Zagryzłam wargi. Chciałam krzyknąć do słuchawki: „Wiedziałaś o naszym ślubie od prawie dwóch lat i prawie miesiąc przed musiałaś sobie wymyślić pierdolony wyjazd do pierdolonej Afryki". Zamiast tego znów milczałam. Poczułam się tak cholernie zraniona. Osoba, której zwierzałam się od najmłodszych lat. Osoba, którą tak mocno kochałam. Osoba, bez której nie wyobrażałam sobie życia. Po prostu mnie wystawiła. Mogła polecieć zaraz po ślubie. Mogła to wszystko inaczej zorganizować. MOGŁA. To było najgorsze, że ona mogła to zrobić. Ale nie zrobiła. Nie mieściło mi się to w głowie. Nie wierzyłam, że naprawdę podjęła taką decyzję.

– Jesteś? – zapytała, kiedy z mojej strony znów słychać było tylko ciszę.

– Tak.

– Gniewasz się?

– Nie. – Skłamałam.

– Na pewno będziecie się świetnie bawić! To będzie najważniejszy dzień waszego życia, nigdy go nie zapomnicie. Kochajcie się. Róbcie dużo zdjęć, żebym mogła je obejrzeć po powrocie. – „O ile wrócisz", dopowiedziałam w myślach. – Nie gniewaj się na mnie, Alice. Wiem, że ci przykro, ale musisz zrozumieć, że mam swoje życie i swoje marzenia, które chcę spełnić. Wiem, że tak naprawdę to rozumiesz. Wiem. Ty też masz swoje marzenia i też każdy pozwala ci je spełniać. Kocham cię, zawsze będziesz moją małą Ally!

Nie odpowiedziałam. Odłożyłam telefon od ucha, spojrzałam na ekran i wcisnęłam czerwoną słuchawkę. W tym samym momencie, w którym zakończyłam połączenie, strużki łez wypłynęły z moich oczu.

Nie potrafiłam tego pojąć. Nie rozumiałam, jak ciotka mogła to zrobić. I wciąż nie rozumiem. Nadal nie ruszyłam się z łóżka. Leżę i myślę. Jamesa jak na złość nie ma, ponieważ pojechał do mamy. Nie ma z nią najlepszego kontaktu. Szczerze mówiąc ma z nią fatalny kontakt, ale się stara. Próbuje wszystko naprawiać. Odwiedza ją, podejmuje rozmowy. Chce, żeby była na naszym ślubie, ale ona odpowiada mu tylko, że pękłoby jej serce, gdyby miała patrzeć jak jej go odbieram.

Podnoszę się i idę do łazienki przemyć twarz. Staram się chodzić bardzo cicho, żeby nie zwrócić uwagi pani Theresy, ponieważ nie chcę teraz przypadkiem na nią wpaść i tłumaczyć, co się stało. Dostrzegam jednak, że jej buty i płaszczyk, który nosi mimo dość wysokich temperatur, zniknęły, co oznacza, że wyszła z domu.

Wracam do sypialni i przez chwilę rozważam czy nie odezwać się do Dana, ale z tego, co wiem, był na dzisiaj umówiony z Millie, więc nie chcę kolejny raz się wtrącać i wychodzić na najgorszą...

Kiedy tak leżę na łóżku i obracam telefon w dłoni, słyszę sygnał nadchodzącej wiadomości. Zerkam niechętnie na ekran, spodziewając się, że to wiadomość od ciotki, ale szybko dostrzegam, że wiadomość nadeszła z nieznanego numeru. Siadam i odblokowuję telefon, żeby móc przeczytać treść.

„Jesteś najlepszą osobą, jaką znam. Jesteś piękna. Nigdy tego nie pojmiesz, nie zrozumiesz tej miłości, którą Cię darzę, ale ja będę kochał Cię wiecznie. Na zawsze Twój."

Serce zaczyna mi walić jak oszalałe. Przełykam ślinę i rozglądam się na boki. W mojej głowie od razu pojawiają się słowa anonimowego listu, który niedawno dostałam. To, że ktoś podrzucił go bezpośrednio do mojej skrzynki nie zdziwiło mnie jeszcze tak bardzo, ponieważ ludzie z okolicy raczej zdają sobie sprawę z tego, kto tutaj mieszka. Pomyślałam, że to właśnie ktoś z mieszkańców. Mój numer prywatny jest jednak dość strzeżony, dlatego czuję coraz większy niepokój. Skąd mój fan, a może raczej psychofan, ma mój numer? Naprawdę znają go tylko nieliczni... Kto to może być? Czy to tamten facet, który próbował mnie obmacywać, a przed którym uratował mnie Matt?

Podejmuję decyzję, by po prostu zapytać...

„Kto tam?"

Wiadomość zwrotna nie nadchodzi przez jakiś czas. Wychodzę z sypialni i sprawdzam czy pani Theresa zamknęła drzwi wejściowe. Niepokojące myśli zaczynają wypełniać mój umysł.

„Ktoś, kto nie zostawiłby takiego skarbu samego w domu".

Na widok tej wiadomości podbiegam do wszystkich możliwych okien, by sprawdzić, czy są zamknięte. W międzyczasie wybieram numer do Jamesa, ale nie odbiera. Znów przez myśl przebiega mi Dan, ale naprawdę nie chcę psuć mu spotkania. Zamiast tego ponownie próbuję połączyć się z narzeczonym. Bardzo rzadko dzwonię do niego, kiedy opuszcza dom.

– Tak, Alice? – pyta, tym razem odbierając po drugim połączeniu.

– James, błagam, wracaj do domu najszybciej jak się da. Dostaję dziwne SMSy. – Proszę, a on nie pyta o nic więcej.

Słyszę zamieszanie po drugiej stronie słuchawki.

– Nie rozłączaj się. – Poleca, trzaskając drzwiami. – Już jadę.

– Dobrze. Jestem sama w domu, ten ktoś o tym wie – mówię, a już po chwili tego żałuję, nie powinnam go aż tak stresować, kiedy prowadzi.

– Gdzie Theresa?

– Nie wiem, wyszła. Może poszła na zakupy – odpowiadam, stojąc przed telewizorem i oglądając obrazy z wszystkich kamer.

– Pozamykałaś wszystko?

– Tak, tak.

Przez chwilę żadne z nas się nie odzywa.

– Może zadzwonisz do Dana?

– Nie, jest dzisiaj zajęty. Poza tym na razie nic się nie dzieje. Obserwuję kamery.

Kiedy to mówię, telefon wibruje mi przy uchu. Przełączam rozmowę na tryb głośnomówiący i sprawdzam wiadomość.

„Nie musisz się bać. Nigdy nie zrobiłbym Ci krzywdy."

Te słowa w ogóle mnie nie uspokajają. Jeszcze bardziej skręca mnie w żołądku. Postanawiam nie odpowiadać. Żałuję, że wcześniej nie pomyślałam o tym, by po prostu zignorować pierwszą wiadomość...

Uważnie patrzę na każdy prostokącik, ale nie dostrzegam nic podejrzanego. Wreszcie na jednym z nich pojawia się Dodge i James wjeżdża na podwórko. Biegnie do domu, a kiedy tylko wchodzi do środka, rzucam mu się w ramiona.

Dream Biggest #3 ✔ 18+Donde viven las historias. Descúbrelo ahora