Rozdział 34 - Kawałek Po Kawałku

86 3 8
                                    

17 Stycznia

Nathaniel

Tego dnia Rosalie zemdlała razem z filiżanką kawy w ręce. Ja po prostu stałem w swojej kuchni robiąc naleśniki na śniadanie, zauważyłem już wcześniej, że Rosie wydawała nieobecna, ale zawsze istaniało jakieś inne wytłumaczenie. W pewnym momencie po prostu odpłynęła, a ja jak najszybciej potrafiłem zadzwoniłem po pogotowie.

Nim się obejrzałem, siedziałem tuż przed salą w której ona leży. Najpierw mogłem być tam z nią, ale gdy tylko jej matka zjawiła się w szpitalu  wyprosili mnie. Miałem iść do domu i odpocząć, bo mieli zamiar porozmawiać o jej stanie i szczegółach których dostać nie mogłem.

Nie rozumiałam dlaczego, dlaczego nie mogę usłyszeć słów o jej stanie. I nadal się zastanawiam. A ja zamiast ruszyć dupę w trok i iść do tego popierdolonego domu, wybrałem inną opcję. Zostałem i czekałem przed salą.

Było około godziny jedenastej a ja siedziałem pod jedną ze ścian tego nieszczęsnego miejsca i na niewygodnym, białym krześle. Łokcie miałem podparte o kolana a twarz ukrytą w dłoniach. Każda moja myśl wędrowała do sytuacji przed dwóch godzin.

Jej matka znajdowała się już około czterdziestu minut w tej przeklętej sali. Liczyłem. Przynajmniej starałem się, bo moje myśli szybko się rozpraszały i wyobrażały najgorsze scenariusze.

Nie przeżyłbym faktu, że coś się jej stało. Przecież jest taka niewinna... Nie zasługuje na to wszystko co dał jej świat, na w szczególnej mierze kłamstwa. Wręcz przeciwnie, różyczka zasługuje na całe szczęście tego świata. Na te pozytywne rzeczy, nigdy negatywne.

Nigdy, prze nigdy.

Wszystko działo się tam szybko, że nawet nie złapałem momentu w którym drzwi sali się otworzyły. A oczy dwojga ludzi skierowały się na mnie. Po wyczuciu wzroku na sobie uniosłem lekko głowę, a w momencie w którym ujrzałem Lavinię Seth oraz doktora Dovana wyprostowałem się patrząc na nich wyczekująco.

Ich wzrok natomiast nie był zaskoczony, ani wyczekujący jak mój. Pan Dovan miał już wszystkie przypadki, nawet te najgorsze opanowane do perfekcji, jego już to nie ruszało.

Natomiast pani Seth miała oplakaną twarz. Mimo lekkiego, wodoodpornego makijażu, który podkreślał jej urodę widać było, że się popłakała. Nie miałem pojęcia co wiedziała, a czego nie. Ale zdecydowanie nie pałała radością.

- Nate, powinieneś iść do domu - powiedziała Lavinia po raz ostatni wycierając policzki mokre od łez. Wodoodporny podkład już nawet zaczynał się zmywać.

- Co jej jest? - zapytałem krzywiąc twarz w lekkim strachu, choć w duchu bałem się cholernie mocno.

Moja twarz w porównaniu do pani Seth również nie tryskała radością, była w równie tragicznym stanie. Nikt nie chciałby widzieć najważniejszej osoby w swoim życiu w sali szpitalnej nieprzytomnej.

Z boku musieliśmy wyglądać tragicznie, zgarbieni i twarze jakby właśnie ktoś umarł...

NATE, NIE KUŚ LOSU. NIE KUŚ LOSU.

- Stabilnie - odchrząknął doktor Dovan.

Dzięki Bogu.

Pokiwałem głową i znów zabrałem głos:

- Mogę do niej wejść?

- Pacjentka potrzebuje spokoju, nie wiem czy... czy to będzie możliwe - Odpowiedział lekko się mieszając ze słowami.

- Podwiozę cię, Nate. Musisz odpocząć i ochłonąć z resztą ja też - ponownie zabrała głos pani Seth.

Spojrzałem na nią z politowaniem.

Oddałam Ci Moje Gwiazdy  Where stories live. Discover now