowo się uspokajać, a obraz uśmiechniętej złowrogo Margarety znikał gdzieś w otchłaniach mojego mózgu.
– Przestraszyłaś się?
Obróciłam się, gdy usłyszałam głos Christiana.
– Nie, to tylko... – wzruszyłam ramionami. – Nieważne.
– Też mu nie ufam. – nie wiedziałam o kim mówił, dopóki nie popatrzyłam w tym samym kierunku.
Mężczyzna gapił się na Edvarda z niesamowitą niechęcią i śledził każdy jego ruch. Pan młody z kolei, niczym jadowity wąż, pełzał między tłumem rodziny i przyjaciół, nie zwracając najmniejszej uwagi na swoją żonę.
Może to i lepiej, pomyślałam z ulgą, bo znając mroczne sekrety ich popieprzonego związku, wolałam, gdy ten sadysta trzymał się od niej jak najdalej. Dziś mógłby być szczególnie okrutny, próbując wyładować swoją złość za zachowanie Neila.
– Christian­. – zaczęłam cicho, patrząc w jego ciemne tęczówki. – Pilnuj dziś Liama, dobrze?
– Przecież zawsze go pilnuję.
– Ale dziś chciałabym, żebyś miał go na oku przez cały wieczór.
– Oczywiście. – skinął głową. – Ale powiedz, stało się coś? Ktoś ci coś powiedział? Ktoś był niemiły?
– Wszystko w porządku. – starałam się w to uwierzyć i nie wpadać w niepotrzebną panikę.
Wpatrywał się we mnie przez chwilę, wiedząc, że już niczego się nie dowie, a gdy wbiłam wzrok w ziemię, by uciec przed jego spojrzeniem, przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
– Przepraszam. – wyszeptał mi we włosy, a wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi dreszcz.
Chciałam z nim porozmawiać, ale niekoniecznie stojąc pod kościołem, w którym kilka minut temu wyszła za mąż nasza przyjaciółka.
– To nie miejsce na takie rozmowy.
– Wiem, ja po prostu... – zatrzymał się i uchylił usta ze zdziwieniem, po czym gwałtownie obrócił się przez ramię.
Neil siedział pochylony na schodkach, a głowę trzymał między nogami. Rzygał jak kot, a oprócz tego był cholernie blady i wyglądał, jakby miał zaraz zejść na naszych oczach.
– A nie mówiłam? – mrugnęłam do Christiana. – To nie miejsce na takie rozmowy. – zachichotałam i ruszyłam na pomoc temu biedakowi, który ledwo się trzymał.
Jeżeli cyrk odstawiony na mszy nie był wystarczającym ciosem dla Edvarda, Neil postanowił urozmaicić mu czas w jeszcze inny sposób, bowiem zamiast pozować do zdjęć i zbierać gratulacje oraz uściski od rodziny, pan młody latał wokół kościoła, by znaleźć kogoś, kto posprzątałby obrzygane schody.
Ta impreza podobała mi się coraz bardziej.
W pewnym momencie jakaś starsza ciotka z wielką łaską zainteresowała się stanem naszego przyjacielem i niechętnie podeszła, żeby podać nam opakowanie chusteczek, ale widok, który zastała był dla niej tak obrzydliwy, że sama potruchtała w krzaki i zwróciła to, co miała do zwrócenia. Na końcu zaczęła się odgrażać, nazwała Nancy patologią, postanowiła chwilę poużalać się nad biednym Edvardem, który według niej zmarnował sobie życie, wychodząc za kobietę z taką rodziną i chwyciła męża za rękaw, ciągnąc go do samochodu. Przed wejściem do pojazdu zwymiotowała jeszcze dwa razy, chyba przypominając sobie odrażający widok sprzed kilku minut, kiedy to Neil puścił pawia na buta Masona.

Zastanawiałam się, czy powinniśmy w ogóle brać udział w przyjęciu weselnym, ale Nancy nalegała i zarzekała się, że jeżeli nas nie będzie, to ona również jedzie do domu.
Nie czuliśmy się za bardzo mile widziani, delikatnie mówiąc, ale postanowiliśmy poświęcić się dla przyjaciółki i nie zostawiać jej samej z rodziną Edvarda, która przestała nawet udawać, że mieli do Nancy jakikolwiek szacunek. Wytykali ją palcami, szeptali paskudne rzeczy i mierzyli ją krytycznymi spojrzeniami. Na jej miejscu chyba rozpłakałabym się i uciekła w popłochu do łazienki, by tam spędzić kilka następnych godzin, ale, ku naszemu zdziwieniu, kobieta zachowywała się, jakby przytyki ze strony rodziny męża spływały po niej jak po kaczce.

Sala była przepiękna, ale nie dane nam było nacieszyć się jej blaskiem, bo zostaliśmy ulokowani z boku, zajmując ostatni, najbardziej ukryty stół w kącie pomieszczenia. Miałam wrażenie, że nawet kelnerzy zapominali, by do nas zaglądać, bo ledwo było nas widać, ale nam kompletnie to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Nancy nie rozmawiała z Edvardem. Usiadła przy naszym stoliku dla zdemoralizowanych odludków i ćpunów, zsuwając ze stóp pantofelki, które zdążyły już obetrzeć jej pięty do krwi.
– Jak się czujesz? – zapytałam z troską, wpatrując się w przemęczoną twarz Neila.
– A jak myślisz? – odpowiedział z trudem, kładąc się na kilku złączonych krzesłach. Uniósł na mnie podkrążone oczy i rzucił z powagą: – Nigdy więcej. Przysięgam wam, że nigdy więcej nie tknę żadnych piguł.
Astrid zachichotała, zdjęła z szaszłyka oliwkę i wrzuciła ją sobie do ust.
– Twoje gówniane samopoczucie to najlepsza kara za te wasze głupie pomysły. – stwierdziła z rozbawieniem.
– Daj mi się lepiej napić. – Neil jęknął błagalnie, wyciągając rękę w kierunku stołu.
– Wino? Wódka?
– Pogięło cię? – skrzywił się, jakby znów robiło mu się niedobrze. – Potrzebuję wody albo nie wiem... Jakiegoś soku.
– Oh, Neil będzie pił soczek na weselu własnej siostry? – Mason zaśmiał się złośliwie, przysuwając do siebie owocowy nektar. – Niemożliwe.
– Zamknij ryj, grubasie, bo to twoja wina. – wymamrotał blondyn, przykładając rękę do skroni.
Mogłam sobie tylko wyobrażać jak bardzo musiał boleć go łeb, szczególnie teraz, gdy orkiestra wyładowała cały swój sprzęt i rozpoczęła występ, przygrywając jakąś skoczną muzykę.
– Powinieneś coś zjeść. – zaproponowała Rachel, przyglądając się jego cierpieniom z kpiącym uśmiechem.
– Nie będę słuchał rad ćpunki. – prychnął, ale zaraz złapał się za czoło, bo oberwał kawałkiem orzeszka.
– Dupek. – odpowiedziała, poprawiając czerwone włosy i sięgając po kolejną słoną przekąskę, by w razie potrzeby mieć wystarczający zapas amunicji.
– Komu polać? – Christian postanowił sprytnie zmienić temat, bo przecież nic tak nie odciąga uwagi od niepotrzebnych dyskusji, jak zimna wódka.
Astrid, Rachel i Mason postawili kieliszki, spoglądając wyczekująco na mnie i Nancy.
– Nie mogę. – zrobiłam teatralnie smutną minę, wskazując głową na Liama. – Ktoś tu musi być trzeźwy i odpowiedzialny.
– Przecież ja nie piję. – wtrącił się Neil.
– Trzeźwy i odpowiedzialny. – powtórzyłam, unosząc znacząco brwi.
– Bez przesady, przecież potrafię się zająć młodym.
– Ty sam sobą nie potrafisz się zająć. – parsknęła Astrid. – I zjedz coś wreszcie, to może poczujesz się trochę lepiej.
– Nie mam ochoty. – mruknął nadąsany.
– Napij się, Alice. – Christian przysunął mi kieliszek i uśmiechnął się delikatnie. – Przypilnuję Liama.
– Sama nie wiem... – rozejrzałam się wokół, jakbym przy naszym stoliku odludków szukała nawiedzonej Margarety, czającej się na moją rodzinę i aż sama poczułam zażenowanie swoją osobą.
Musisz się wyluzować, Alice...
– Daj spokój, napij się z nami! – nalegała Rachel z szerokim uśmiechem.
– Ale tylko jednego. – zastrzegłam, unosząc palec, by podkreślić surowość mojej decyzji i pokazać, że jest nie do podważenia.
– Nie no, jak Christian nie pije to ja też pasuję. – westchnął Mason. – Nie będę z samymi babami pił. Chyba, że nasz piosenkarz zmieni zdanie? – zaśmiał się, zerkając na Neila.
– Nie sądzę. – mężczyzna podrapał się po czole. – Ciągle mnie mdli.
– To zjedz coś w końcu, do cholery.
– Właśnie. – Christian poparł Masona, stawiając przed Neilem talerz ze stekiem i chrupiącymi, pieczonymi ziemniaczkami.
– Niech wam będzie. – Neil wzruszył ramionami, podniósł się do pozycji siedzącej, zerknął niechętnie na posiłek i władował sobie kawałek mięsa do ust.
– Nancy? – Christian uniósł delikatnie butelkę, zastępując tym gestem pytanie.
– Nie, nie. Dzięki. – uśmiechnęła się, kręcąc głową.
– Martwisz się, że przesadzisz z alkoholem na własnym weselu? Nie martw się, siostrzyczko, gorzej już być nie może. – Neil kiwnął głową w kierunku wielkiego stołu, przy którym ucztowała cała rodzina pana młodego. – I tak cię nienawidzą.
– Dziwisz im się? – kobieta zmarszczyła brwi. – Po tym co odstawiłeś?
– Edmund chyba nie oglądał Titanica.
– Edvard, do cholery.
– Nieważne. – odpowiedział z pełnymi ustami.
– Mógłbyś się w końcu nauczyć. – westchnęła Nancy, podchodząc bliżej.
Usiadła na krześle obok brata, wpatrując się w niego niewinnym i słodkim wzrokiem.
– Niby po co? – mężczyzna uniósł brew i popatrzył na kobietę z rozbawieniem. – Raczej nie będę z nim za często rozmawiał.
Nancy pochyliła się odrobinę i czułym gestem odgarnęła Neilowi kosmyk blond włosów z czoła, a następnie delikatnym ruchem pogładziła go po policzku.
– Chciałabym, żebyś wiedział, jak nazywa się ojciec mojego dziecka. – powiedziała spokojnym tonem, muskając dłonią swój brzuch.

MALBAT TOM 2Where stories live. Discover now