Rozdział 54

1.5K 45 10
                                    

Lucas:

Wiedziałem, że prędzej czy później mój prawnik, da mi pozytywne wiadomości, iż moja żona zgodziła się na spotkanie. Kazałem mu ją poinformować o tym, że odbędzie się jutro o 14. Byłem od dłuższego czasu szczęśliwy. Spojrzę na nią ponownie, poczuje jej słodkie perfumy, a zwłaszcza natknę się na jej pyskaty język, który ubóstwiam.

Siedzę w gabinecie, przeglądając po raz kolejny, umowę z grubą rybą. Stary Barry chciałby ode mnie 400 kg kokainy do swoich klubów, a ja z wielką przyjemnością dostarczę, za odpowiednią sumę. Usłyszałem pukanie do drzwi, pewnie to Enzo.

-Wejść-powiedziałem stanowczo.

Przekroczył drzwi Enzo, tak jak się spodziewałem.

-Zamieniam się w słuch-powiedziałem jako przywitanie, wiem po co przyszedł.

-Odnośnie Avery, nic się nie zmieniło, w skrócie imprezuje-powiedział z zawadzkim uśmiechem.

-Dobrze, a interesy?

-No ostatnio Timmy Grant nie zapłacił za kokę-wyznał Enzo -Nie martw się, nasi się nim zajęli, dupek chciał jakieś zniżki- zaśmiał się szyderczo.

-Z jakiej racji?

-Z tego, że teraz mu na świat przyszła córka i potrzebuje pieniędzy.

-Nie on ostatni- zaśmiałem się.

-Otóż to-potwierdził.

-Już wiadomo kiedy się widzisz z Av?-spytał.

-Dla ciebie pani Mori- mruknąłem, Enzo się zaśmiał.

-Wątpię-wyznał. -Powiedziała mi, że mnie traktowała jak brata i szczerze bardziej by wolała moje towarzystwo niż twoje- poczułem ukłucie w sercu, skurwysyn miał rację. -Jak chcesz ją przekonać do powrotu?-spytał.

-Powiedzieć jej całą prawdę- wyznałem zrezygnowany.

-Stary jak ona ci to wybaczy to, to będzie istny 8 cud świata- powiedział z tym uśmieszkiem.

-Jakbym kurwa tego nie wiedział- przejechałem ręką po twarzy.

Byłem wykończony, zmęczony psychicznie. Brakuje mi jej, ona jest moim narkotykiem, od którego się uzależniłem. Potrzebuje swojej kolejnej działki, w postaci jednego jej uśmiechu.

-Jeżeli tyle masz mi do powiedzenia, to możesz iść- powiedziałam lodowatym tonem.

-A tutaj cię zaskoczę ale mam dla ciebie dobre wiadomości- zaćwierkotał.

-Jeżeli to nie są wiadomości o mojej żonie, to nie są ważne idź-machnąłem ręką.

-To jest ważne Luca, i mogę cię zapewnić poprawi ci humor.

-Wal-powiedziałem od niechcenia.

-Widziano Dimitrija-powiedział pełen zadowolenia, a ja się poderwałem z miejsca.

Krzesło spadło z hukiem, na moje szybkie stanięcie.

-Gdzie-warknąłem blisko niego.

-W Gwatemali-wyznał, a ja się uśmiechnąłem demonicznie.

Tu cię wywiało skurwysynu.

-Tego się nie spodziewałem, myślałem że on woli chłodniejsze klimaty.

-Też tak myślałem dlatego nasi go tam szukali, dałem 5 ludzi do cieplejszych krajów, ale dostałem telefon od mojego przyjaciela Petro Larsona, kojarzysz go prawda?- pokręciłem głową.- On zajmuje się dostawą narkotyków z Kolumbii do Stanów, po drodze zatrzymuje się przy wspomnianej Gwatemali, wspominałem mu że szukam Dimitrija, a on mi pokazał filmik jak Dimitrij je sobie w restauracji.

Czarna ZemstaNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ