Następne trzy dni spędziliśmy głównie na przygotowaniach do pogrzebu. Dużym problemem okazało się być to, że nikt z naszej czwórki nie zabrał ze sobą eleganckich ubrań, które mogłyby się nadawać na ten dzień.
-Powinniście pojechać do centrum i coś kupić, innego wyjścia już nie ma - stwierdziła pani babcia w sobotę, dzień przed pogrzebem.
-Chyba masz rację - zgodziła się Melody.
Tak więc teraz stoimy w, jednym z wielu tutaj, sklepie z ubraniami i próbujemy wymyślić co kupić, żeby to dobrze wyglądało, ale jednocześnie wydać mało pieniędzy.
-Dobra, ja po prostu wezmę czarną sukienkę. Jakieś buty mam ze sobą, więc nie będzie problemu - stwierdziła Mels i przeszła do damskiego działu.
-A my? - spytał wątpliwe Jake.
-Nie mam pojęcia - westchnąłem.
Przechodziliśmy pomiędzy wieszakami i półkami, rozglądając się.
-Ej, mam pomysł - odezwał się nagle Michael - tam są czarne marynarki, możemy kupić trzy takie same i ubrać do tego czarne spodnie.
Wskazał na wieszak.
-W sumie - wzruszyłem ramionami.
To nie tak, że będziemy wyglądać trochę kretyńsko, stojąc obok siebie ubrani tak samo. Ale cóż, pieprzyć to.
Znalazłem odpowiedni rozmiar i wszyscy udaliśmy się do przymierzalni.
Wszedłem do kabiny i po ubraniu się i stwierdzeniu, że wyglądam w porządku, postanowiłem odnaleźć Melody.
Wpadłem na nią wychodząc z przymierzalni.
-O, dobrze, że jesteś. Poczekaj tu, za chwilę pomożesz mi zapiąć sukienkę - powiedziała i weszła do kabiny.
Westchnąłem. Okay, to może trochę potrwać.
Michael i Jake poinformowali mnie, że będą czekać w kawiarni niedaleko stąd i gdy skończymy, mamy do nich dołączyć. Kotara lekko się odsunęła i po chwili zostałem wciągnięty do środka.
-To jak? Pomożesz mi? - spojrzała na mnie znacząco, zabierając swoje włosy z pleców.
Wzruszyłem ramionami i zasunąłem zapięcie na plecach sukienki.
Była bez rękawów, pewnie przez rękę nie mogła wybrać innej opcji, i była długa odrobinę przed kolana. Góra była przylegająca, a dół luźny i zwiewny.
-Jak wyglądam? - spytała.
-Idealnie.
W lustrzanym odbiciu widziałem, jak na jej twarzy pojawia się mały uśmiech.
-A wy co wybraliście?
Podniosłem do góry wieszak z marynarką.
-Świetnie, teraz rozepnij ten zamek.
Wykonałem jej prośbę.
-Możesz już iść, za moment do ciebie dołączę.
-Na pewno? Może jednak ci pomogę? - przygryzłem wargę, bo jedyną myślą jaką miałem, było "cholera, wygląda tak dobrze"
Zachichotała.
-Dam radę sama się przebrać.
-Jak chcesz - zrobiłem rozczarowaną minę i wyszedłem.
Zapłaciłem za zakupy i stanąłem przed wejściem do sklepu. Jakieś pięć minut później Melody do mnie dołączyła.
-Twój brat i Jake czekają w tej kawiarni niedaleko - oznajmiłem, jednocześnie zabierając od niej torbę z sukienką.