|24|

200 11 0
                                    

~♧♤~

♤Cristiano♤

- Jeśli tylko zobaczę tego skurwiela Morissa, to przysięgam, że utnę mu jaja i będzie mnie prosił o przebaczenie.. - tłumaczyłem moim ludziom, gdy nagle każdy uchwycił wzrok na czymś innym niż na mnie.

Również spojrzałem w tym samym kierunku, co moi poprzednicy. Przyznam, że nie dziwię się im. Ten widok był zachwycający. Na schodach stała - moja królowa. Miała na sobie czarny koronkowy gorset i ciemno czerwony garnitur, który dodał jej uroku pewnej siebie kobiety. Swoje błyszczące włosy złapała w koka, a pistolet trzymała twardo w dłoniach. Schodziła na dół po schodach z wysoko uniesioną głową. Powoli podchodziłem do schodów, a gdy Sofija stała już na ziemi, wtedy chwyciłem jej dłoń i ucałowałem na znak wdzięczności.

- Nie jestem jedną z was - w momencie dostrzegłem, że jej wyraz twarzy się zmienił.

- Oczywiście, że jesteś - upewniłem ją.

- Jestem tą, która "dołączyła do was". Nigdy nie będę miała z wami takiej relacji, jaką wy macie między sobą.

- Nie mów tak - zasmucił się Leon.

- Jestem dla was obca - odwróciła twarz.

- Słuchaj, jesteś Królową tej pierdolonej mafii! - wykrzyczałem, a zaraz po mnie wszyscy wokół zaczęli bić brawa. Sofija obdarzyła wzrokiem wszystkich, w jej oczach można było dostrzec ogromną wdzięczność i podziękowanie. - A teraz głowa do góry. Wiesz po co tu jesteś i jaka jesteś silna. Wszyscy ogromnie w ciebie wierzymy. Jeden za wszystkich.. - a reszta wykrzyczała - "wszyscy za jednego". I to było ogromnie silne uczucie, które nas wszystkich połączyło. Jesteśmy jedną wielką mafijną rodziną!

W tym momencie przyszła reszta moich ludzi, którzy odpowiadają za ochronę. Mamy wielką armię. Jest nas zdecydowanie dużo, aby pokonać Morissa Rossomaka. Chcę żeby cierpiał, tak jak cierpiałem ja! Chcę żeby krwawił, tak jak krwawili moi rodzice na moich oczach! Chcę żeby ryczał ile wlezie, gdy moja bestia wyjdzie z siebie i zapragnie zemsty!

- Przygotujcie się. Zaraz tu będą! - ostrzegł Alberto i stanął do ataku.

- Sofija idź do tyłu. Narazie niech Cię nie widzą, to może źle wpłynąć - widziałem, że była nieprzychylna temu, ale nie mogłem dopuścić do zagrożenia dla jej bezpieczeństwa.

Moi ludzie byli niesamowicie dobrze przygotowani. Za moją osobą, każdy stał skupiony z wyciągniętą bronią przed sobą. Ja stałem w pierwszym rzędzie razem z najbliższymi mi osobami, byłaby tu Sofija, gdyby nie stereotypowe poglądy, dla których kobiety są źle postrzegane w mafii.

Z rozmyśleń wyrwało mnie donośne pukanie do drzwi, a następnie nie dając ani chwili do zastanowienia, wielkie podwójne drzwi zostają otwarte. Wszyscy jesteśmy gotowi do ataku. Nie wiadomo czego można było się po nich spodziewać. Za to ja zostałem nie wzruszony. Wiem, że to prawdziwa wojna, a Moriss jest sukinsynem jakich mało, ale wierzę w swoich ludzi, którzy oddaliby za mnie życie. Zwróciłem także uwagę na pełną armię na przeciwko siebie - wcale mnie to nie poruszyło. Na środku dostrzegłem Morissa, może trochę przestraszonego, bo zapewne myślał, że znowu nas zaskoczy swoim nalotem. Ale nie tym razem. Teraz jesteśmy, naprawdę przygotowani na krwawą batalię!

Z twarzą sztucznego uśmiechu podszedłem bliżej Morissa. Ten zmrużył oczy i dokładnie zaczął mi się przyglądać. Za chwilę wyciągnął broń ze swojej kieszeni, zaczynając we mnie celować, na co wybuchnąłem śmiechem - Oznaka tchórzostwa.

- Czego chcesz? - zapytał z napięciem.

- Zadać pytanie - uniosłem ręce do góry ze sztuczną oznaką pokoju, dalej z nie schodzącym uśmiechem na twarzy. Podszedłem jeszcze bliżej opuszczając ręce i stojąc całkowicie przed nim, zaśmiałem mu się prosto w twarz. - Jakie to uczucie? - pokazałem dłonią, patrząc w górę za myślą.

- Że jakie uczucie? - pyta, dalej nie spuszczając ze mnie broni. Jakby mnie teraz postrzelił to wiem, że nic by ze mnie nie zostało, ale tego nie zrobi. Jest zwykłym tchórzem, który spierdala, gdy tylko ktoś wyciągnie pistolet w jego stronę. Po za tym wiem, że mnie chciałby zostawić sobie na końcu - jako wisienkę na torcie.

- Przegrać - odpowiedziałem przekręcając w bok głowę.

- Przypominam, że to ty pierwszą bitwę przegrałeś - uniósł brwi do góry.

- O właśnie. Dobrze powiedziane. Bitwę, ale nie wojne. Ty mówisz o tej małej bitewce, w której byłem jeszcze małym gnojkiem, a za panowanie odpowiadał mój stary. W jakim świecie ty żyjesz Moriss? - chodziłem w kółko cały czas przy tym gestykulując. - Obudź się. Pora na prawdziwą wojnę. A zwycięstwo jest już zatwierdzone - tym razem odwróciłem się do niego plecami, by spowrotem wrócić na miejsce, co oznacza ogromną odwagę, gdy koleś celuje do mnie z broni.

- Przejrzałem Cię już na wylot Costteli - oznajmił tym razem Moriss.

- Mówisz o człowieku, który jest jedną wielką tajemnicą, a skrywa w sobie tyle mroku, o którym nikt nie ma pojęcia?

Nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, gdy za tłumu mojej armii wyłoniła się Sofija, kręci pistoletem w dłoni, mówiąc z poważną mimiką twarzy, patrzy prosto w Morissa. Ależ to odważna kobieta.

- Kobieta w mafii? Costteli proszę Cię, przecież to żenada. Ona tu nie przetrwa - zaczął wyśmiewać się szaleńczo Moriis, lecz on jeszcze nie zna Sofiji. Nie wie co potrafi i jaka silna z niej kobieta, że pewność siebie to zdecydowanie jej pierwsze imię.

Zauważyłem jak oczy Sofiji niebezpiecznie poczerniały, a twarz przybrała widoczny grymas niezadowolenia. Po czym zawiesiła pistolet w ręce i nacelowała nim w Morissa. Nie zdążyłem nawet zareagować, gdy kula wyszczeliła. Trafiła... Trafiła w jego kapelusz, który upadł na podłogę.

- Nie uważasz, że to seksistowskie? - powiedziała Sofija zdmuchując dym z lufki pistoletu. - Kobieta potrafi naprawdę wszystko przetrwać i proszę tego nie lekceważyć, bo trafię, tym razem nie w kapelusz.

Zrozumiałem, że to była tylko taka zagrywka, aby pokazać co potrafi i aby jej nie lekceważyć. Moja krew.

W pomieszczeniu zapanowała błoga cisza. Chyba nikt w to nie dowierzał, co się właśnie wydarzyło. Sam Moriss patrzył zdezorientowanym spojrzeniem przed siebie, nie dowierzając co właśnie zobaczył, bo nie tego się spodziewał, przychosząc tutaj. Nie docenił tej kobiety. Kiedy Sofija dalej stała z miną pełnej dumy, a pomieszczenie bez zmian utrzymywała cisza, mimika twarzy Morissa przybrała ostrego grymasu. Ciszę przerwało przeładowanie pistoletu, okazało się, że to Moriss. Chyba dopiero teraz przeanalizował jej słowa. A do mnie dopiero teraz dotarło co właśnie zrobił.., WYMIERZYŁ Z BRONI DO SOFIJI.

- Mierzysz do mojej kobiety ty sukinsynu! - coś we mnie wybuchło. Moja bestia w środku obudziłam się do walki, gdy zobaczyła co właśnie zrobił.
Nie wahając się ani sekundy podniosłem pistolet i również wycelowałem w niego.
- Lepiej opuść ten pistolet, jeżeli życie Ci miłe - wycedziłem przez zęby, na co Moriss się zaśmiał, a wtedy cały czar prysł.

- Na dół kurwa, albo stracisz za chwilę te wszystkie żółte zęby, a ja osobiście oddam, je twojej wróżce zębuszce - Leon zbliżył się do mnie, również z wycelowanym piostoletem na tego skurwiela.

Po chwili podszedł do nas też Alberto i teraz już we trójkę mierzyliśmy wzrokiem całą jego śmieszną gromadę. Nie wygra. Ja jeszcze trzymam asa w rękawie i chętnie go teraz wykorzystam. Wiem, że jak rozpętam wojnę, to Moriss ucieknie, dlatego na tyłach już czekają moi ludzie. Reszte trzeba po prostu powybijać, że będą padać jak muchy.

We trójkę kiwneliśmy sobie głowami. Wiedzieliśmy, na co się szykujemy. Wziąłem jedną rękę za plecy i podrapałem się - to był ustalony przez nas znak. Znak, aby rozpocząć, to co jeszcze się nie zaczęło..

Nie wiedziałem wtedy, że popełniłem jeden z najgorszych błędów..

~♧♤~

Prawdziwa mafia, właśnie nadchodzi..

Miłego czytania!! ♡♡

GWIAZDKUJESZ = MOTYWUJESZ ☆

Królowie Grzechu - ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now