Rozdział 20

3.4K 177 34
                                    




Alice

   – O czym piszesz? – Astrid uśmiechała się łagodnie, poprawiając materiał długiej sukienki, który zmarszczył się, gdy usiadła w fotelu.
    – O niczym ważnym. Właściwie to... – Nancy zawahała się na moment. – Używam pamiętnika, gdy po kłótniach z Edvardem nie mam z kim porozmawiać.
  Zrobiło mi się gorąco, kiedy usłyszałam o ich scysji. Od razu zalała mnie fala wyrzutów sumienia, że nie ruszyłyśmy za przyjaciółką od razu i zaczęłam się jej dokładniej przyglądać. Szukałam śladów na ciele, które świadczyłyby o tym, że znów doświadczyła przemocy ze strony męża. Poprawiała sobie makijaż, widziałam świeże smugi nierówno nałożonego podkładu, poza tym oczywiście zaczerwienione oczy zdradzały, że płakała. Oprócz tego dostrzegłam dziwne zasinienie na szyi i aż zamrugałam z przerażenia.
    – Pokłóciliście się? – Rachel wyglądała na zmartwioną. – Jest bardzo zły za ślub?
    – Mhm. – Nancy wbiła wzrok w ścianę.
    – Pewnie nas nienawidzi, co? – Astrid przechyliła głowę i westchnęła. – Trudno mu się dziwić...
    – To już nie ma znaczenia. Było minęło.
    – Nancy, bardzo mi przykro. – kobieta założyła za ucho czerwone włosy, robiąc smutną minę. – To miał być najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
    – Najpiękniejszy dzień w moim życiu będzie za kilka miesięcy.
Wszystkie trzy odruchowo popatrzyłyśmy na jej brzuch, który był tak samo płaski, jak kilkanaście minut temu.
    – Boże, tak się cieszymy! – Astrid zaklaskała w dłonie. – Będziesz cudowną mamą! A Edvard? Cieszy się?
    – Jest trochę... – blondynka przełknęła ślinę. – Zaskoczony.
    – To normalne! Później będzie wniebowzięty, zobaczysz!
    – Być może masz rację... – odparła cicho, kompletnie nieprzekonana.
  Serce mi pękało, gdy widziałam, jak walczyła sama ze sobą, by się nie rozpłakać.
    – Nancy, nie przejmuj się nim. – rzuciła Rachel, głaszcząc przyjaciółkę po ramieniu. – Kłótnie w małżeństwie się zdarzają.
  Nie mogłam winić jej za nieświadomość, w końcu jako jedyna wiedziałam o horrorze, który rozgrywał się w życiu Nancy, ale mimowolnie zmarszczyłam brwi.
Kobieta od razu zauważyła moje poddenerwowanie, więc zdobyła się na sztuczny uśmiech i podniosła się z fotela, poprawiając warstwy tiulu, które zaczęły plątać jej się pod nogami.
    – Nie ma o czym mówić. – wyszczerzyła się i wskazała na korytarz prowadzący do głównej sali. – To moje wesele, więc rozkazuję wam wypić za zdrowie mojego maleństwa.
    – Z wielką chęcią! – Rachel natychmiast się ożywiła.
Astrid też zerwała się z fotela i tanecznym krokiem ruszyła przed siebie. Nie miałam okazji, by porozmawiać z Nancy na osobności, ale udało mi się wyszeptać:
    – Było bardzo źle?
    – Tak.
    – W skali od jednego do dziesięciu?
    – Jedenaście.
    – Kurwa...
    – Alice. – kobieta uśmiechnęła się, przygryzając dolną wargę. – Ufasz mi?
   Mój żołądek zrobił salto, a w gardle pojawiła się gula, stworzona z żalu i bezradności. Nie mogłam się odezwać, więc pokiwałam twierdząco głową.

Po którymś z kolei drinku zapomniałam już czym jest stres, strach czy złość. Nagle wszystko wydawało mi się łatwiejsze, choć zdawałam sobie sprawę, że to zgubne, bo rano miał czekać na mnie potworny kac.
  Jednak po co przejmować się nim zawczasu? Nancy śmiała się z naszych pijackich żartów i również wyglądała na rozluźnioną, a to było dla mnie najważniejsze. Pragnęłam, by była szczęśliwa.
   Siedziałyśmy przy długim stole, który był pusty, bo rodzina pana młodego najzwyczajniej w świecie nami gardziła, a nasi mężczyźni zniknęli na chwilę, by wyprowadzić Shelby, która przecież przyjechała do kościoła prosto ze spaceru w lesie, a później dotarła na wesele, gdzie przez cały czas leżała pod stołem i grzecznie pilnowała swojego pana. Zaczęłam szczerze wielbić tego olbrzymiego psa, już nie mówiąc o Liamie, który całą uroczystość przesiedział na podłodze i tylko nogi wystawały mu spod obrusa.
    – Alice, zobacz na tego kelnera.
    – Którego? – rozejrzałam się wokół zamglonym wzrokiem.
Cała sala wirowała, a mnie cholernie to bawiło. Zachichotałam, gdy Rachel złapała mnie za głowę, by naprowadzić moje spojrzenie na właściwy punkt. Faktycznie – niski, krępy blondyn stał przy ścianie, trzymając w dłoniach srebrną tacę.
    – Ciągle na ciebie patrzy.
    – Serio? – poprawiłam się na krześle. – Skąd wiesz?
    – No przecież widzę. – przyjaciółka przewróciła oczami. – Chyba ma na ciebie ochotę.
    – Przestań. – parsknęłam śmiechem i schowałam twarz w dłoniach, niczym zawstydzona nastolatka.
Facet był kompletnie nie w moim typie, jednak miło było dowiedzieć się, że mogłabym się komuś spodobać. Po kilku latach mieszkania w małym miasteczku byłam spragniona kontaktów międzyludzkich. Nie mogłam sobie też przypomnieć, kiedy ostatni raz z kimś flirtowałam.
    – Pomachaj do niego. – zachęciła mnie Astrid.
    – Po co?
    – No weź, zobaczymy co zrobi. Może tu podejdzie? – Nancy wyglądała na rozbawioną i podekscytowaną wizją robienia sobie jaj z mojej pijackiej próby poderwania obcego gościa.
  Podpuszczona przez moje głupie przyjaciółki uniosłam dłoń i pomachałam do mężczyzny, kokieteryjnie poruszając palcami.
  Byłam tak wcięta przez szumiący mi w głowie alkohol, że nie dostrzegłam jego reakcji. Usłyszałam jednak, że Rachel i Nancy zaczynają rechotać, a Astrid przyłożyła dłoń do ust. Nie zdążyłam nawet zapytać o co chodzi, bo gdy uniosłam głowę zobaczyłam czarny strój kelnera.
    – Hej. – rzucił pewnym głosem i błysnął mi zębami przed twarzą.
Trochę mnie zamurowało. Mój umysł działał na bardzo zwolnionych obrotach, przez co minęła chwila nim zdecydowałam się odpowiedzieć.
    – Hej...
Astrid zaśmiała się pod nosem, ale za cholerę nie wiedziałam co ją tak bawiło. Nie spodziewałam się, że gość serio do mnie podejdzie, więc czułam się speszona jego obecnością.
  Zapanowała niezręczna cisza, ale facet dość szybko postanowił ją przerwać:
    – Przyszłaś tutaj sama?
    – Kto? – uniosłam jedną brew, wytężając zapijaczony umysł, ale szło mi to wyjątkowo opornie. 
    – Ty, idiotko. – wyszeptała Nancy, walcząc sama ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem i pochyliła się do mnie, obejmując mnie ramieniem. – To moja siostra, Alice.
    – Miło mi. Jestem Fredrik. – wyciągnął do mnie rękę.
  Chciałam być miła i kulturalna, więc chwyciłam jego dłoń, potrząsając nią nieco zbyt energicznie. Przestałam się kontrolować, a to powinno być sygnałem do zaprzestania picia, jednak, gdy Astrid podsunęła mi kieliszek, opróżniłam go niemal natychmiast.
    – Wpadłeś w oko naszej przyjaciółce. – Rachel kiwnęła na mnie głową.
    – Co? – mruknęłam zażenowana i poczułam, że się czerwienię. – Wcale nie.
Dobra, to może nie było miłe, ale pijani ludzie są nad wyraz szczerzy.
    – Ciężko mi uwierzyć, że taka piękna kobieta jest singielką. – Fredrik puścił mi oko. Starał się być uwodzicielski, ale ja tylko zaśmiałam się pod nosem, bo kiedy tak bacznie mu się przyglądałam, stwierdziłam, że wygląda trochę jak dzwonnik z Notre Dame. Twarz miał jakoś tak dziwnie wykrzywioną i zastanawiałam się czy na trzeźwo widziałabym go w ten sam sposób. Istniało bowiem prawdopodobieństwo, że gość prezentował się normalnie, a to tylko mój obraz falował przez nadużycie procentów. Tak czy inaczej – Fredrik z Notre Dame nie podbił mojego serca.
    – Nie jestem singielką. – trochę skłamałam, bo moja sytuacja była dość niestandardowa i chyba było lepiej, gdy nie wdawałam się w szczegóły.
    – Masz męża?
    – Nie. Tak. W sensie nie wiem. Trochę. Ale raczej nie.
Rachel i Nancy odchyliły głowy, zanosząc się śmiechem, a Astrid wyglądała, jakby sama nie zrozumiała moich słów. Była porządnie wstawiona.
    – Więc nie masz. – stwierdził z zadowoleniem i oparł się tłustymi łapami na naszym blacie.
  Siedziałyśmy przy kilkudziesięcioosobowym stole jedynie we czwórkę, a i tak obecność Fredrika przyprawiła mnie o mdłości i niemalże klaustrofobie. Pragnęłam, żeby się odsunął, a najlepiej to sobie poszedł, ale moje przyjaciółki najwyraźniej nie podzielały mojej niechęci do tego gościa.
    – Usiądziesz z nami? – uśmiechnęła się Nancy.
    – Jestem w pracy, chyba nie powinienem...
    – Pracujesz dla mnie, palancie. To moje wesele. – kobieta wskazała na swoją białą suknię. – Usiądźże na dupie.
  Fredzio, czy jak mu tam, jak na zawołanie klapnął swoim spasionym tyłkiem na krzesło, które stało akurat naprzeciwko mnie.
    – Więc... – mężczyzna podrapał się po czole. – Dobrze się bawicie?
    – Fantastycznie. – burknęłam pod nosem.
  Facet przyglądał mi się z niekrytą fascynacją, a gdyby był postacią z kreskówki, prawdopodobnie zaczęłaby mu właśnie lecieć ślina z pyska, powodując kałużę na podłodze. Cholera, wyobraziłam to sobie i znów zrobiło mi się niedobrze. Koniec z alkoholem.
    – Może zatańczymy? – Fredrik wyszczerzył się do mnie, nazbyt swobodnie pochylając się nad stołem, by musnąć moją dłoń.
  Cofam wcześniejsze słowa – bez alkoholu jednak się nie obejdzie.
Skrzywiłam się na jego śmiały gest i już chciałam otworzyć usta, gdy usłyszałam gdzieś nad sobą głos... Tak jakby z nieba?
Aż musiałam zadrzeć głowę, by upewnić się, że to nie Bóg przemawia do Fredzia ostrym jak żyletka tonem:
    – Ja chętnie z tobą zatańczę. – warknął Christian, przesuwając język po wnętrzu policzka.
    – Oh, kogo my tu mamy... – Rachel nie mogła powstrzymać się od komentarza i rozsiadła się wygodniej, czekając na rozwój wydarzeń. Żałowałam, że nie trzymała jakiejś paczki z popcornem, bo wyglądałaby jeszcze zabawniej.
  Astrid wpatrywała się w Christiana, jakby widziała go pierwszy raz w życiu, prawdopodobnie zbyt pijana, by w ogóle uczestniczyć w naszej dyskusji, a Nancy zachichotała, dając mi delikatnego kuksańca w bok.
    – Patrz na to. – szepnęła mi do ucha z rozbawieniem i odwróciła się do wkurzonego przyjaciela. – Nie przesadzaj, pozwól Alice potańczyć sobie z Fredrikiem. To nic takiego.
    – Nic takiego? – w ciemnych oczach mężczyzny zapaliły się dwa ogniki.
    – A kim ty w ogóle jesteś? – Fredzio uniósł brew i zaczął powoli podnosić się z krzesła. Dopiero kiedy stanął okazało się, że sięgał Christianowi gdzieś do połowy klaty i wyglądał jak jego młodszy brat.
    – Gówno cię to obchodzi. – wtrącił się blondyn, który zaraz stanął za przyjacielem, uśmiechając się cwaniacko.
  Gdzie dym, tam ogień.
  Gdzie ogień, tam pożar.
  Gdzie pożar, tam problemy.
  Gdzie problemy... tam Neil.
    – Nie rozmawiam z tobą. – Fredrik chyba chciał zaimponować mi swoją odwagą, ale ja uznałam, że był po prostu wyjątkowo głupi, próbując postawić się trzem mężczyznom, bo już po chwili dołączył do nas również Mason.
    – Chyba będzie lepiej jak już sobie pójdziesz. – westchnęłam, przecierając dłonią zmęczone oczy.
    – Jeden taniec i odpuszczę. – uśmiechnął się szczerze, ignorując mordercze spojrzenie Christiana.
    – Masz ochotę potańczyć? – mój udawany mąż zacisnął pięści, które chwilę później oparł na stole. – Gruby, mógłbyś iść z nim na parkiet?
    – Jasne. – Mason przeciągnął się, ziewając. – Oby zagrali coś wolnego.
    – A co, nie masz siły się ruszać? – zarechotała Rachel, znów napełniając nam kieliszki. Od razu chwyciłam za ten należący do mnie i wlałam sobie do gardła palący płyn.
    – Wasz nowy kolega jest tak napalony, że chętnie zatańczę z nim przytulańca.
    – Ohyda. – kobieta wybuchła jeszcze głośniejszym śmiechem, pokładając się z Nancy na stole. Mi jednak nie było do śmiechu.
    – Uspokójcie się... – jęknęłam, czując jak plącze mi się język. Nagle oblała mnie fala gorąca, a wódka, którą wypiłam przed chwilą skumulowała się z pozostałymi procentami i uderzyła we mnie z ogromną mocą.
Nie mogłam dłużej patrzeć na Christiana, który wciąż nade mną wisiał, bo kręciło mi się w głowie.
    – Nie będę tańczył z tym gościem. – prychnął Fredrik, taksując Masona niechętnym wzrokiem i skrzywił się odrazą.
    – Twoja strata. – Christian uśmiechnął się kpiąco. – Ale z nią też nie będziesz tańczył.
    – A to niby dlaczego? – wybełkotałam, ledwo trzymając głowę w pionie.
Nie to, żebym miała ochotę na jakikolwiek kontakt fizyczny z tym kelnerem. Po prostu Christian jak zwykle musiał pojawić się w asyście tych dwóch przygłupów i dumnie prezentować swoje największe czerwone flagi. Zdenerwował mnie tym kontrolowaniem i podejmowaniem za mnie decyzji, a mój pijany diabełek, który siedział mi na ramieniu, prowokował mnie do kłótni.
   Christian zerknął na mnie, unosząc lekko brwi i pochylił się, bym dobrze go słyszała:
    – Bo jestem twoim mężem i sobie tego nie życzę.
  Prychnęłam i już byłam gotowa mu odpyskować jakimś banalnym tekstem, ale upierdliwy Fredrik z Notre Dame musiał się bezsensownie wtrącić, czym wkurzył mnie jeszcze bardziej:
    – Ej, Alice. – wypowiadając moje imię zerknął prowokująco na swojego rywala, a następnie przeniósł wzrok na mnie i przyglądał mi się dokładnie, jakby w moich oczach próbował doszukać się potwierdzenia słów, które już po chwili opuściły jego usta: – Przecież ty nie masz męża.
  Oblał mnie zimny pot.
    – Ej, Fredrik. – Christian sparodiował jego głos, uśmiechając się diabolicznie. – Przecież ty nie masz górnych zębów.
    – Słucham? – obruszył się mężczyzna, kompletnie zbity z tropu, ale zamiast otrzymać werbalną odpowiedź, poczuł silne uderzenie w szczękę, a jego głowa odskoczyła do tyłu.
  Upadł na podłogę i przyłożył dłoń do ust, rozglądając się na boki spanikowanym wzrokiem.
    – Christian! – krzyknęłam, zrywając się z miejsca. – Dlaczego go uderzyłeś?!
    – A jak ci się wydaje? – wzruszył ramionami, kompletnie nieprzejęty całą sytuacją.
Astrid otworzyła szeroko oczy, Rachel musiała zacisnąć nogi, żeby nie posikać się ze śmiechu i rżała na całe gardło w akompaniamencie rechotu Masona i Neila, a Nancy zakryła twarz dłońmi.
    – Tak nie można! – pisnęłam żałośnie, choć chciałam brzmieć poważnie.
Wbiłam w Christiana wrogie spojrzenie, a przynajmniej taki miałam zamiar. Nie wiem, jak dokładnie wyglądała moja naburmuszona mina, ale chyba nie zrobiła większego wrażenia na mężczyźnie, bo jedynie mrugnął do mnie, a w jego oczach błysnęło rozbawienie.
   Już miałam się schylić, by zobaczyć czy Fredrik faktycznie stracił jakiegoś zęba, gdy nagle poczułam, że się unoszę, a świat zawirował. Wszystko widziałam do góry nogami i gdyby nie to, że Christian szedł bardzo powoli, prawdopodobnie zwymiotowałabym mu na plecy. Przerzucił mnie sobie przez ramię i odwrócił się do przyjaciół:
    – Wracamy do domu. – zadecydował. – Ktoś jedzie z nami?
    – Ja. – wyrwał się Neil. – Wystarczy mi na dziś.
Nie wiedziałam, czy wciąż nie do końca doszedł do siebie po zażyciu narkotyku, czy bardziej chodziło mu o informację o ciąży, którą przekazała nam Nancy. Tak czy inaczej, Neil nie miał ochoty na całonocną imprezę.
   – Też chętnie wróciłbym do domu, ale jeżeli dziewczyny chcą się jeszcze bawić to zostanę, żeby je przypilnować. – Mason popatrzył na przyjaciółki, prawdopodobnie wewnętrznie błagając je, by zdecydowały się odpuścić.
    – Mi to obojętnie. – uśmiechnęła się Rachel. – A Astrid ledwo trzyma się na nogach.
    – A co z tobą? – Neil zerknął na siostrę. – Musisz tu zostać? W sumie to twoje wesele, ale z drugiej strony... – obrócił się w kierunku suto zastawionego stołu, przy którym pan młody doskonale się bawił.
    – Wracam z wami do domu. – odpowiedziała ponuro.
    – Jesteś pewna? Jeżeli chcesz to mogę z tobą zostać, żebyś czuła się pewniej.
    – Nie. – Nancy uśmiechnęła się do brata z wdzięcznością. – Konsekwencje i tak mnie nie ominą. – stwierdziła, a następnie przystanęła i momentalnie zesztywniała, jakby dotarło do niej to, co właśnie powiedziała.
     – Niby jakie konsekwencje? – Neil uniósł podbródek i wbił w kobietę świdrujące spojrzenie.
     – Ah, żadne. – machnęła ręką. – Tak tylko mi się powiedziało.

MALBAT TOM 2Where stories live. Discover now