Rozdział 12

Mulai dari awal
                                    

Przestajemy rozmawiać i zaczynamy zwiedzać zoo. Millie postanawia czytać mi ciekawostki z tablic, które wcześniej za każdym razem pomijałem, jakby nie istniały. Traktowałem wyjście do zoo, jak rozrywkę, z której niczego nie można się nauczyć, a tymczasem mogłem wzbogacić się o ciekawą wiedzę. Czasami jestem ślepy.

Zatrzymuję się na chwilę dłużej przy jednej z tablic, zgodnie z radami mojej towarzyszki, by cieszyć się chwilą, jednak tym razem ona okazuje zniecierpliwienie i ciągnie mnie za rękę do kolejnej tablicy. Jej śmiały ruch, nad którym pewnie nawet się nie zastanawiała, budzi we mnie dreszcze.

Stajemy w miejscu, do którego tak bardzo chciała mnie przyprowadzić, a ona nie puszcza mojej dłoni.

– Patrz, wiedziałeś? – pyta, wskazując na ciekawostkę o pandach.

Wczytuję się w tekst, a po chwili pytam:

– Czy wiedziałem, że pandy w zoo nie chcą kopulować, dlatego puszcza im się filmy, na których inne pandy to robią?

Millie robi wielkie oczy i sama zaczyna czytać.

– Co? Nie! Chodziło mi o to, że mają układ pokarmowy tak zbudowany, jakby były mięsożerne. Musieli pozmieniać te tablice!

Jest wyraźnie zawstydzona, a ja nie umiem powstrzymać uśmiechu, obserwując jej reakcję.

– Zresztą, seks to ludzka rzecz – mówi, jakby chciała się przede mną wytłumaczyć, choć nie powiedziałem zupełnie nic, co mogłoby ją onieśmielić.

– Wiadomo. I pandzia też.

Wybucha śmiechem i prowadzi mnie w stronę ławki, wciąż nie przerywając uścisku naszych dłoni. Robi to dopiero, kiedy siadamy na deskach pomalowanych na zielono.

Patrzymy na poruszające się przed nami zwierzęta. Żyją swoim życiem. Zastanawiam się nad tym, czy dobrze im tutaj, czy może jednak wolałyby mieszkać tam, skąd pochodzą. Czy ich naturalne warunki nie byłyby dla nich lepsze?

Rozmyślając o tym, samoistnie zaczynam znów myśleć, czy to co robię ma sens. Czy czuję się dobrze? Raczej nie... Coraz bardziej brakuje mi Dana sprzed kilku lat. Bez przerwy błądzę i nie potrafię znaleźć wyjścia z labiryntu.

– Wiesz, moje życie jest takie puste. – Wypalam nagle, czując taką potrzebę i nie potrafiąc jej powstrzymać. – Jestem... Po prostu jestem. I tyle. Chciałbym znów mieć siedemnaście lat, być wschodzącą gwiazdą piłki nożnej i mieć Alice u boku – wyznaję, jednak szybko orientuję się, że mówienie na pierwszej randce o niespełnionej miłości nie jest najlepszym pomysłem. Niestety za późno.

Millie potakuje głową w zrozumieniu, ale co ona może rozumieć...

– Alice? – pyta.

– Znamy się od dziecka, jesteśmy sąsiadami. To moja najlepsza przyjaciółka. Powiedziałem, że chciałbym ją mieć u boku, bo kiedyś chodziliśmy razem do klasy, sama wiesz jak to jest. Teraz już nie mamy dla siebie tyle czasu, zwłaszcza, gdy jeździ w trasy.

– Zaraz, mówisz o tej Alice? Alice Ahearn?

– No, tak – odpowiadam.

Zawsze jest to dla mnie dziwne, kiedy ludzie tak reagują na jej istnienie. Znam ją całe życie i robiłem z nią masę durnych szczerzy. Dla mnie to Ally, ta sama, co dawniej. A ludzie dziwią się, jakby znane osoby nie były normalnymi ludźmi i nie żyły wśród nieznanych nikomu osób.

– Wow, byłam kiedyś na ich koncercie, jak grali w okolicy.

– To pewnie byliśmy tam razem. – Żartuję.

Czując się dziwnie z powodu tego, że wypaliłem z tematem Alice i spowodowałem, że Millie zamilkła, zamiast zacząć mówić o czymś innym, opowiadam o tym, że to właśnie z nią byłem dzisiaj w schronisku, a nasze psy to bracia. Byłoby łatwiej, gdybym czasami potrafił się zamknąć.

Do końca naszego pobytu w zoo atmosfera nie przypomina już tej, którą udało nam się stworzyć na samym początku. Mil niby mnie zagaduje i opowiada różne rzeczy, których dowiedziała się w gabinecie weterynaryjnym, ale nie jest tak podekscytowana i radosna jak na samym początku.

Właściwie nie wiem, ile Millie wie o Alice. Być może nie zdaje sobie sprawy, że jest w związku z Jamesem, a ja żałuję, że o tym nie wspomniałem. Może ona teraz myśli, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń. Choć trzeba przyznać, że istotnie tak jest. Łączy nas specyficzna więź, ale nie miłosna.

Nie wspomnę jednak o tym teraz, bo jeszcze wyszłoby na to, że przez cały czas trwania naszego spaceru i rozmów, ja rozmyślałem o Alice.

Zbliżamy się do wyjścia, a ja bardzo nie chcę, żeby nasze drogi rozeszły się, kiedy my pozostajemy w niezbyt dobrych nastrojach. Przekraczamy bramę. Za chwilę każde z nas ruszy w swoją stronę i będzie po wszystkim. Czuję się zobowiązany jakoś zareagować, zaproponować coś w ramach rekompensaty i wdzięczności za to, że mnie tutaj zaprosiła. Poza tym naprawdę chcę zobaczyć się z nią kolejny raz.

– To kiedy pasowałoby ci odwiedzić mnie, Jaxa i Rocky'ego? – pytam, uśmiechając się.

Kąciki ust Millie również wędrują do góry, jest wyraźnie ucieszona z powodu mojej propozycji.

– Przyszły tydzień mam dosyć napięty, ale będziemy w kontakcie, dobrze?

– Dobrze.

– A właśnie, jak się ma Rocky? – pyta, a mnie urzeka jej zainteresowanie.

– Lepiej, dużo lepiej po tych lekarstwach.

Zamieniamy ze sobą jeszcze z dwa zdania, po czym się żegnamy. Tym razem przytuleniem. Wracam do auta w dobrym nastroju i jestem pewien, że ona też. To naprawdę fajna dziewczyna, a przynajmniej taka się wydaje. Widać, że kocha zwierzęta i interesują ją wszystkie szczegóły z nimi związane. Do ludzi też jest bardzo miła.

Tylko dlaczego w każdym zakamarku mojego mózgu błąka się Alice?

Dream Biggest #3 ✔ 18+Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang