Rozdział 9

3.7K 183 4
                                    

  Christian

– Płaczesz? – Neil stanął za siostrą, wzdychając głośno.
Zawsze rozczulało mnie to, jak w przeciągu ułamka sekundy potrafił przetransformować się z lodowatego dupka w troskliwego brata.
Od razu pożałowałem całej tej awantury i również zbliżyłem się do Nancy.
Ja pierdzielę, przyjechaliśmy na jej ślub, widzieliśmy się od kilku godzin i już zdążyliśmy pożreć się tak bardzo, że mało brakowało, a zabrałbym Alice i Liama z powrotem do Holmestrand. Aż ciarki mnie przeszły na myśl, że za parę dni w ogóle będziemy musieli tam wrócić.
– Nie płaczę. – wymamrotała, pocierając policzki, by ukryć wilgotne ślady.
– Przepraszam... – szepnąłem, obejmując ją w pasie. Wciąż stała obrócona plecami w moją stronę, więc przyciągnąłem ją do siebie i położyłem jej głowę na ramieniu. – Przepraszam. – powtórzyłem, by dobrze mnie słyszała.
– Ja też. – Neil wywrócił oczami i uśmiechnął się lekko. – Trochę nas poniosło.
– Nasza pierwsza kłótnia od kilku lat. – wzruszyłem ramionami. – Musiało być grubo.
– Tak w stylu Malbatu. – zachichotała Nancy i pozwoliła nam zamknąć się w ramionach. Postaliśmy tak chwilę, ciesząc się z zażegnanego konfliktu, aż Neil poluzował uścisk, więc ja zrobiłem to samo.
– Możemy wrócić do rozmowy?
– Co chciałbyś wiedzieć?
Wzruszyłem ramionami, bo prawda była taka, że nie wiedziałem od czego zacząć. Na szczęście Neil ruszył mi z pomocą:
– Powiesz czym zajmuje się twój mąż?
– Już mówiłam, nie wiem. Poważnie.
– Serio? – mój przyjaciel przechylił głowę. – Edmund o niczym cię nie informuje?
– Edvard.
– Jeden pies.
– Neil...
– Okej... – sapnął znudzony. – Edvard o niczym cię nie informuje?
– Nie. – Nancy pokręciła głową, a w jej oczach błysnęła nutka wstydu. – Zabrania mi pytać o jego pracę.
– Zabrania ci? – włączyła się Alice i była to pierwsza rzecz, którą wypowiedziała od dłuższego czasu. Uśmiechnąłem się w duchu na jej słowa, bo nie dało się nie zauważyć, że była oburzona tym co usłyszała. – A od kiedy ty słuchasz tego, co każą ci inni?
– Mason też o niczym mi nie mówi. – poskarżyła się Nancy, ignorując pytanie mojej udawanej żony. – Ale mogę się domyślić.
– Dlaczego mam złe przeczucie, że to nic legalnego? – mruknąłem, odchylając do tyłu głowę.
– Czym legalnym mógłby zająć się Mason? – prychnął Neil. – Myślisz, że został kominiarzem albo weterynarzem? To logiczne, że władował się w jakieś gówno. Bardziej zastanawia mnie fakt, że twój wychuchany mężulek macza palce w jakichś brudnych interesach.
– Nie udawaj, że się o niego martwisz. – Nancy zmarszczyła brwi.
– Oczywiście, że nie. Ale martwię się o moją głupią, naiwną siostrę, która niedługo będzie jego... – zatrzymał się na chwilę, imitując odruchy wymiotne, czym rozbawił nas wszystkich, nawet Nancy. –... żo... żoną...
– Będziesz musiał jakoś to przeżyć. – zachichotała, dźgając go palcem w brzuch.
– A co z tym wszystkim ma wspólnego Rachel? – zapytała Alice.
Nawyki policyjne wciąż miała we krwi, więc nie dawała za wygraną, dopóki wszystkie kropki w jej głowie nie były połączone.
– Wydaje mi się, że handluje. – przyznała Nancy, jakby była to najnormalniejsza forma zarobku.
Cóż, dla nas, byłych gangsterów, faktycznie nie było to nic dziwnego...
– Mason załatwia jej prochy, a ona opycha je dalej? – Alice przechyliła głowę.
Wyglądała zajebiście uroczo, kiedy próbowała tak wszystko analizować.
– Tak mi się wydaje.
– Tyle w temacie nieładowania się w kłopoty. – zaklaskał w dłonie Neil. – Brawo, kurwa, brawo.
– Nie przesadzaj. Będziesz teraz udawał świętego?
– Oh, siostrzyczko, święty to ja może nie jestem, ale zamiast bawić się w narkotykowy biznes, ja zapierdalam do pracy. Ciekawe co powiedziałaby na to...
Zamarliśmy, gdy drzwi do salonu się otworzyły. Dosłownie.
Z. A. M. A. R. L. I. Ś. M. Y.
Myślałem, że takie akcje działy się tylko w filmach. Dobra, wiem, że nasze życie niekiedy przypominało komediodramat, czasami film akcji lub niskobudżetowy kabaret, ale takiego czegoś nigdy bym się, kurna, nie spodziewał.
Ludzie z Black Souls mogliby mnie torturować, a ja nie wpadłbym na tak popieprzony scenariusz.
Astrid stała w długiej, czarnej sukience i wysoko upiętych włosach. Wyglądała, jakby walczyła sama ze sobą, by się nie rozbeczeć, ale bynajmniej nie były to łzy wzruszenia. Mięśnie miała napięte od bólu, który malował się na jej twarzy i gapiła się prosto na Nancy, która z kolei wyglądała, jakby miała dostać zawału.
Dopiero po kilku sekundach Astrid odnalazła nas wzrokiem i otworzyła szeroko oczy.
Milczeliśmy, bo wszystkim odebrało mowę. Poważnie, staliśmy jak te kołki, a ja wręcz bałem się ruszyć w obawie, że spłoszę Astrid niczym dzikie zwierzę i już więcej jej nie zobaczymy. Walczyłem z chęcią rzucenia się jej na szyję, ale w tej czarnej kiecce wyglądała cholernie przerażająco.
– Wpuściła mnie wasze gosposia. – wyszeptała tak zdezorientowana, że aż zrobiło mi się jej szkoda. Chyba kompletnie się nas nie spodziewała. Błądziła wzrokiem po całym pokoju, omiatając zszokowanym spojrzeniem nasze równie zszokowane twarze, aż zatrzymała się na Neilu. – Co on tu robi? – zapytała drżącym głosem, jakby zobaczyła ducha.
Nikt nic nie odpowiedział. Neil uniósł lekko ramiona, dając znak, że nie ma pojęcia o co tu chodzi. Jedynym dźwiękiem, który do nas dochodził było cykanie zegara.
– Wszystko wam wyjaśnię, obiecuję! – pisnęła Nancy, składając dłonie jak do modlitwy, a ja zmarszczyłem brwi, bo gdzieś to już chyba słyszałem.
Pieprzone deja vu. Pieprzona Szwecja i pieprzone zagrywki Nancy.
– O co tu chodzi? – tym razem Astrid zazgrzytała zębami, jakby była porządnie wkurzona. – Przecież on nie żyje! – krzyknęła, wskazując na mojego przyjaciela.
– Kto, kurwa?! Ja? – Neil cofnął się o krok, bojąc się chyba, że Astrid w przeciągu tych kilku lat zdążyła ześwirować.
– Nancy zadzwoniła do mnie kilka dni temu i powiedziała, że zginąłeś w wypadku samochodowym! – syknęła rozjuszona kobieta, wymachując energicznie rękoma. – Przyjechałam na twój pogrzeb!
– Uśmierciłaś mnie?! – Neil odwrócił się w kierunku Nancy, która nerwowo gryzła paznokcie.
– Przepraszam no! – schowała twarz w dłoniach, ale szybko wyprostowała się i zerknęła na Astrid. – Bałam się, że nie przyjedziesz na mój ślub, więc wymyśliłam pogrzeb Neila...
– Jaki ślub?! – Astrid opadła szczęka.
– Jaki pogrzeb?! – Neil wydawał się coraz bardziej wzburzony.
Wrzeszczeli coś między sobą, ale przestało mnie to już interesować.
Kurde, co za dzień! Odchyliłem głowę do tyłu i pozwoliłem, by najszczerszy na świecie śmiech wypłynął z mojego gardła. Nie zwracałam na nikogo uwagi, po prostu rżałem na głos, a im więcej o tym wszystkim myślałem, tym bardziej mnie to bawiło. Przyłożyłem sobie ręce do skroni i rechotałem już na tyle głośno, że rozbolał mnie brzuch.
Alice patrzyła na mnie, jak na wariata. Neil zastygł z uchylonymi ustami, obserwując mój napad głupawki, a nawet spojrzenie Astrid złagodniało, gdy przysłuchiwała się salwom śmiechu, których za nic w świecie nie mogłem opanować.
Cholera! Staliśmy w salonie, wszyscy razem: ja, Alice, Liam, Nancy, Neil, Astrid. Zaraz miał przyjechać Mason i Rachel. Ludzie, za którymi tak bardzo tęskniłem. Rodzina, z którą zostałem rozdzielony. Przyjaciele, o których przez ostatnie pieprzone lata myślałem codziennie. Staliśmy w jednym pomieszczeniu, jak za starych dobrych czasów. Zdążyliśmy się już pokłócić i to nie jeden raz. Polały się łzy wzruszenia, smutku i radości, a to wszystko w przeciągu kilku godzin. Tylu emocji nie doświadczyłem przez trzy lata mieszkania w Norwegii, a wręcz wydawało mi się, że nie byłem zdolny do żadnych pozytywnych ludzkich odczuć.
Wreszcie poczułem, że żyję.
– I z czego ty się, debilu, chachasz­? – Neil rozłożył ręce. – Własna siostra podstawiła nade mną krzyżyk i to prawie dosłownie.
Nie przestawałem się śmiać, a gdy zobaczyłem, że kąciki ust Alice i Astrid również wędrują do góry, poczułem jeszcze większe rozbawienie.
– Przecież cię przeprosiłam! Nie zrobiłam tego specjalnie. Po prostu byłam pewna, że Astrid nie przyjedzie na mój ślub, bo pomyśli, że to zbyt błahe wydarzenie. – Nancy wbiła wzrok w dywan.
– Jesteś taka urocza. – mężczyzna przyłożył sobie dłonie do piersi i zrobił teatralnie rozanieloną minę. – Uważasz, że mój pogrzeb byłby ważniejszy, niż twój ślub z Edmundem?
– Edvardem.
– Nieważne. – machnął lekceważąco ręką.
– Nancy... – włączyła się Astrid, podchodząc bliżej. Oczy jej się śmiały, ale starała się brzmieć poważnie. – Naprawdę myślałaś, że nie przyjechałabym na twój ślub?
– Kazałaś nam się nie kontaktować... – Nancy wzruszyła ramionami, robiąc smutną minę. Wysunęła dolną wargę, a ja zrozumiałem, od kogo mały Liam nauczył się tych sztuk manipulacji i aktorskich słodkich oczu.
– To prawda. I byłam bardzo zdziwiona, gdy dostałam od ciebie zawiadomienie o pogrzebie, bo byłam pewna, że już nigdy się nie zobaczymy.
Miałem ochotę znów się roześmiać, na myśl o tym, że Astrid nie miała zielonego pojęcia o układach z Masonem, dilowaniu Rachel i naszym spotkaniu z Neilem w Norwegii. Cóż, może to i lepiej.
– A jednak przyjechałaś. – uśmiechnęła się kobieta, okręcając blond pasmo wokół palca.
– Przyjechałabym na ślub każdego z was. – oczy Astrid zaszły łzami i tym razem były to te właściwe- łzy radości. Otworzyła ramiona, a Nancy i Alice rzuciły się na nią z piskiem i znów się rozbeczały.
Kiedy wreszcie się od siebie odkleiły, a Astrid wyglądała jak panda, bo tusz do rzęs rozmazał jej się wokół oczu, przyszła kolej na mnie i Neila. Złapałem kobietę i okręciłem kilka razy, a ona śmiała się i zaciskała mi ręce na szyi. Znów zostałem podduszony, ale i tym razem miałem to w dupie. Cieszyłem się z każdej chwili w obecności przyjaciół.
– Dziękuję, że przyjechałaś na mój pogrzeb. – wyszczerzył się Neil, przejmując ode mnie Astrid. Stanęła stabilnie na podłodze, zaśmiała się i oplotła mężczyznę ramionami.
– Gdybym od początku wiedziała, że to ślub, kupiłabym ładny prezent. – pociągnęła nosem, wycierając ostatnie łzy. – A tak to przyjechałam z pieprzonym wieńcem pogrzebowym! – syknęła w kierunku Nancy, udając wkurzoną i próbując ukryć, że cała sytuacja cholernie ją bawiła.
– Nie zmarnuje się. – Neil brzmiał całkiem poważnie, ale nie przestawał się uśmiechać, więc ciężko było się zorientować, czy mówił na serio. – Wykorzystam go na ślubie, żeby jeszcze dobitniej pokazać mój żałobny nastrój spowodowany faktem, że moja siostra zdecydowała się poślubić kretyna.
Okej, znając Neila... Nie żartował.
– Ależ mi niespodzianka, że nie akceptujesz narzeczonego Nancy. – droczyła się Astrid, kręcąc głową.
– Edmund to pajac, zresztą sama zobaczysz.
– Edvard, do cholery!
– Bez różnicy. – mężczyzna wzruszył ramionami.


Zasiedliśmy do rodzinnej kolacji. Przyjemnie było odetchnąć od obowiązku zajmowania się Liamem, który spoczywał na naszych barkach od kilku lat. Młody przeskakiwał z rąk do rąk cioć i wujka Neila, więc nie musiałem pilnować go na każdym kroku, żeby niczego nie zniszczył. Czułbym się prawie jak w domu, gdyby nie lekko sztywny gospodarz. Wydawało mi się, że patrzył na nas z rezerwą, ale nie brałem tego do siebie. Neil ostro przesadzał, facet może nie był duszą towarzystwa i był trochę zadufanym dupkiem, ale znam gorszych bogatych frajerów.
– Mason lekko się spóźni. – zakomunikował. – Ale zacznijmy bez niego.
– Smacznego wszystkim. – Nancy uśmiechnęła się szeroko, posyłając każdemu z osobna ciepłe spojrzenie.
– Właściwie to faux-pas. – mruknął mężczyzna, zajmując się jedzeniem.
Zawiało chłodem.
Neil uniósł głowę, jakby sam głos szwagra wyzywał go do pojedynku, a Nancy onieśmielona zerknęła w kierunku przyszłego męża.
– Słucham, kochanie?
– Mówienie „smacznego" to gafa, nie powinno się tego mówić przy stole. Ale nie szkodzi, zapewne nie miałaś o tym pojęcia. – jego odpowiedź nieco zbiła nas z pantałyku, bo dało się w niej wyczuć nutę wyższości.
– Nie traktuj mojej siostry, jakby była głupsza od ciebie. – burknął Neil, grzebiąc widelcem w talerzu.
Edvard roześmiał się, kręcąc przy tym głową. Kompletnie nie przejął się tonem Neila, a ja nie wiedziałem, czy po prostu miał go w dupie, czy zdążył się już przyzwyczaić do mojego uroczego, milusińskiego przyjaciela.
– Nie śmiałbym. – odparł, pochylając się do Nancy. Złożył kobiecie czuły pocałunek na czole, a później delikatnym ruchem uniósł podbródek narzeczonej i wpił się w jej usta.
Dobra, gość może i nie był najsympatyczniejszy, ale wiedział, jak dowalić Neilowi i nie powiem, zabawnie się to oglądało.
W końcu odkleił się od kobiety, a jedną ręką zaczął gładzić ją po plecach, obserwując jak Neil wywraca oczami i zajmuje się posiłkiem.
– Jak idą przygotowania do ślubu? – zagadnęła Astrid, przerywając niezręczną ciszę.
Chwała jej za to.
– Mamy mnóstwo pracy. Zależy mi, by wszystko było dopięte na ostatni guzik. To będzie wielki dzień. – uśmiechnął się zarozumiale. – Wszystko to dla mojej ukochanej przyszłej żony.
Nancy zachichotała, ale w jej reakcji było coś niepokojącego. Zerknąłem na nią podejrzliwie, ale szybko odwróciłem wzrok, bo Edvard zwrócił się bezpośrednio do mnie:
– Ile lat jesteście po ślubie?
– Słucham?
Kurwa! Prawie zawyłem, kiedy Neil kopnął mnie w nogę pod stołem. Trafił w piszczel, a mnie przeszła niesamowita fala bólu. Zacisnąłem zęby, uśmiechając się głupkowato.
– Ah, ja i Alice. No tak. – musiałem się cholernie pilnować. – Pięć lat. – podałem jakąś przykładową liczbę, byleby się odwalił.
– Pięć? – przechylił głowę, bacznie mi się przyglądając. Może czasami faktycznie dostawałem świra, bo życie w ciągłych tajemnicach bywało męczące, ale tym razem byłem pewien, że gapił się na mnie w dziwny, oceniający sposób. – Nancy mówiła, że trzy.
– Coś musiało mi się pomylić. – westchnęła kobieta, machając lekceważąco ręką. – Zresztą co za różnica, ważne, że są szczęśliwym małżeństwem.
Jak cholera.
– A ty, ile masz lat, chłopczyku? – zwrócił się do Liama, a mnie oblał zimny pot. Starałem się ukryć zdenerwowanie, zerkając na Neila, który siedział akurat naprzeciwko mnie. Mój kumpel przełknął ślinę z niepokojem wymalowanym na twarzy.
– Dziewięć.
– Jesteś bardzo uroczy, Lucas. – Edvard pochylił się odrobinę, drapiąc się po brodzie. – Urodę odziedziczyłeś po mamie, hm?
Ja pierdolę. Oddychałem głęboko, mając nadzieję, że nikt nie słyszy, jak gwałtownie wciągam powietrze. Myśli w mojej głowie tańczyły jakiś chaotyczny taniec, can-cana czy inne gówno, biegając we wszystkie strony. Nie nadążałem za tym, co działo się w moim przegrzanym mózgu. Na szybko próbowałem zorientować się, czy gość próbował sprawić niewinny komplement mojej udawanej żonie, czy może chciał przyłapać nas na kłamstwie, wykorzystując do tego dziecko.
Nie, to byłoby niemożliwe. Nie mógł wiedzieć, bo niby skąd?
Nie, Christian, zaczyna ci odbijać. Mieszanie Liama w sprawy dorosłych zawsze przyprawiało mnie o zawał serca, bo tak kurewsko frustrujący był fakt, że utrzymanie naszej tajemnicy zależne było w dużej mierze od rozbrykanego dziewięciolatka.
– Co ty wygadujesz. – zaśmiała się Nancy, ściskając nóżkę od kieliszka, aż zbielały jej knykcie. – Lucas to skóra zdjęta z Christiana.
– Też tak myślę. – dodała spokojnie Astrid, która zdawała się trzymać nerwy na wodzy.
– Jak myślisz, Lucas? – uśmiechnął się mężczyzna. – Jesteś bardziej podobny do mamy czy taty?
Liam zastanawiał się przez chwilę, nie przestając mielić kawałka klopsika, który chwilę wcześniej wsadził sobie do ust.
– Z wyglądu do mamusi. – zerknął na Alice, roztapiając serca wszystkich zebranych gości najsłodszym uśmiechem, na jaki było go stać.
Aktorstwo godne Oscara, pomyślałem rozbawiony i wypuściłem powietrze, czując niesamowitą ulgę w płucach.
– A z charakteru? – podłapał Edvard, nie dając spokoju.
Ten facet zaczynał mnie wkurwiać.
– Do taty. – tym razem Liam wyszczerzył się do mnie, a ja objąłem go ramieniem. Muszę zapamiętać, by kupić mu jakąś fajną zabawkę za ten teatrzyk.
– Co najbardziej lubisz robić z tatą?
Weźże się odwal, człowieku!
Tym razem na odpowiedź chłopca nie trzeba było długo czekać:
– Mnóstwo rzeczy! Razem się bawimy, oglądamy bajki i gramy w gry planszowe. Ale też chodzimy na ryby i na wycieczki po górach. Wie pan, że w Norwegii są takie wielkie skały? – otworzył szeroko ramiona, by pokazać o jak dużych skałach mówił. – I jeszcze jeździmy razem na rowerach i chodzimy na lody.
Przełknąłem ślinę, siląc się na słaby uśmiech i poczułem, jak żołądek zawiązuje mi się na supeł. Nie dlatego, że Edvard zaczął coś podejrzewać. Właściwie to słowa Liama brzmiały tak przekonywująco, że mężczyzna nie miał zamiaru ciągnąć go dalej za język. Poczułem silny skurcz w brzuchu, gdy uświadomiłem sobie, że Liam musiał tak kłamać i to tylko z mojego powodu, bo żadna z wymienionych rzeczy nigdy nie miała miejsca. Nie zabrałem go na ryby, chociaż prosił mnie o to przez kilka tygodni. Nie grałem z nim w gry planszowe, bo padałem zmęczony po pracy. Ani razu nie zabrałem go też na przejażdżkę rowerową...
– To świetnie, Lucas! – Nancy popatrzyła na niego z czułością. – Masz cudowną rodzinę.
– No... Nie do końca. – chłopiec wzruszył ramionami.
Kątem oka zobaczyłem, że Alice wbija w niego pytające spojrzenie i nerwowo skubie skórki przy paznokciach.
– Co masz na myśli? – uśmiechnął się Edvard, nakładając sobie dodatkową porcję klopsów.
– Tata nie chce się zgodzić na pieska.
Neil, Nancy, Astrid i Alice zaczęli chichotać, ale ja wiedziałem, że więcej w tym było ulgi, niż szczerego rozbawienia. Mimo wszystko, ja też zaśmiałem się pod nosem, żeby nie odstawać od reszty.
Ta kolacja zaczynała przypominać normalny, rodzinny posiłek.
– Skoro mowa o psach... – Edvard wyprostował się i odłożył sztućce. – Następnym razem, kiedy pozwolisz temu wielkiemu psu biegać po naszym ogrodzie, powiadom mnie o tym. – rzucił oschle do Neila. – Dostałem informację od służby, że ogromny kundel lata po naszej posesji. Zaniepokoiłem się, więc masz szczęście, że nie nakazałem go zastrzelić.
– Żebym ja cię, kurwa, nie zastrzelił. – prychnął Neil, unosząc lodowate oczy znad talerza.
Wspominałem coś o normalnej, rodzinnej kolacji?
– Słucham? – gospodarz zmarszczył brwi i gotowy był do dalszej dyskusji, ale Nancy trzymała rękę na pulsie.
– Skończyły się klopsiki? Ktoś ma jeszcze ochotę na klopsy, hm?
– Ja poproszę. – wypaliła Astrid.
– Ja również. – powiedziałem, chociaż te klopsy smakowały jak gówno. Szwedzkie żarcie chyba niczym nie różniło się od tego norweskiego.
– Zaraz poproszę Marit, by przyniosła nowy półmisek. – uśmiechnęła się Nancy.
Nie wiedziałem kim była Marit, ale byłem skłonny uwierzyć, że to ktoś zatrudniony specjalnie do donoszenia klopsów. W tym domu nic by mnie już nie zdziwiło.
Cóż, myliłem się, bo tego co nas czekało nie sposób było przewidzieć, ale wtedy nie miałem o tym pojęcia.
Niska kobieta o rudych włosach zajrzała do jadalni i uśmiechnęła się nieśmiało. Edvard nawet na nią nie spojrzał, kiwnął głową na puste naczynie, a Marit od razu sięgnęła po nie i wyszła, by już po chwili wrócić z dokładką tego obrzydlistwa. Tak naprawdę tylko Liam opychał się szwedzkimi klopsikami, ale najważniejsze było to, że wybiliśmy Neila i Edvarda z rytmu i przez chwilę przestali na siebie warczeć.
Uniosłem głowę, gdy z głębi domu doszły do nas odgłosy pukania do drzwi. Wiedziałem, że to Mason i Rachel i z ekscytacji zacząłem machać nogami pod stołem, chociaż piszczel, który prawie złamał mi Neil wciąż cholernie mnie bolał. Dobrze, że narzeczony Nancy nie widział mojego dziecinnego zachowania. Za nic w świecie nie potrafiłem opanować emocji i aż mnie roznosiło, a banan nie schodził mi z twarzy.
– To ja! – krzyknął Mason, jakby wchodził do siebie, a mnie coś zakłuło w sercu. Coś jakby... zazdrość? O to, że zwracał się do Edvarda, jak do najlepszego kumpla. Neil zacisnął usta, gdy usłyszał głos naszego przyjaciela, jakby walczył sam ze sobą, by nie wydrzeć się ze szczęścia na całe gardło.
Ożeż ty. Jasna cholera.
Mason wszedł pewnym krokiem, ubrany w pieprzoną koszulę od Armaniego, czarne spodnie i eleganckie buty, z których kiedyś miałby niezły ubaw. Kurna, mało tego. Mason schudł! I to sporo! Dobra, jego wartość BMI zapewne wciąż nie mieściła się w normie i wypierdalała poza skalę, nadal był otyły jak cholera, ale zrzucił ze dwadzieścia kilogramów. Albo szwedzkie jedzenie mu nie służyło, albo zaczął ćpać.
Bo umówmy się, o sport go nawet nie podejrzewałem.
Stanął jak wryty, gdy nas zobaczył co tylko uświadomiło mi, że Nancy nie raczyła go wcześniej poinformować o naszych odwiedzinach.
Byłem już na skaju krzesła, prawie podnosiłem dupę, by rzucić się temu frajerowi na szyję, gdy przyszła panna młoda zerwała się do pionu i rzuciła pośpiesznie, jakby brała udział w wyścigach:
– To jest mój przyjaciel, Mason. – uśmiechnęła się sztucznie, ignorując nasze pytające spojrzenia i grymasy, które, jak mniemam, wyglądały dość idiotycznie na naszych zszokowanych twarzach. Jeżeli wyglądałem tak samo debilnie jak Neil, który siedział z rozdziawioną paszczą, gapiąc się na Masona i Nancy, to tylko sobie współczułem. – Jednocześnie jest wspólnikiem mojego cudownego narzeczonego. – ciągnęła dalej. – A to moi przyjaciele: Alice, jej mąż Christian oraz ich syn Li...Lucas. A tutaj siedzi Astrid i mój brat, Neil. Poznajcie się, proszę.
Zapadło kilka sekund niezręcznej ciszy.
– Miło mi was poznać. – wydukał w końcu Mason z krzywym uśmiechem. – Przyjechałem z kuzynką, Ethel.
Dopiero teraz zauważyliśmy, że nie był sam. Za jego wielkimi plecami kryła się drobna postać, a Ethel była nikim innym, jak naszą kochaną Rachel.
Parsknąłem cichym śmiechem, modląc się, by nie przykuło to uwagi Edvarda. Najwyraźniej Rachel jako jedyna postanowiła zmienić imię na te paszportowe.
Przyjrzałem się przyjaciółce, której nie widziałem od dawna i zmarszczyłem brwi. Nie wyglądała jak moja Rachel. Nie było w niej tego ognia, ale trudno się dziwić. Wszyscy dużo przeszliśmy. Najwyraźniej Szwecja nie była jej miejscem na ziemi.
Mason podszedł do Alice i Astrid, witając się z nimi lekkim uściskiem dłoni. Teatrzyk Nancy nie miał końca, a ja zastanawiałem się co na celu miała akurat ta sztuka i zgrywanie przed jej przyszłym mężulkiem, że się nie znamy. Ufałem jej jednak na tyle, by wiedzieć, że skoro tak postanowiła, to musiał być jakiś powód.
Zbliżyłem się do Rachel, czy tam do Ethel, zresztą nieważne, spojrzałem jej głęboko w oczy i uśmiechnąłem się dyskretnie. Była wzruszona, łzy zabłyszczały jej w świetle drogiego żyrandolu, który dyndał nam nad głowami, a ja prawie się złamałem. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i zamknąć w ramionach, ale to byłoby dziwne przywitanie dwóch nieznanych sobie dotąd osób, więc musiałem się opamiętać.
A później przyszedł czas na kontakt fizyczny z tym idiotą, Masonem... I zaczęła się prawdziwa zabawa.
– Dobry wieczór. – rzuciłem z rozbawieniem, choć starałem się trzymać emocje na wodzy. – Miło mi was poznać.
– Nam również. Nancy dużo o was opowiadała.
– Doprawdy? – przechyliłem głowę, gdy zobaczyłem, że jego kąciki ust wędrują do góry.
Debil.
– Oh, oczywiście. Jestem niesamowicie szczęśliwy, że mogę poznać jej przyjaciół.
Wymieniliśmy przesadnie silne uściski dłoni, a później przyszła pora na Neila. Nie mogłem przegapić tego momentu, więc stanąłem sobie z boku, udając, że zajmuję się rozmową z Astrid.
– Skąd zna pan moją siostrę? – zwrócił się nad wyraz uprzejmie do Masona, który zacisnął usta w wąską linię, by nie wybuchnąć.
– To moja przyjaciółka z...
– Z? – Neil zamrugał niewinnie.
– Ze studiów.
Plecy mi zadrżały od wstrzymywanego śmiechu. Nie wiem co brzmiało bardziej absurdalnie- Mason w jakiejkolwiek szkole, czy Nancy studentka.
– Naprawdę? To świetnie. Nancy, tak właściwie to co studiowałaś? Wypadło mi to z głowy... – obrócił się do siostry, która przysłuchiwała się całej rozmowie i wbijała w tego głąba gniewne spojrzenie. Już uchylała usta, by coś odpowiedzieć, ale nie wytrzymałem i rzuciłem cicho:
– Dietetykę.
Mason wyszczerzył się, zaciskając oczy. Dobrze, że stał odwrócony do Edvarda, bo swoją mimiką sprzedałby nas od razu.
– To prawda. Fantastyczny kierunek, ale niestety nie zdałem. – Mason wzruszył ramionami.
– Oh, dlaczego...?
– A poszedłbyś do grubego dietetyka?
– Bez ryzyka nie ma zabawy. – wtrąciłem swoje trzy grosze, mrugając do przyjaciół. Uśmiechnęli się jeszcze szerzej.
Zawsze łapaliśmy nasze żarty. Tak bardzo za tym tęskniłem.
– Więc tak skończyła się twoja kariera?
– Przepisałem się na ginekologię.
– O, to ciekawe. – Neil pokiwał głową z wyraźnym zainteresowaniem, gestykulując dłonią, by kontynuował.
– Nie ma co mówić, jak chcesz to pokażę ci fotki najlepszych pacjentek.
– Jesteście okropni. – Astrid przewróciła oczami.
– Myślę, że się polubimy. – poklepałem Masona po ramieniu i wróciliśmy do stołu.
Usiedliśmy wygodnie. Wszyscy razem- Malbat i ten, jak mu tam... Przez Neila zacząłem mylić jego imię. Edvard.

Czułem się lepiej niż kiedykolwiek. Zupełnie jakby moje modlitwy i błagania zostały wysłuchane. Miałem blisko najbliższych, a jedyny problem, chociaż wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w ogóle go mam, polegał na tym, że nie potrafiłem przewidywać przyszłości. Nie zdawałem sobie sprawy, że czekało na nas niebezpieczeństwo, a spotkanie się po latach miało okazać się brutalnym i bezlitosnym testem dla całej naszej rodziny.
Malbat znów namiesza w naszym życiu, bo demony przeszłości nigdy nie zapominają.
... Za to zawsze wracają.
Szykując się na krwawą ucztę.


W pewnym momencie zaczęły ją jednak nękać demony;
szeptały wątpliwości, ostrzegały przed skutkami złamania obietnicy,
którą ślubowała dochować na zawsze.

Lucinda Riley

MALBAT TOM 2Where stories live. Discover now