Rozdział 41

3.5K 160 22
                                    

Alice
– Niech lepiej on będzie w tym pieprzonym bagnie. – syknął Neil, stukając nerwowo palcami o szybę. – Dobrze mu, kurwa, radzę.
Mason, siedzący za kierownicą wyglądał, jakby był w transie, czym trochę mnie przerażał. Ślizgawica panująca na drodze nie sprzyjała brawurowej jeździe, a mężczyzna nie certolił się z gazem, raz po raz zerkając na poruszającą się strzałkę na liczniku.
– Tak popieprzonej sytuacji to dawno nie było. – mruknął pod nosem, nie odwracając już wzroku od jezdni, bo właśnie zaczęło lać. – Nie mogę uwierzyć, że ten fiut tak koncertowo nas załatwił.
– I to naszą własną bronią. – prychnął blondyn. – Pamiętacie akcję z upozorowaniem porwania dziewczyn z klubu?
– Pamiętam aż za dobrze. – zmarszczyłam brwi, bo wtedy jeszcze pracowałam w policji i to ze mnie zrobiono głupka stulecia. – Poczekajmy, aż upewnimy się, że Edvard naprawdę żyje.
– Wciąż w to wątpisz? – Neil zaśmiał się ponuro. – Jak mogliśmy być tak durni, by nie sprawdzić, czy w pieprzonym dywanie faktycznie znajduje się cholerne ciało tego zjeba?
– Nie o to chodzi, że wątpię. Po prostu... – machnęłam ręką, bo tylko powtórzyłabym słowa Masona, wypowiedziane przed chwilą.
Ułożyłam sztywny kark na oparciu i westchnęłam przeciągle.
– Nie ziewaj. – upomniał mnie Neil.
– Nie ziewam, tylko wzdycham.
– Nieważne, po prostu tego nie rób.
– Bo co?
– Bo jest pieprzona trzecia w nocy, przed nami jeszcze mnóstwo pracy, a ziewanie jest zaraźliwe. I w ogóle nie powinniśmy gadać na takie nudne tematy.
Pochyliłam się do przodu, by znaleźć się między mężczyznami i spojrzałam na przyjaciela, który siedział na miejscu pasażera.
– Mógłbyś teraz zasnąć?
– Teraz? – uniósł brew.
– No w sensie, że po tym wszystkim, czego się dowiedzieliśmy.
– Jeszcze się niczego nie dowiedzieliśmy, w tym problem. – burknął Mason.
– Wiecie o co mi chodzi.
– A co ma Edmund do mojego snu? – Neil uśmiechnął się kpiąco.
– Nie jesteś przerażony?
– Jestem wkurwiony. – rzucił lekkim tonem.
– Tym bardziej nie powinieneś czuć się senny. – stwierdziłam, a po chwili uchyliłam usta, bo okazało się, że ten głąb miał rację.
Ziewnęłam głośno, z kącików oczu poleciały mi dwie małe łezki i przeciągnęłam się na tylnym siedzeniu. Następny był Mason, który wydał z siebie tak dziwny dźwięk, że gdybym nie wiedziała, że to tylko ziewanie, wzięłabym za pewnik, że kona w straszliwych męczarniach. Neil twardo się trzymał, ale na końcu również otworzył szeroko buzię, kręcąc głową z niezadowoleniem.
– A nie mówiłem? – zwrócił się do mnie gburowato, jakby to była moja wina.
– Może szybka drzemka przed wyłowieniem pustego dywanu? – uśmiechnął się Mason.
– Nie mamy pewności, że jest pusty. – zauważyłam.
– Boże, musisz tak gadać? – Neil wywrócił oczami.
– Co ci znowu nie pasuje, do cholery?
– Pieprzysz głupoty, jak typowy pies.
– Może dlatego, że byłam policjantką, idioto?
Przyjaciel obrócił się, otaksował mnie obrzydzonym wzrokiem, podnosząc moje ciśnienie do jakiegoś w cholerę niebezpiecznie wysokiego poziomu i rzucił:
– Przebaczam ci ten grzech, idź w pokoju, Amen. – wykonał mi przed twarzą znak krzyża, prawie wsadzając mi palucha w oko.
Pieprzony dureń.
Gruby zaśmiał się cicho, przykładając dłoń do ust.
– Ale z ciebie palant.
– Nawzajem.
– Wiesz, że gdybym nie pracowała w organach ścigania, to nigdy byśmy się nie poznali? – wytknęłam przyjacielowi.
– O nie, tylko nie to. – wyszeptał z teatralnym przerażeniem i przyłożył sobie dłoń do piersi.
– Tak? Więc wolałbyś, żeby mnie nie było? – wbiłam w niego wrogie spojrzenie, bo wybrał sobie bardzo złą porę na zabawę w prowokowanie kłótni.
Neil uśmiechnął się pod nosem, przejeżdżając językiem po górnych zębach.
– Ale żeby tak w ogóle cię nie było?
– No. – rzuciłam wyzywająco. – Żebym nigdy nie należała do Malbatu.
– Boże, ileż ja bym miał zaoszczędzonych nerwów. – rozmarzył się. – A ile czasu bym zyskał. Zamiast słuchać twojego pieprzenia o błyszczykach, paznokciach i jamnikach, mógłbym zrobić coś ambitnego. Może nawet zostałbym prezydentem.
– O jamnikach? – Mason zaśmiał się głośno, a jego szyja zmieniła się w trzy lub cztery tłuste podbródki.
– A nie wiem. – blondyn machnął ręką. – Wymieniłem trzy randomowe rzeczy, ale w sumie wszystkie się zgadzają. Babskie gadanie o dyrdymałach.
– Kiedy niby rozmawiałam z tobą o paznokciach? – fuknęłam oschle, rozbawiając męskie towarzystwo jeszcze bardziej.
– Jak z kosmetyczki wysypały ci się lakiery i próbowałaś mnie przekonać, że różowy i różowy, to nie jest, kurwa, ten sam kolor. – przypomniał mi Neil.
– To był lodowy róż i łososiowy, do cholery!
– Widzisz? – Neil zerknął na Masona. – Pierwszym, najważniejszym i jedynym punktem w nieistniejącym niestety, kodeksie Malbatu, powinna być zasada: żadnych bab.
– Ty świnio! – ledwo udało mi się przekrzyczeć rechoczących facetów.
– Nie wkurzaj się. – wychrypiał Mason, zanosząc się śmiechem. – To tylko takie żarty.
– Za późno. – pokazałam mu środkowy palec, zaciskając usta w prostą linię.
Zaczęłam żałować, że w ogóle wyruszyłam z nimi do tego lasu.
Christian był wściekły, gdy powiedziałam, iż mam zamiar towarzyszyć mężczyznom w przeszukiwaniu bagna i początkowo nie chciał dopuścić do tego, bym w ogóle wyszła z domu. Neil i Mason długo musieli go przekonywać, że będę z nimi bezpieczna i nie stanie mi się żadna krzywda.
Chyba chodziło im o krzywdę fizyczną, bo ich obietnica złożona Christianowi nijak miała się do maltretowania mojego zdrowia psychicznego.
– Co się tak patrzysz? – zaczepiał mnie Neil, gdy zerkał w moim kierunku błyszczącymi oczami.
Chciałam posłać mu gniewne spojrzenie, ale coś mi nie wyszło, bo jedyne co usłyszałam, to głośne parsknięcie.
– Pieprzony seksista. – warknęłam.
– Obrażona policyjna sierota. – mrugnął do mnie.
– Już nigdy się do ciebie nie odezwę.
– To miała być groźba czy obietnica? – zapytał, unosząc kąciki ust.
Wzruszyłam ramionami i założyłam ręce na piersi, manifestując moje wkurzenie, ale już po chwili z rozczarowaniem musiałam stwierdzić, że faceci nawet nie zauważyli, że strzeliłam focha.
Zajęli się rozmową o beznadziejnej grudniowej pogodzie, narzekając, że praktycznie nie ma śniegu, a później rozgadali się na temat globalnego ocieplenia. No ja bardzo przepraszam, do cholery, ale Neil bardziej przejął się losem niedźwiedzi polarnych, niż tym, że przed chwilą zapowiedziałam, że już nigdy nie zamienię z nim żadnego słowa.
Kiedy podjechaliśmy na parking, byłam już tak znudzona, że nawet wizja gnijących zwłok Edvarda aż tak mnie nie przerażała. Problem mógłby pojawić się dopiero wtedy, gdyby okazało się, że dywan był jednak pusty.
Założyliśmy kominiarki, by nie dać się złapać na kamerze po raz drugi, a wysiadając z samochodu przyjrzałam się starej fabryce. Nie wyglądała, jakby ktokolwiek tu pracował, ale co z tego, skoro ludzie, którzy nam zagrażali, mieli dostęp do działającego monitoringu.
– Jesteś gotowa? – usłyszałam głos blondyna, więc odruchowo zerknęłam w jego kierunku.
– Tak. – burknęłam pod nosem, niedbale wzruszając ramionami.
Nie mogłam całkowicie go ignorować, bo nie był to najlepszy moment na strzelanie fochów. Mieliśmy ważną misję do wykonania, a na obrażanie się przyjdzie jeszcze czas. Niech tylko poczeka, aż wrócimy do domu...
– Ale masz humorki. – mężczyzna popukał się w czoło. – Rozpuszczona księżniczka.
– Wal się, Neil.
– Christianowi też tak wchodzisz na głowę?
– Pocałuj mnie w dupę.
– Czyli tak. – prychnął. – Wiedziałem, że trzeba było cię nie zabierać.
Zacisnęłam pięści, czując, jak w środku zalewa mnie wrząca lawa gniewu. Niewiele już potrzebowałam, by mój wewnętrzny wulkan pierdolnął.
– Ja też żałuję, że nie zostałam w domu.
– Przynajmniej w jednej sprawie się zgadzamy.
– Dobra, uspokójcie się już. – odezwał się Mason ostrym tonem.
– To niech królowa Alice się ogarnie, bo nie przyjechała tu na wycieczkę krajoznawczą.
– Przecież nic nie robię! – wyrzuciłam ręce w powietrze. – To ty cały czas się mnie czepiasz.
Neil tylko machnął na mnie ręką w lekceważącym geście, otworzył bagażnik, z którego wyskoczyła Shelby, machając swoim długim, puchatym ogonem i ruszył przed siebie, zostawiając mnie i Masona lekko w tyle.
Na początku szliśmy w całkowitym milczeniu, a jedynym odgłosem, który mącił złowrogą ciszę na bagnach, było chlupanie błota pod naszymi stopami. Roztopiony śnieg wymieszał się z deszczem, tworząc rozmokłą warstwę. Nie minęło pięć minut, a buty już całkowicie mi przemokły.
Kilka razy miałam ochotę zapytać, czy jeszcze daleko, bo droga zdawała mi się ciągnąć w nieskończoność. Nawet suczka nie była zachwycona spacerem w takich warunkach, jednak dzielnie brnęła przez podmokły, cuchnący las.
– Już prawie jesteśmy. – odezwał się Mason. – Pamiętam ten zakręt.
– Zakręt? Tu wszystko wygląda identycznie. – odpowiedział Neil, rozglądając się na boki. – Tu woda, tam woda. Tu drzewa, tam drzewa.
– Nie, to bagno, do którego wrzuciliśmy Edvarda było mniejsze i bardziej zarośnięte.
– Edvarda? Chyba sam dywan.
– Tego wciąż nie wiemy. – mruknęłam cicho, ale mężczyzna mi nie odpowiedział.
Nie wiem jak długo błądziliśmy między chaszczami. Staliśmy po kolana w lodowatej wodzie, próbując odnaleźć miejsce, o którym mówił Mason, ale szło nam to jak krew z nosa. Było mi tak cholernie zimno, że nie mogłam zapanować nad drżeniem całego ciała i miałam wrażenie, że jeżeli niedługo nie wrócimy do domu, po prostu zamarzniemy, chociaż temperatura utrzymywała się lekko powyżej zera.
– To tam! – krzyknął nagle Mason.
Te słowa były dla mnie prawdziwym wybawieniem. Chciałam rzucić się na przyjaciela i wyściskać go za jego spostrzegawczość i orientację w terenie, ale miałam tak sztywne kończyny, że postanowiłam przełożyć ten akt wdzięczności na później.
Doczłapaliśmy się do brzegu stęchłego bajorka, patrząc na nie z obrzydzeniem. Nie musiałam mieć nadprzyrodzonych zdolności i czytać ludziom w myślach, by wiedzieć, jakie pytanie zadawało sobie każde z nas.
– To ten, no... – Neil podrapał się po czole latarką. – Kto wchodzi?
Zapadła głucha cisza.
Niewiarygodne. Nikt nie miał ochoty na kąpiel?
– No ja na pewno nie. – odezwałam się, by już na starcie rozwiać ich wątpliwości, jeżeli takowe w ogóle się pojawiły.
– A to niby dlaczego? – zapytał blondyn.
– Jesteście facetami, a chcecie, żebym to ja wyławiała cholerny dywan z bagna? – tak się oburzyłam, że aż zerwałam z twarzy kominiarkę.
Neil wyprostował się, zrobił krok w moją stronę i uczynił to samo. Niestety, bo teraz musiałam patrzeć na jego bezczelny uśmiech.
– Ooo, czyżby nasza mała Alice była hipokrytką?
– Słucham? – zmarszczyłam brwi i założyłam ręce na biodrach.
– Czy to przypadkiem nie ty nazwałaś mnie seksistą? – mrugnął do mnie cwaniacko. – Mamy teraz idealną okazję, bym pokazał, że nie dyskryminuję cię ze względu na płeć.
– Co? Nie! – jęknęłam. – Nie możesz!
– Oczywiście, że nie mogę cię zmusić. – nachylił się i pocałował mnie w czoło, ale ja wiedziałam, że jeszcze nie skończył. – Więc zrobimy losowanie. – wzruszył ramieniem. – Tak będzie sprawiedliwie.
– Nie wejdę do tej wody!
– Nie? – zaśmiał się. – Niby dlaczego tego nie zrobisz?
– Bo... – próbowałam znaleźć jakiś sensowny argument, ale miałam pustkę w głowie.
Zamrugałam kilka razy, a panika, która wymalowała się na mojej twarzy chyba rozbawiła Masona, bo tylko pokręcił głową i rzucił, śmiejąc się głośno:
– Daj jej już spokój.
Dopiero wtedy zrozumiałam, że ten fiut robił sobie ze mnie jaja. Popatrzyłam na Neila morderczym wzrokiem, a on poklepał mnie po włosach, jakbym była małym dzieckiem.
– No już, już. – wyszczerzył się złośliwie. – Bo się posikasz ze strachu. My z Masonem przeszukamy bagno, a ty zajmij się czymś pożytecznym na miarę twoich możliwości. Popilnuj jakieś drzewo, czy coś. – zerknął na mnie z góry, unosząc kąciki ust. – Tylko nie zrób sobie krzywdy. I nie zgub się. – dodał przesłodzonym tonem.
Miałam ochotę odpowiedzieć mu czymś mocnym. Trzymałam w zanadrzu kilka niebanalnych tekstów, które tylko czekały na taki moment, gdy Neil doprowadziłby mnie do białej gorączki i niezaprzeczalnie działo się to właśnie teraz. Nie mogłam jednak ryzykować i wchodzić z nim w dyskusję, kiedy stałam na brzegu cuchnącej, zatęchłej wody. To, że mężczyzna byłby tak głupi, by wrzucić mnie do bajora tylko dlatego, że pocisnęłam go jakąś wybitnie dobrą ripostą, było raczej mało prawdopodobne. Ale nie niemożliwe.
Neil i Mason powoli weszli do wody, zasysając głośno powietrze, gdy lodowata, śmierdząca maź najpierw sięgnęła im do pasa, a później linii dolnych żeber.
– Porzygam cię. – stęknął Mason, którego twarz przybrała lekko zielonkawy odcień.
– Trudno, rzygaj. – wymamrotał Neil, przykładając sobie rękaw do nosa. – Gorzej już i tak być nie może.
Shelby biegała wzdłuż brzegu, jednak nie odważyła się zamoczyć choćby łapy w bagnistej sadzawce. Szczekała podekscytowana, jakby obserwowanie mężczyzn walczących z odruchami wymiotnymi było jej nową ulubioną zabawą.
– Macie coś? – zapytałam z nadzieją w głosie, gdy Neil przestał się ruszyć i stanął w miejscu.
– Gwarantowane zapalenie płuc. – odpowiedział Gruby. – Ale nic poza tym.
– Ja coś chyba... mam... – blondyn wyglądał na skupionego i nieco obrzydzonego. – Czuję coś pod nogą.
– Trupa?
– Sam jesteś trup. – westchnął. – Dywan, kurwa.
– Dywan z trupem?
– Dywan z chujem. – odparł zniecierpliwiony Neil, nie odpuszczając sobie bycia dupkiem nawet w tak dziwnych warunkach, jak grudniowe morsowanie w bagnie. – Zanurkuj i pomóż mi to wyciągnąć.
– Pogięło cię? – Mason odsunął się o krok.
– Masz lepszy pomysł?
– No. – pokiwał głową. – Ty zanurkuj, a ja będę ci bił brawo i pochwalę cię za twoje poświęcenie.
– Pieprz się, gruby waflu. – Neil zachwiał się lekko i szybko opuścił ręce, by na powrót złapać równowagę.
Rękawy jego czarnej bluzy chlupnęły w mętnej wodzie.
– Widzisz? Jesteś już mokry w osiemdziesięciu procentach, co ci szkodzi?
– Ty mi szkodzisz. – warknął. – I to twoje gadanie, do cholery.
– Staram ci się pomóc. – Mason uśmiechnął się kpiąco.
– Ta?
– Jestem twoim motywatorem.
– Jesteś skończonym idiotą. – Neil zacisnął drżące z zimna pięści. – Nurkuj po dobroci albo ci pomogę.
– Śmiało. – odpowiedział Gruby pewnym siebie głosem.
No nie wierzę, kurwa.
– Możecie się uspokoić?! – krzyknęłam, gdy Neil zaczął przedzierać się przez muł, wyciągając już rękę w kierunku przyjaciela. – Nie bijcie się, do cholery!
– Ja nie mam zamiaru go bić. – wychrypiał blondyn. – Ja tylko nauczę go pływ...
Nie dokończył.
Zakryłam twarz dłońmi, gdy usłyszałam głośny plusk. Rozszerzyłam dwa palce, by przez szpary zobaczyć, jak Neil wypływa na powierzchnie, staje, a zgniłozielona woda spływa mu po głowie i torsie.
Staliśmy tak oniemiali, a jedyną istotą, która nie przestawała się poruszać, była Shelby, która widząc swojego pana, zapragnęła bawić się jeszcze bardziej.
Myślałam, że cisza będzie trwać wiecznie, bo Neil, któremu żyła pulsowała na czole, nie miał zamiaru się odzywać. Dopiero po kilkunastu sekundach rozbrzmiał rozbawiony głos Masona:
– Ja pierdolę. – przykrył usta dłonią, by nie wybuchnąć głośnym, niekontrolowanym śmiechem. – Wiesz co to jest? Zemsta Edvarda Perssona. – parsknął, nie mogąc się już opanować. – To się nazywa karma.
Blondyn przejechał ręką po twarzy, wypluwając przed siebie resztki cuchnącej mazi.
– Ja ci, kurwa, karmę pokaże... – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Dawno nie widziałam, by był aż tak wściekły.
– Neil! Uspokój się! – pisnęłam, ale nawet na mnie nie spojrzał.
Zajęty był wbijaniem w Masona ostrego, jak brzytwa, spojrzenia i prawdopodobnie ta niewinna kłótnia skończyłaby się prawdziwą, bagnistą walką, gdyby blondyn nie zniknął pod wodą po raz drugi.
– Chryste. – Gruby tym razem nie wytrzymał.
Odchylił głowę do tyłu i zarżał ca całe gardło, nie zwracając uwagi na kumpla, który jeszcze się nie wynurzył. Po kilku sekundach Neil stanął na nogi, trzęsąc się, jakby raził go prąd.
– Skurwysyn. – warknął, ponownie plując na około obrzydliwym mułem.
– Przecież to nie moja wina, że się potknąłeś. – Mason nie przestawał rechotać.
– Nie ty. – mężczyzna pociągnął nosem i skrzywił się, gdy poczuł swój zapach. – W sensie ty też. Ale chodziło mi o dywan.
– Masz go? – zapytałam pośpiesznie.
– No o coś się potknąłem. – rzucił zachrypniętym głosem.
Już wiedziałam, że biedak będzie musiał odchorować swoje.
Wziął głęboki wdech i zanurkował po raz trzeci, lecz tym razem wypłynął z zaklejonym taśmą rulonem.
Aż podskoczyłam z radości i zaklaskałam w dłonie. Normalnie miałam ochotę rzucić się chłopakom na szyję, ale smród mokradeł przypomniał mi, że mogłam to zrobić dopiero po prysznicu. Boże, co to był za smród...
Z pomocą Masona, który już przestał zanosić się śmiechem, wytargali dywan na brzeg.
Nadeszła chwila prawdy.
Odgoniliśmy Shelby, która wesoło skakała wokół Neila, by móc w spokoju poprzecinać mokrą taśmę.
– Jesteście gotowi? – zapytał Mason, trzymając brzeg dywanu.
– Dawaj. – kiwnęłam głową, obserwując, jak zaczyna go rozwijać.
Jeden, dwa, trzy...
– Kurwa. – Neil przejechał sobie palcami po mokrych i pozlepianych włosach. – Co za kutas.
Westchnęłam, gdy moje spojrzenie powędrowało na... Kilka plastikowych reklamówek, wypełnionych po brzegi kamieniami.
– Cóż. – odkaszlnął Gruby. – Nie pozostało nam nic innego, jak po prostu wrócić do domu i...
– Zabiję go. – blondyn uśmiechnął się pod nosem, choć w jego oczach nie było ani grama rozbawienia.
Wyglądał jakby stracił kontakt z rzeczywistością. Napiął wszystkie mięsie i choć trząsł się z zimna, wydawało się, że nie miał pojęcia, iż marzł, zupełnie jakby tak przyziemne odczucia, jak chłód, go nie dotyczyły. Miał rozszerzone źrenice i szalony, rozbiegany wzrok.
– Znajdę go i zabiję. – powtórzył. – Najpierw zrobię mu to, co zrobił mojej siostrze i Christianowi, a później...
Wstrzymałam oddech, gdy dostrzegłam Shelby między drzewami i przestałam słuchać gróźb Neila. Przymrużyłam oczy, by mieć pewność, że to co widzę, jest prawdziwe.
– ... każdą część, po kawałeczku. Ale tak, żeby za szybko się nie wykrwawił. A później...
– Neil. – odezwałam się niepewnie.
– Jesteś psychiczny. – stwierdził Mason.
Znów na chwilę mnie zamroczyło, a ścisk głowy, przypominający zgniatanie imadłem, uniemożliwiał mi słuchanie przyjaciela.
– ...no i każdy odcięty palec wsadzę mu do mordy i...
– Neil. – powtórzyłam słabo.
– Jeszcze nie skończyłem. – uśmiechnął się. – O czym to ja...?
– O palcach w mordzie. – podsunął Mason.
– A, fakt. – przytaknął. – Wszystkie dziesięć palców wepchnę mu głęboko do gardła...
– Neil.
– Jezu, co? – mruknął zirytowany.
– Twój pies trzyma w pysku ludzką czaszkę.

MALBAT TOM 2Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora