Rozdział 19

2.9K 148 3
                                    


Kochany pamiętniku

Planowałam powiedzieć przyjaciołom o ciąży w nieco innych okolicznościach, ale stało się. I trudno, nie żałuję.
Wybiegłam z sali, ale nie dlatego, że Neil mnie zdenerwował. Przecież miał rację i doskonale o tym wiedziałam. Byłam egoistką, która miała skazać swoje dziecko na mieszkanie pod jednym dachem z potworem, ale nie byłam głupia.
Potrzebowałam się przewietrzyć. Przemyśleć wszystko od początku do końca i ułożyć w głowie dokładny plan.
Muszę przetrwać, a teraz nie jestem już sama, więc walczę za naszą dwójkę.
Pogładziłam się po brzuchu.
Kocham Edvarda i wiem, że bez niego jestem nikim, ale wydaje mi się, że miłość do dziecka jest jeszcze silniejsza.
Bo dziecko nigdy mnie nie skrzywdzi.


Wiedziałam, że Edvard za mną pójdzie. Patrzył na mnie, gdy mijałam go na sali i czułam na sobie jego palące spojrzenie. Gdy usłyszałam kroki, nie byłam ani trochę zaskoczona.
– Tu jesteś, skarbie. – wyszeptał, podchodząc bliżej.
Postanowiłam się nie odwracać, bo bardzo nie chciałam dostrzec nienawiści w jego oczach. Od czasu ceremonii ślubnej nie zamieniliśmy nawet słowa, a ja wiedziałam, że konsekwencje mnie nie ominą. Łudziłam się jednak, że zaczeka z wymierzeniem mi kary do powrotu do domu. Nie chciałby chyba ryzykować, że któryś z gości przyłapie go na znęcaniu się nad własną żoną?
Przełknęłam ślinę, gdy objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Neil, Mason i Christian również mieli to zwyczaju, zazwyczaj, gdy miałam zły humor lub kiedy musieli mnie za coś przepraszać, jednak w ich ruchach wyczuwałam delikatność, miłość i szacunek, a w geście Edvarda... Nicość.
Nie był agresywny, nie szarpał mną. Nie wydrapywał mi krwawych śladów na rękach. Po prostu obejmował mnie i trzymał blisko siebie. Czułam jego oddech na szyi, ale nie mogłam się odwrócić. Sparaliżował mnie strach, bo wiedziałam, że to był dopiero początek.
– Moja żona... – wymruczał z zadowoleniem, przyciskając swoje usta do mojego ramienia. – Jesteś zadowolona?
Przełknęłam gęstą ślinę, która cudem spłynęła w dół mojego zaciśniętego gardła.
– Zadowolona? Z czego? – uśmiechnęłam się słabo, starając się ukryć zdenerwowanie.
Edvard nie lubił, gdy się go bałam. Mówił, że nie robi mi krzywdy po to, żebym czuła przerażenie, a po to, bym nie popełniała w przyszłości podobnych błędów.
– Jesteś zadowolona, że nosisz moje nazwisko? – pocałował mnie w szyję, przesuwając wilgotne usta jeszcze wyżej. Drugą ręką odgarniał mi kosmyki włosów, a dłoń oparł na moim spiętym karku, delikatnie go masując.
– Tak. – wychrypiałam.
– Na twoim miejscu, żono... – jego dotyk nagle stał się niesamowicie natarczywy, na co pisnęłam zaskoczona. – ... nie byłbym taki szczęśliwy. Powinnaś traktować to nazwisko jako największe przekleństwo.
– Co? Dlaczego? – próbowałam się odsunąć, ale mocno wbijał paznokcie w skórę na moim karku. Nie mogłam się ruszyć i uciec przed piekącym bólem. – Eddy, proszę...
– Dlaczego? – zaśmiał mi się wprost do ucha, a ilość jadu w jego głosie doprowadziła mnie na skraj rozpaczy, bowiem wiedziałam już, że nie miał zamiaru mi odpuścić. – Naprawdę jeszcze się zastanawiasz, tępa suko? – odepchnął mnie od siebie, ale nie przyniosło mi to ukojenia, bo uderzyłam całym ciałem o ścianę, osuwając się na ziemię.
– Edvard...
– Nie wypowiadaj mojego imienia! – wrzasnął, zaciskając pięści. – Od dziś moje nazwisko będzie ci przypominać o dniu, w którym popełniłaś największy błąd swojego życia, rozumiesz?
Spuściłam wzrok, bo wiedziałam, że nie mówił poważnie. Wcale tak nie myślał. Kochał mnie.
– Przepraszam. – wyszeptałam.
– Myślisz, że zwykłe „przepraszam" wystarczy? Że tak po prostu wybaczę ci te całe upokorzenie?
– Przecież to nie moja wina... – zdążyłam powiedzieć, nim złapał mnie za włosy i przyciągnął do siebie.
Syknęłam z bólu i przestałam nawet myśleć o tym, by próbować uratować idealnie wykonaną fryzurę, którą mój mąż postanowił zniszczyć silnymi i agresywnymi pociągnięciami. Moja głowa latała od prawej do lewej strony, gdy Edvard szarpał mnie, niczym szmacianą lalkę.
– Nie twoja wina? – jego wściekły głos rozbrzmiał mi tuż przed twarzą, gdy na moment mnie puścił. – To ja zaprosiłem tych ludzi na nasz ślub? Kim oni do cholery są, co?! – zapytał, wymierzając mi pierwszy policzek.
Na chwilę mnie zamroczyło.
– Przepraszam! – jęknęłam, gdy widziałam jego unoszącą się dłoń. – Nie wiedziałam, że tak wyjdzie! Oni też tego nie planowali! Przysięgam!
Jego ręka zastygła w bezruchu, a nozdrza rozszerzały się przy gwałtownych wdechach. W oczach szalała mu furia, a ja już wiedziałam, że nic nie będzie w stanie go zatrzymać.
– Nie planowali? – mruknął chyba bardziej do siebie niż do mnie. Pokiwał głową, jakby przyswajał wszystkie informacje i uśmiechając się pod nosem zaczął klepać się po kieszeniach. Gdy wyjął paczkę papierosów, zrobiło mi się niedobrze.
– Edvard, proszę...
– Zamknij się. –
machnął na mnie ręką. – Nawet twój głos jest irytujący.
Zacisnęłam usta, tak jak sobie tego życzył, bo jeżeli cokolwiek miało mnie uratować, to tylko posłuszeństwo. Oczy zaszły mi łzami i modliłam się, by dziewczyny jednak zaczęły mnie szukać.
Zaciągnął się fajką, wypuszczając siwy dym i przyjrzał mi się dokładnie. Jego oczy błyszczały w półmroku, a nienawiść, która się w nich malowała zwiastowała kolejny atak gniewu.
– Daj mi rękę. – rozkazał, układając wargi w szyderczym uśmiechu.
Prawie topiłam się w bijącym od niego mroku, próbując wypłynąć na powierzchnię. Nie mogłam oddychać, kręciło mi się w głowie i marzyłam tylko o tym, by znów znaleźć się blisko Neila, Christiana czy Masona.
Oni nigdy by na to nie pozwolili.
– Daj mi, kurwa, rękę. – powtórzył, a jego szczęka zadrżała od silnego zdenerwowania, które pojawiło się na skutek braku reakcji z mojej strony. Odsunęłam się pod ścianę i pokręciłam głową.
– Nie. Nie rób mi krzywdy. – szepnęłam błagalnie.
Edvard patrzył na mnie z podłym rozbawieniem i jeszcze raz zaciągnął się dymem, a następnie przysunął się do mnie i wypuścił mi go w twarz.
– Czujesz? Ładnie pachnie?
– Nie. – załkałam, gdy z oczu trysnęły mi łzy.
– Możemy sprawdzić jaki zapach ma spalona skóra.
Zaczęłam płakać na cały głos, niesamowicie się przy tym trzęsąc, na co Edvard zareagował poirytowanym cmoknięciem, jakby nie takiej reakcji oczekiwał. Gdy nie mogłam się uspokoić, znów chwycił mnie za włosy, tym razem jeszcze mocniej i odchylił mi głowę w tył. Krztusiłam się łzami, które wpływały mi do ust w tej niewygodnej pozycji, ale na moim mężu nie robiło to większego wrażenia.
– Masz minutę, żeby się ogarnąć, pieprzona histeryczko. – uniósł dłoń i delikatnym ruchem pogładził mnie po policzku, tylko po to, by po chwili zjechać w dół i zamknąć moje gardło w żelaznym uścisku. Następnie pomachał mi żarzącą się fajka przed nosem i rzucił przerażającym głosem: – Przysięgam, że zgaszę ci tego peta na twarzy, jeśli nie przestaniesz tak ryczeć.
Próbowałam się odezwać i przekonać go, że już zaczynam się uspokajać, ale brakowało mi powietrza, a przed oczami pojawiły się mroczki. Odrzucił moją głowę, która z hukiem grzmotnęła o ścianę, aż zaszumiało mi w uszach.
– Przecież żartowałem. – prychnął z wyższością. – Nie oszpeciłbym własnej żony w taki sposób. Musisz dobrze się prezentować, bo tylko do tego się nadajesz. Rozumiesz?
– Rozumiem. – wyszeptałam, pilnując, by brać głębokie wdechy.
Czułam, że byłam bliska utraty przytomności.
– Przeprosisz mnie tak jak zawsze. – stwierdził, a w jego głosie pobrzmiewała nuta zadowolenia, jakby był z siebie dumny, że okazał się tak wspaniałomyślny i litościwy.
Zrobiło mi się niedobrze.
– Edvard... – podjęłam kolejną próbę powstrzymania go, ale okazała się być daremna.
Mój mąż rozpiął rozporek i patrzył na mnie wyczekująco. W prawej ręce wciąż trzymał papierosa, obracając go w palcach.
Zrobiłam to, co według Edvarda, powinna robić każda dobra żona.
Uklęknęłam przed nim, by zrobić mu dobrze, ale nie mogłam się skupić, bo kątem oka widziałam gorącą fajkę, która znajdowała się niebezpiecznie blisko mojej twarzy.
– Co z tobą? – mój mąż zmarszczył brwi, patrząc na mnie z niezadowoleniem. – Stać cię na więcej.
– Przepraszam. – wysapałam dławiącym się głosem. Zerknęłam na niego załzawionymi oczami, próbując doszukać się w nim odrobiny miłości.
Przecież to mój mąż...
– Staraj się bardziej. –
odpowiedział oschle, łapiąc mnie za tył głowy.

Zaraz będzie po wszystkim. Niedługo znów będzie moim ukochanym Edvardem.
Z nerwów i ogromnego wysiłku zaczęłam się krztusić, ale nie poluzował uścisku, by pozwolić mi się odsunąć i złapać oddech. Gorące łzy płynęły mi po twarzy, a w gardle pojawiło się nieznośne uczucie zwiastujące torsje.
Zacisnęłam drżące dłonie na jego koszuli i byłam gotowa zacząć się szarpać, gdy nagle zauważyłam kobietę stojącą w półmroku. Podpierała się o framugę i obserwowała nas ze zdenerwowaniem.
– Edvard. – odezwała się w końcu, a na dźwięk jej głosu mój mąż gwałtownie obrócił się w jej kierunku, uwalniając moje usta. – Zostaw ją.
– To nic takiego. – odchrząknął mężczyzna, próbując upchnąć w spodnie penisa we wzwodzie.
Nawet na mnie nie spojrzał. Nie pomógł mi wstać. Byłam dla niego niewidzialna.
– Nie zapominaj, że nosi twoje dziecko. – kobieta odezwała się ostrym tonem.
– Ah, jeszcze to... – westchnął Edvard, jakby przypomniał sobie o jakimś zaległym kłopocie. – Nie wiem jak i kiedy to się stało... – uniósł ostrzegawczo palec. – Ale jeżeli dowiem się, że celowo pominęłaś choćby jedną tabletkę antykoncepcyjną...
– To co? – kobieta wydawała się być zniecierpliwiona.
– To zmuszę cię do aborcji. – zwrócił się do mnie, odpowiadając na jej pytanie, a potok łez znów zalał moje policzki.
– Daj jej już spokój. – Margareta pokręciła głową i przywołała mojego męża ruchem ręki. – Takie rzeczy załatwia się w domu, synu. Chciałbyś, by nakrył was któryś z ciekawskich gości? Wiesz, jak mogłoby to wpłynąć na twoją... Na naszą reputację?
– Wiem. – odparł, wzdychając ciężko, jakby matka przeszkodziła mu w najlepszym momencie zabawy.
Unikałam jego wzroku jak ognia, ale gdy wychodził odważyłam się unieść głowę, co okazało się zgubne. Patrzył na mnie, uśmiechając się złośliwie.
– Dokończmy później. – rzucił przez ramię.

                                                                                                                                  N.

MALBAT TOM 2Where stories live. Discover now