Rozdział 12

3K 167 2
                                    

Alice

Nancy klęczała na kafelkach przed sedesem i gdyby nie obecność Edvarda, chyba pomyślałabym, że wymiotuje. Jednak mężczyzna szybko rozwiał moje wątpliwości, łapiąc narzeczoną za włosy i przyciskając jej twarz do muszli.
– Eddy, proszę... – wychrypiała, nim jej głowa zniknęła mi z zasięgu wzroku.
Gdy znów ją zobaczyłam, kilka mokrych kosmyków przykleiło się do jej policzka. Zaczęła kaszleć i powoli rozchylać zaciśnięte wcześniej powieki i właśnie wtedy udało jej się mnie dostrzec. Z paniką w oczach, ledwo zauważalnie zaczęła kręcić głową, dając mi znak, bym nie ingerowała. Jej ruchy były tak delikatne, że tylko ktoś, kto dobrze się przyglądał, był w stanie je dostrzec.
A ja patrzyłam bardzo dokładnie. Patrzyłam, jak była poniżana przez swojego przyszłego męża. Serce pękło mi na pół.
Jeszcze raz popatrzyła na mnie błagalnie, dając mi niemy rozkaz do wycofania się i odwróciła wzrok, by tyran, który wciąż trzymał jej włosy, nie zorientował się, że stałam tuż za rogiem.
– O co ty mnie, kurwa, prosisz? – szarpnął ją mocniej, a Nancy pisnęła z bólu i zaskoczenia. – Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo on doprowadza mnie do szału.
Zasłoniłam usta dłonią, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku.
– Chodzi o Neila, tak? – kobieta zamrugała, odganiając łzy. – Zdenerwował cię?
Głośny plask rozległ się po całej łazience. Musiałam zacisnąć pięści i zęby, by nie rzucić się na tego potwora. Miałam ochotę wydrapać mu oczy, gdy policzek Nancy zaczął puchnąć od mocnego uderzenia.
– Ty tępa suko. – wysyczał z jadem, który zawładnął moim umysłem. Zupełnie jakby napełnił maszynkę do tatuażu swoją toksyną i wbił igłę w mój mózg, permanentnie mnie naznaczając. Słyszałam jego głos i nie mogłam się go pozbyć. – Masz jeszcze czelność pytać, czy twój brat mnie zdenerwował?
– Przepraszam. – odpowiedziała pospiesznie, a jej drżący szept był przepełniony lękiem.
– Przeprosisz mnie w inny sposób. – rzucił drwiąco, łapiąc narzeczoną za włosy jeszcze bliżej karku, a następnie dwa razy uderzył jej drobną, bladą twarzą o deskę sedesową. Dźwięki ciała obijającego się o plastik zahuczały pośród marmurowych ścian pięknej willi, która jak widać skrywała obrzydliwe sekrety.
Nancy próbowała zakryć się rękoma, jednak przy sile uderzeń niewiele jej one pomogły. Kolejne pchnięcie padło na porcelanową część ubikacji, o wiele twardszą, więc z ust kobiety popłynęła mała stróżka krwi.
– Przep... – zaczęła, przykładając palce do rozciętej wargi, by zahamować mały krwotok.
– Klęknij. – rozkazał prześmiewczo, by jeszcze bardziej ją upokorzyć i odpiął klamrę paska, a mną zawładnął tak silny gniew, że całkowicie straciłam panowanie nad własnym ciałem.
Miałam w dupie, że Nancy kazała mi się nie wtrącać. Ten człowiek właśnie próbował ją zgwałcić i aż mną telepało. Wszystkie wspomnienia o pamiętniku mojej skrzywdzonej mamy wróciły w jednym momencie.
Przysięgam, że gdybym miała przy sobie broń, gotowa bym była zabić tego człowieka.
Cofnęłam się o kilka metrów, gorączkowo zastanawiając się nad jakimś sensownym planem. Ruszenie po pomoc nie wchodziła w grę, zanim odszukałabym Christiana, Masona czy Neila w tej ogromnej posiadłości mogłoby minąć zbyt wiele czasu. Nie byłam nawet pewna, w której części domu się znajdowałam.
Nie miałam więcej czasu i postanowiłam zrobić jedyną rzecz, która na tę chwilę wydawała mi się najrozsądniejsza.
– Nancy! – zawołałam, rozglądając się po korytarzu. Dla lepszego efektu uchyliłam drzwi do jakiegoś przypadkowego pokoju, wspinając się na wyżyny mojej gry aktorskiej. – Nancy, jesteś tu?
Usłyszałam ciche szuranie w łazience, więc od razu znalazłam się w tym cholernym pomieszczeniu, rozglądając się niewinnie na boki. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam przyjaciółkę, siedzącą na krawędzi wanny. Przy ustach trzymała pognieciony papier, wycierając krew z brody, a Edvard z czułością gładził ją po plecach.
– Co się stało? – otworzyłam szerzej oczy, starając się nawet nie patrzeć na tę gnidę, bo bałam się, że nie uda mi się pohamować gniewu i cały mój plan trafi szlag. – Uderzyłaś się? – zapytałam z troską.
– Nancy źle się poczuła i zasłabła. – mężczyzna złapał narzeczoną za rękę.
Ty skurwysynu.
– Naprawdę? – przyłożyłam dłoń do ust. – Źle się czujesz?
– Już lepiej. – Nancy zmusiła się do lekkiego uśmiechu, który wyglądał tak sztucznie, że Edvard poruszył się nerwowo. – Uderzyłam się o parapet, kiedy upadałam. To nic takiego.
– Moje biedactwo! – ruszyłam do przyjaciółki, klękając przed nią. – Potrzebujesz czegoś? Może wody?
– Nie, dziękuję. Eddy zadbał o wszystko.
W to nie wątpię, do cholery.
– To dobrze. Masz cudownego męża. – spojrzałam na mężczyznę i to był błąd, bo wyglądał na zajebiście zadowolonego z siebie, czym tylko wkurwił mnie jeszcze bardziej.
Drgnęłam, gdy ochota rzucenia się na niego z pazurami stała się jeszcze silniejsza, ale Nancy położyła mi dłoń na ramieniu, wyczuwając moje emocje i chęć ataku. Znała mnie aż za dobrze.
– Rozcięłam sobie wargę. – przyjaciółka próbowała odwrócić moją uwagę. – Bardzo widać?
– No... Trochę tak. – pochyliłam się nad Nancy, by dokładniej przyjrzeć się jej obitej twarzy. Policzek był zaczerwieniony, warga spuchnięta, a oczy przepełnione żalem. – Ale zaraz coś wymyślimy. Może skoczę po lód?
– Dobry pomysł. – uśmiechnęła się.
– Albo wiesz co? Chodź ze mną do kuchni. – podniosłam się do pionu i złapałam kobietę za rękę, żeby nie mogła się sprzeciwić. – Zrobię ci okład, ale oprócz tego powinnaś coś zjeść. To niepokojące, że zemdlałaś.
– W porządku. – zgodziła się bez wahania, prawdopodobnie chcąc oddalić się od Edvarda jak najszybciej i jak najdalej.
Mężczyzna pomógł jej stabilnie stanąć na nogi, a mnie aż skręcało w środku. Gdybym nie była świadkiem tego wszystkiego, co miało tu miejsce, uwierzyłabym, że to najczulszy facet na świecie. Jednak teraz już wiedziałam, że pod maską perfekcyjnego pana domu skrywała się prawdziwa bestia.
– Tylko nie jedz za dużo, kochanie. – powiedział, otwierając drzwi, by puścić nas przodem. – Chyba nie chcesz wyglądać grubo w sukni ślubnej? Będzie kilku fotografów, kamerzysta, ważni goście... Chcę, żebyś prezentowała się jak najlepiej.
Poczułam, że znów się we mnie gotuje. Robił z Nancy pieprzoną laleczkę, którą mógł chwalić się przed znajomymi. Już otwierałam usta, żeby się odezwać, gdy przyjaciółka chwyciła mnie mocniej za ramię.
– Oczywiście, skarbie. – zmusiła kąciki ust, by lekko się uniosły. – Będę wyglądać idealnie.
– Mam nadzieję. – skinął głową, znikając za rogiem.
Ciągnęłam Nancy po schodach, nie zwracając uwagi na to, że ledwo za mną nadążała. Chciałam znaleźć się jak najdalej tego psychopaty i to koniecznie gdzieś, gdzie nie mógłby nas podsłuchiwać.
Nie obchodziło mnie, że Nancy prawie potknęła się na schodach. Nie zwolniłam kroku nawet na sekundę.
Wparowałam do kuchni, gdzie ruda Marit w asyście jakiejś innej pomocy domowej szykowały elegancki posiłek.
– Mogłybyście zostawić nas same? – zapytałam, gdy pchnęłam Nancy w kierunku stołka barowego. Sama zaczęłam rozglądać się za apteczką.
– Miałyśmy podawać do stołu. – Marit odezwała się cicho.
– Wyjdźcie. – rzuciła Nancy, przymykając oczy ze zmęczenia.
Nie musiała mówić nic więcej, nie prosiła, nie przekonywała. Po prostu wydała rozkaz, bo jakby nie patrzeć, od jutra oficjalnie miała zostać panią tego domu.
O kurwa. Ślub.
– Co to, do cholery, było? – oparłam się rękoma o blat, chowając głowę między ramionami.
– Wszystko ci wyjaśnię...
– Nancy, tu nie ma co wyjaśniać. – nie patrzyłam na nią, kiedy zapytałam: – On cię bije?
– Alice...
– Nie. – ucięłam ostro. – Czy Edvard cię bije?
– Czasami. – westchnęła. – Ale nie codziennie. – dodała szybko, jakby to miało cokolwiek zmienić.
Pokręciłam głową, nie mogąc uwierzyć w to, co się działo.
– Żartujesz sobie?
– A czy wyglądam, jakbym żartowała? – Nancy wskazała na swoją zakrwawioną wargę, a ja na powrót zaczęłam szukać czegoś, czym mogłabym ją opatrzeć.
– Ktoś o tym wie?
– Słucham?
– Neil? Christian? Może Mason? Przecież pracuje z Edvardem, na pewno coś zauważył.
– Nie! Zwariowałaś? Nikt nic nie wie i tak musi zostać.
– Co? – obróciłam się tak szybko, że aż zakręciło mi się w głowie. – Jak to?
– Przecież gdyby Christian i Mason się dowiedzieli to... – otworzyła oczy jeszcze szerzej, o ile w ogóle było to możliwe i dodała z autentycznym przerażeniem: – A Neil? Jezu, nie. – zaczęła kręcić głową na boki. – Nie, nie i jeszcze raz nie. Oni by go zabili.
– I słusznie.
– Alice... Ty nic nie rozumiesz...
– Ja nic nie rozumiem? Właśnie byłam świadkiem, jak twój narzeczony się nad tobą znęcał!
– To akurat była jego łagodna strona... – Nancy westchnęła, bawiąc się palcami. – Zazwyczaj jest jeszcze gorszy.
– Nie może dojść do tego ślubu. – oznajmiłam zdecydowanym głosem, bo moim zdaniem nie było tu miejsca na dyskusję.
Jednak Nancy sądziła inaczej, bo zmarszczyła brwi i odezwała się szybko:
– Wręcz przeciwnie, Alice. Musi dojść do tego ślubu.
– Jak to? – zdziwiłam się i rozłożyłam bezradnie ręce. – Co ty wygadujesz?
– Zaufaj mi.
– Nie, Nancy. Nie wiem co ty masz w głowie, ale nie pozwolę, byś wyszła za tego potwora.
– Alice...
– Nie! – uderzyłam dłonią o blat. – Nie ma mowy.
– Wiem co robię. – upierała się i przechyliła na bok głowę, wlepiając we mnie intensywne spojrzenie. – Ufasz mi?
– Cholera jasna!
Chyba gdzieś to już kiedyś słyszałam. Przed oczami pojawił mi się Neil w mojej małej kuchni w Holmestrand. Ta dwójka była do siebie tak podobna...
– Ufasz mi? – naciskała.
– Tak. – jęknęłam, bo to słowo niemalże utknęło mi w gardle.
Nie kłamałam. Ufałam jej tak samo, jak Neilowi, Masonowi, Rachel, Astrid czy Christianowi, choć ten ostatni wkurzył mnie na tyle, że nie bez powodu wymieniłam go jako ostatniego. Bałam się o przyjaciółkę, nie widziałam jej od lat, a gdy w końcu miałam ją blisko siebie, okazało się, że wybranek jej serca jest sadystą. Nancy wycierpiała już swoje, straciła rodziców, żyła w ciągłym strachu, gdy Black Souls polowało na Malbat, została prawie skatowana na śmierć, a kiedy myśleliśmy, że wszystko zaczęło jej się układać, na jaw wyszła ta paskudna tajemnica.
Miałam wrażenie, że jakaś pieprzona klątwa ciągnęła się za nią przez całe życie.
Popatrzyłam na nią z miłością i obawą. Oczywiście, że się martwiłam. Ale Nancy najwidoczniej miała plan. A przynajmniej chciałam wierzyć, że tak właśnie było.
– Na pewno? – uśmiechnęła się delikatnie.
– Tak, Nancy. Ufam ci.
– Dam sobie radę i wszystko ci wyjaśnię. Po prostu... Jeszcze nie teraz.
– Chłopaki mnie zabiją, jeśli się dowiedzą, że dałam ci wyjść za tego... – nie dokończyłam. Machnęłam tylko ręką, bo aż zabrakło mi słów, by opisać tego człowieka.
– Wiem. – pokiwała głową z powagą. – Dlatego zrobimy wszystko, by się nie dowiedzieli.
– Nancy...
– Ślub jest już jutro, Alice. – przyjaciółka zsunęła się ze stołka i podeszła do mnie wolnym krokiem, jakby bała się usłyszeć odpowiedź na pytanie, które zaraz zadała: – Zostaniesz moją świadkową?
Oczy zaszły mi łzami. Tak bardzo chciałam odmówić i nie przykładać ręki do tego wydarzenia. Miałam ochotę dołączyć do obozu Neila, w którym palilibyśmy zdjęcia Edvarda na specjalnym stosie i dyskutowali o tym, jak bardzo go nienawidzimy... Jednak, gdy tylko odzyskałam głos, a największe wzruszenie minęło, pokiwałam głową i odpowiedziałam cicho:
– Oczywiście, że tak. – wytarłam mokry policzek, a Nancy rzuciła mi się w ramiona. – Chociaż chcę żebyś wiedziała, że gardzę twoim przyszłym mężem i nie obiecuję, że go nie zabiję.
Kobieta zachichotała, poprawiając jasne włosy.
– Ja też nie obiecuję. – mrugnęła do mnie zaczepnie.

Gdybym tylko wiedziała, że te z pozoru niewinne słowa zepchną nas w mroczną otchłań...
Nie. Nie cofnęłabym ich.
Demony naszej przeszłości znów dały o sobie znać, krążąc nam nad głowami, niczym wygłodniałe sępy.
Obiecałam sobie, że już nigdy nie dam skrzywdzić żadnego z moich przyjaciół.


Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty.

Stephen King

MALBAT TOM 2Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt