|25|

190 7 1
                                    

~♧♤~

- No siemano koledzy, daje wam trzy sekundy, następnie moja armata wystartuję - odezwał się Alfa z góry ze schodów, który właśnie wjechał ze swoim nowym nabytkiem.

W tym momencie przed nas wyleciał Jay. Nasz główny ochroniarz. Niczego się nie boi. Za dwie sekundy zacznie się prawdziwa wojna.

- Jeden - w tym momencie wszyscy zaczęli się cofać. Moriss już stracił się z moich oczu przerażony, więc plan Harrego działa.. - Dwa - w tym momencie rozległ się straszliwy śmiech Alfy, który uwielbiam i wtedy już znajdowałem się za progiem, a on mógł popisać się swoim wynalazkiem. - I kurwa TRZY - na jego słowa zaczęły wylatywać pociski. Przedstawienie się właśnie zaczęło.

Jay stał na środku i strzelał, niesamowicie omijał każdy strzał. Reszta moich ludzi było porozstawionych wszędzie gdzie się dało i również oddawali strzały. Alberto stał po drugiej stronie za progiem, więc razem co jakiś czas, wychylaliśmy się i wystrzelaliśmy pociski. Nie mogliśmy być na widoku. Taka prawda, że to my w tym gramy główne skrzypce. Tymbardziej ja. Ja, który jestem przywódcą, więc jestem głównym celem tego zabiegu. W momencie zalała mnie fala gorąca i poparzyła niczym, żywy ogień. POWIEDZIAŁEM TO! Popełniłem najgorszy błąd, który mogłem tylko popełnić.. Jak mogłem do tego dopuścić, aby na moment odebrało mi zdrowy rozsądek, a zastąpiła go obsesja na punkcie tej kobiety. I to nie ja stałem się teraz głównym celem. Tylko ona..
Teraz wiedzą, że to moja słaba strona i w nią jako pierwszą muszą zaatakować.
Jak mogłem być kurwa, tak nie rozważny..

Zacząłem rozpaczliwe szukać kobiety wzrokiem, chociaż wiedziałem, że tu jej, przecież nie znajdę. Przechodziły mnie dreszcze. W mojej głowie zaczynały się wizję jej martwej. Moje ciało całe się napięło i zapłonęło jednocześnie, ale to mi dało jeszcze wiekszą siłę do działania.

Dałem znak Alberto, że muszę iść. Na moje miejsce stanął Leon. Najszybciej jak potrafiłem podążyłem drugim wyjściem z tarasu, aby mieć większą widoczność. Mój wzrok był skupiony tylko na pięknych rudych włosach i nic więcej. Nie wyobrażałem sobie nic innego, niż tylko odnalezienie jej. Moje ciało całe drżało ze strachu, ale musiałem myśleć rozsądnie. Biegłem przed siebie, oglądając się ze wszystkich stron, aby nikt nie wyszedł mi zza pleców. Z dala ujrzałem ludzi Morissa, zbliżając się do głównego wejścia, gdy nagle zapaliła mi się zielona lampka. Taki był ich plan - zwrócić uwagę na tej kobiecie, abym stracił rozum. Chcą ją porwać, lecz nie ze mną takie numery.
Skoro ją zgarnęli, to napewno wtedy przy głównym wejściu, czyli teraz są na tyłach. Natychmiast już nie odwracając się za siebie, pobiegłem na tyły domu.

Po przedostaniu się w wyznaczone miejsce ujrzałem te piękne rude włosy, które moje oczy jeszcze kilka minut temu, tak zachłannie szukały. Sofija na szyji miała obtoczone ramię Ronald'a. Znałem go. Główny przydupas Morissa, który jest jeszcze gorszy od niego samego. Nie zabije mnie. Dobrze wie, że gram tu główne skrzypce. Jej też wcale nie chce zabić. Za to ja - żądam jego krwi na moich rękach.

W tym momencie jej zielone tęczówki były skupione na mnie. Zauważyła mnie, ale wcale nie była przestraszona, była pełna determinacji. Co jeszcze bardziej napalało mnie na tą kobietę. Nawet w takiej chwili była pewna swego.

Jego wzrok również powędrował na mnie i wycelował we mnie z pistoletu. A to cymbał. Mówiłem, że jest jeszcze gorszy i głupi w dodatku, bo popełnił duży błąd. Zamiast do mnie, mógł wycelować w nią, wtedy byłoby trudniej, ale tylko ułatwił mi sytuację. Ćwiczyliśmy to z Sofiją. Dokładnie to samo. Kiwnąłem tylko głową, a ta już wiedziała co ma robić. Nie zdążyłem nawet wyciągnąć broni, jak już działo się przedstawienie. Zrobiła krok do tyłu, jego obtoczone ramię, od tyłu chwyciła pod genialnym kątem. Wykrzywiła, przez co głośno zawył, a na koniec przerzuciła przez siebie. Gdy tylko znalazł się na ziemi oddała strzał. To wszystko działo się tak szybko, że nie byłem na to gotowy. Ale zrobiła to!

W tym momencie byłem pod takim wrażeniem, że nie zadbałem o własne bezpieczeństwo..

- Cristiano! - wrzasnęła Sofija.

Kolejna sekunda, jak za moich pleców poleciały dwa strzały od Sofji. Zabiła dwóch gnojków, którzy już czalili się za moimi plecami.

Można powiedzieć, że URATOWAŁA MNIE! Nie mogę powiedzieć co wtedy czułem. Byłem z niej tak cholernie dumny, że nie mogłem uwierzyć w to wszystko. Ona jest tak poprawnie niesamowita, a ja tak niepoprawnie zepsuty..

Wleciałem w jej ramiona. Przytuliłem się w nią tak mocno, jak tylko umiałem. Następnie oderwałem się od niej i chwyciłem jej twarz w swoje dłonie.

- Tak się bałem o Ciebie. Ale jestem z Ciebie tak cholernie dumny. Jesteś niesamowita - powiedziałem wprost w jej błyszczące oczy.

Ta z zachwytu wtuliła się jeszcze raz mocno w moją klatkę piersiową. Jestem pewien, że usłyszała moje serce, które w tym momencie biło dla niej..

I w tym pięknym akurat momencie zawibrowała moja komórka. Będzie trupem ten, kto wysłał tą wiadomość w tak pięknej dla mnie chwili. Wyciągnąłem telefon i zajrzałem w powiadomienie.

"MAMY MORISSA"

To wystarczyło w zupełności. To jedno zdanie i wszystko było już załatwione i takie świetlne. Wszystko się udało. Jeszcze tylko powystrzelać tych wszystkich gnojków i sprawa będzie załatwiona.

Patrząc w te piękne oczy Sofiji, które jeszcze bardziej napełniły mnie działaniem, zapytałem.

- Gotowa na przedstawienie?

Rozumieliśmy się bez głupich tłumaczeń, ona wiedziała co mam na myśli. Dlatego teraz musimy wprowadzić bardzo ważną technikę.

- Głupie pytanie. Nie pamiętasz? Teraz ty masz mi pokazać co potrafisz..

W odpowiedzi tylko uśmiechnąłem się szeroko i złapałem Sofije za ręke. Razem wyciągneliśmy pistolety zmierzając się wzajemnie wzrokiem. Czeka nas najtrudniejsza część tego zadania, ale obydwoje dobrze wiemy na co się piszemy. Cokolwiek się stanie. Obronię ją. Poświęce się dla niej. Jestem gotowy, by za tą kobietę poświęcić wszystko. Ona już pokazała, że jest w stanie mnie bronić. Teraz ja zrobię wszystko, by czuła się bezpiecznie.

Ruszyliśmy przed siebie, tym samym tropem co szukałem wcześniej Sofiji. Teraz było już znacznie spokojniej jak na moje podejście. Tak zawsze kończy się każda wojna. Jak nasz Harry zapowiadał - trzeba wykończyć ich z naboi, a potem zaatakować, więc tak właśnie zrobiliśmy. Puściłem Sofije, chwila trwała, jak przyglądaliśmy się sobie, aż każdy z nas będzie pewny swego. Następnie kiwnęliśmy nawzajem do siebie i wparowaliśmy do miejsca zdarzenia. Nie patrzałem co i jak, tylko każda kula trafiała w łeb przygłupa.
(Wiedziałem, że teraz moja kolej na popisanie się umiejętnościami, dlatego ona oglądała to przedstawienie z wielką fascynacją.) Następnie schowałem pistolet, aby zabrać się osobiście za każdego gnojka, który stanął mi na drodze. Moje oczy pociemniały, gdy ich twarze stawały mi na przeszkodzie, a pięści same się zaciskały, aby oddać cios.

Teraz już Sofija dołączyła do mnie. Nadeszła pora na nasze kombinacje, które dobrze znała. Teraz to ja będę wybijać, a ona dokańczać każdego po kolei. Nikogo nie będzie żal. Oni mają zapłacić za wszystko..
A najbardziej ten skurwiel Morris..

~♧♤~

Dzieję się..

Miłego czytania!!♡♡

GWIAZDKUJESZ = MOTYWUJESZ ☆

Królowie Grzechu - ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now